Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścig/Maraton

Dystans całkowity:2014.27 km (w terenie 1003.51 km; 49.82%)
Czas w ruchu:88:26
Średnia prędkość:22.78 km/h
Maksymalna prędkość:60.30 km/h
Suma podjazdów:5800 m
Maks. tętno maksymalne:194 (98 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:12774 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:111.90 km i 4h 54m
Więcej statystyk

Maratron w Prudnikach + Finał ME

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(0)
15km w czasie 3h dało mi miejsce w ścisłej czołówce :D Pozrywali taśmy na trasie i 98% startujących zgubiło się w górach opawskich gdzieś na granicy. Na ostatnich 5km łapię gumę i idę z buta, towarzyszy mi Jacek, który razem ze mną zgubił się już na początku :) Okazało się że załapał się na pudło a mnie przypadło 6 miejsce (inne kategorie).

Katowice - Hel i kac moralny

Sobota, 12 maja 2012 · Komentarze(7)
W Katowicach pod Spodkiem spotykamy się o 15:00. Na miejsce docieram 5 minut po czasie z małymi przygodami po drodze... Chwilę później ruszamy jedenastoosobowym peletonem. Lecimy przez: Bytom - Olesno - w Wieluniu krótka przerwa, uzupełnienie bidonów. Dalej: Sieradz (kolejna, planowana przerwa). Średnia cały czas rośnie, jedziemy przez: Turek - Koło (tu dołącza do nas Mad) - Włocławek i przerwa na której dołącza do nas Łukasz i Waxmund, który przyjechał z Warszawy. Na liczniku 340km, średnia 33.8km/h. Do tej pory atmosfera była doskonała, wszyscy trzymali równe tempo. A po przerwie... Zaczął się koszmar. Deszcz, wiatr, tranzytówka, chwilę później wypadek w peletonie. Mad zalicza wywrotkę wjeżdżając w koleinę i wypada na sąsiedni pas, gdzie mało nie doszło do kolizji z samochodem. Czołówka nie widzi co się dzieje i lecą dalej. Tempo gwałtownie spadło, większość powoli miała dosyć, momentami emocje biorą górę i wylewamy z deszczem frustrację. Około 4 nad ranem, 30km przed Toruniem wszyscy robimy przerwę na stacji, żeby ustalić co dalej. Cali przemoczeni, robimy małe zamieszanie wywalając regał z gazetami :D To była dosłownie chwilowa poprawa nastrojów bo decydujemy, że jeśli pogoda się nie zmieni, wsiadamy w pociąg w Toruniu i lecimy nim do Trójmiasta. Jedziemy! Przed nami około godzina drogi. Było tylko gorzej ;) Zaczął się ulewny deszcz i silny wiatr, a sam start ze stacji był dla ns wszystkich wielkim szokiem. Ostatnio tak zimno było mi na Mazovi 24h. 10*C, całkowicie przemoczeni, jadąc pod wiatr, kurczowo trzymaliśmy kierownicę i próbowaliśmy się rozgrzać. Najdłuższa godzina w życiu. W końcu docieramy na dworzec, gdzie Kurier rzuca: "Kto jedzie dalej ?" Zebrała się piątka wariatów, w tym: Wilk i Wax. Reszta miała kompletnie dosyć, najbardziej doskwierało nam wyziębienie. Sam miałem gołe nogi i bolały mnie kolana. Po 10 rano dojeżdżamy pociągiem do Malborka, skąd przesiadamy się na kolejny do Gdyni, a stąd już rowerem około 60km do celu. Tu także dzielimy się na grupy. Raptor, Ficek, Tadek i ja lecimy rowerem, a pozostała trójka jedzie dalej pociągiem. Pogoda o tyle lepsza, że nie padało i asfalt był suchy, za to wiało niesamowicie z zachodu. Rowery same uciekały na pobocze. Gdzieś we Władysławowie odrywa się od nas Tadek i leci spokojnie swoim tempem. Piotrek podkręca średnią i w trójkę docieramy do Jastarni zmęczeni i głodni ale szczęśliwi :) Pogoda cholernie nam nie dopisała. Na miejscu nawet nie usiedliśmy całą ekipą coby pogadać i powspominać. Każdy miał dosyć i było nam zimno. Szampan wrócił z nami do domu. I w związku z takową porażką już planujemy powtórkę. Wielkie gratulację dla Wszystkich, którzy przejechali cały dystans. Kurier, Wilk chapeau bas! Ktoś jeszcze dał radę ?

Ekipa Kato - Hel '12 © Jedris

Orzesze XC

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(3)
Nie zawsze wszystko układa się tak jak sobie to zaplanowaliśmy. Zerwałem łańcuch, to tyle ;)

Ka-Bum

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(4)
Czyli maraton Miechowski 10h

Godzina 3:52. Jest niedzielny środek nocy. Stoi na de mną Raptor i pyta "Wysłać ci wiadomość jak już dojedziemy do mety?" Skuteczna pobudka pomyślałem, a potem obudziłem się w Miechowie przed 6 rano.
5*C, do startu nieco ponad godzinę. Spory zapas czasowy wykorzystaliśmy na... właściwie to co my robiliśmy przez tą godzinę..!? Wystartowaliśmy spóźnieni kwadrans po 7. Szczerze myślałem, że robimy kółko rozgrzewające. Raptor z Fickiem i Kubą od razu pompa pod górę a ja z Szymonem zaczęliśmy wyharkiwać sople z nosa. Po pierwszym kółku wpiąłem dopiero licznik i oderwałem się od Szymona bo zamarzałem. W końcu doczekałem się ucieczki i trzymałem się jej przez 4 kolejne kółka. Prawdopodobnie po kolejnym wyplułbym płuca, więc spasowałem. Dojechałem Szymona i lecieliśmy razem ok 10 kółek, później dziwnie został na podjeździe. Jak się okazało, pękła mu linka tylnej przerzutki. Wiedziałem, że do końca nie będę miał z kim współpracować.
Miałem ze sobą tylko jeden bidon i na kolejnym 'dublu' Rap odstąpił mi swój i to pełny. Ja nie wiem jak można machnąć 7 dych na trzech łykach i jechać dalej ale dzięki stary! :D W między czasie jadłem niezastąpione bułki z pasztetem i batony. Po 5h były tak niedobre, że wkładałem je bezpośrednio do gardła
żeby nie czuć smaku. Później przerwa na żurek i czas odpalić mp3. Wtedy poczułem przypływ mocy. Znowu trzymałem się grupy lidera i przejechałem tak kolejne 4 kółka pasując na podjeździe. Szkoda było się zakwaszać na pozostałe 5h, to zdecydowanie jeszcze nie moje tempo. Od tej pory wiozłem się do samej mety robiąc jeszcze jedną krótką przerwę na 'mega żurek' i uzupełnienie bidonów.
W ten sposób zrobiłem 88-89 okrążeń. Powstał drobny problem w wyniku różnicy 50m na jednym kółku, więc nie wiem dokładnie. Wiem natomiast, że przejechany dystans pozwolił mi uplasować się zaraz za Fickiem i Raptorem, więc nieoficjalnie ogarnęliśmy pudło.

Mazovia 24h - Różowe Słonie Silesia Team

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(3)
I wreszcie przeszedł czas upragnionej Mazovi :D W zasadzie to dalej nie wiem co mnie ciągnie do tego, żeby zadawać sobie ból przez całą dobę
ale jak na razie jest to ekscytujące. Zgodnie z założeniami ruszyliśmy w piątek rano spod mojego domu po naszego kutego na cztery nogi Ficka.


Droga do Wawy trochę nas wymęczyła bo trwała ponad 7godzin z czego większość czasu spędziliśmy na korkach, objazdach i zwężeniach.
W rezultacie na miejscu mieliśmy kilka genialnych pomysłów. Początkowo miał być biwak na stadionie przy ławce rezerwowych a skończyło się na
wolnej hali, którą wykorzystaliśmy maksymalnie (Pani z obsługi chyba nie przypadliśmy do gustu :D) Urządziliśmy się w luksusowych warunkach i wieczorem
w nagrodę razem z ekipą 2x duo z Rosji wypiliśmy po zimnym lechu. Na szczęście byliśmy na tyle rozsądni, żeby się nie przyłączyć ;D
Rano pobudka o 8 i ostatnie przygotowania do startu w południe. Przy okazji poznaliśmy osobiście flasha, który przyjechał z Gdańska zmierzyć się z trasą,
(bo tak to trzeba nazwać) w kat. solo.

Godzina zero (start)

Na pierwszy ogień poszedł Michał, który na pierwszym okrążeniu wyrobił przewagę kilkudziesięciu metrów nad kolejnym zawodnikiem, tym samym zaliczając
rekordowe okrążenie. Kolejny był Paweł, Piotr, ja. Zmienialiśmy się co jedno okrążenie i Od samego początku nasza przewaga rosła.
Kiedy wzrosła do blisko 20minut zmieniliśmy taktykę na po 2 kółka, żeby mieć w nocy więcej czasu na odpoczynek. Wszystko układało się idealnie, nawet flash
prowadził w solo :D

Godzina zero (noc)

Kilka minut po starcie Raptora trafiła nas pechowa awaria. Nasz lider, Specu strzelił focha i powiedział, że nie będzie dalej jechał przez to błoto,
skrzywił się i stanął w miejscu. Rap, nasz zespołowy szybkobiegacz wrzucił rower na plecy i z buta zmagał się z trasą, przy okazji skręcając kostkę, a co.
Ja w tym czasie zrelaksowany po prysznicu, wysuszyłem ciuszki i spokojnie ubierałem się z dużym zapasem czasowym. Do hali nagle wpada Rap z łańcuchem w zębach...
Wrzuciłem na siebie co miałem pod ręką, czołówkę do kieszeni. Wystrzeliłem z hali jak oparzony, wskoczyłem na start i pojechałem na trasę
robiąc jedno z moich szybszych okrążeń o tej porze. Nie znałem bieżących wyników i napędzała mnie myśl, że Team Reno jest tuż za nami lub niewiele przed nami.
Postanowiłem że zjeżdżam po kółku (byłem nastawiony na odrabianie strat) i wjechał Ficek. To był błąd z mojej strony.
Teraz już wszystko zaczęło się walić. Ja miałem motywację żeby gonić bo strata wynosiła jedynie 7 min, więc myślałem że wrócimy do wersji zmiany po jednym okr.
a chłopaki nieprzytomni, Pawła odpoczywał po ost. sesji a Piotrek zastanawiał się czy w ogóle wyruszyć przez ból nogi.
Ficek założył że robi 3 kółka i cały mój zapał poszedł się... Ja jedynie się wyziębiłem co skutkowało tym, że rano opadłem z sił i
kręciłem nienormalnie wolne kółka.
Zacząłem się wkurzać na siebie bo w zeszłym roku miałem to samo. Od 8 rano ja nie potrafię jeździć, o tej porze nie mogę robić długich przerw.
Co innego warunki atmosferyczne :D Na początku było źle a pod koniec maratonu na trasie myślałem że "to" kółko się nigdy nie skończy.
Głębokie błoto, ciemny las, ulewny deszcz i porywisty wiatr, 11 stopni i od startu mokre ciuchy. Zgroza, fajnie się pisze ale to trzeba przeżyć:D
Osobiście nigdy nie przeżyłem takiej pokuty.
Flash też miał przygodę i należy wspomnieć bo musiał zakończyć maraton po 12h i mimo to zajął 6 miejsce :D

Różowe słonie Ostatecznie rywalizację zakończyli na zasłużonym 3 miejscu z przewagą 2 kółek nad 4m, samymi kontuzjami oprócz Ficka oczywiście.
Ten niszczyciel zrobiłby maraton nawet rikszą bez jednego koła pedałując lewą nogą...

Słowo się rzekło i za rok jedziemy bogatsi o doświadczenie odebrać to na co tak ciężko pracowaliśmy ;)

[okr. 12,3km x9]

Amen

Najedli się syto paluszkami, popili piwem i poszli spać po dwunastej. Prawdziwie zawodowo traktują zawody.
Kolacja w przed dzień startu © Jedris


O proszę. Grupa trzech bohaterów. Ironmani z prawdziwego zdarzenia. 24h później leżeli i kwiczeli że noga boli, że woda zimna, że ciuszki brudne a trasa trudna :D
Iron Maiden © Jedris


Ficka znowu nie ma. Przetacza krew czy coś...
Uzbrojeni i naiwni © Jedris


Biwak i nasza bramka. Miejsce na hali bardzo ułatwiało nam pracę. Ciekawe czy za rok też ją dostaniemy? Sądząc po tym co zostawiliśmy...
Miejscówka na hali © Jedris


Jeszcze czysto i spokojnie grupa lidera w strefie zmian wyczekuje szybkobiegacza Raptoziego
W strefie zmian © Jedris


W nocy panuje niezwykle niepowtarzalna aura. Dodajmy do tego 10*C, porywisty wiatr, głębokie błoto, ulewny deszcz i wychodzi nam samobójczy "skok na pętle".
Nocne klimaty © Jedris


[Mniej więcej w czasie naszego pecha]
Na zdjęciu nasz bohater w kat solo. "flash". Właśnie kończy wyścig pokazując, że wszystko jest ok. Popatrz tylko na tylną przerzutkę.
Kolejny pechowy finish © Jedris


Jest i Ficek! :D On to tylko zapier... na każdym zdjęciu. Tu właśnie oddaje finishowy skok na metę.
stop klatka © Jedris


Wspólne zdjęcie z flashem :)
Flash i spółka © Jedris


Nasze upragnione osiągnięcie się ziściło i choć chciałoby się więcej, jesteśmy dumni że przeżyliśmy ten dzień.
III miejsce quatro RSST © Jedris


Spakowani. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i do domu na zasłużony odpoczynek.
Już po wszystkim © Jedris

Bohumin

Niedziela, 1 maja 2011 · Komentarze(2)
Grand Prix Euroregionu Silesia - Bohumin XC

Bohumin, Bogumin, wszystko jedno jak kto pisze. Ciężko było trafić do tej dziury. Spóźniony godzinę, pobiegłem do biura zawodów i zapisałem się bezproblemowo. Chwilowo ulżyło, do momentu jak się dowiedziałem, że start mam za 3h...
Pomijając co było dalej z samego występu jestem całkiem zadowolony. Zanotowałem 9 miejsce. Ostatnie dystanse nie przeszkodziły w dobrej dyspozycji i na mecie po raz pierwszy w tym roku nie odczułem specjalnego przeciążenia co zmotywowało mnie do kolejnego wyjazdu...

Po powrocie skoczyłem z Johnym na waryniol zobaczyć finisz Toranagi. Pierwsza w życiu setka i to z rozmachem, bo aż 150km :]

Krótka fotorelacja z samego wyścigu:
Rozgrzewka z Kondziosem, humory jeszcze nam nie opadały.
Bogumin'11 © Jedris


Górka jak na pół piętro ale co z tego jak mi przerzutkę blokowało błoto. To z buta i zapchać do reszty bloki...
Bogumin'11 © Jedris


O tym właśnie pisałem wyżej. Trasa szybka, mało redukcji i z łatwością zabrałem ze sobą część trasy.
Bogumin'11 © Jedris


Z tyłu nie wyglądało to lepiej. Istna katorga dla osprzętu. Z kasety zrobił się stożek a łańcuch skakał już na trzeciej zębatce (15stka)
Bogumin'11 © Jedris


Rzut oka na całość. Warto uchwycić takie momenty. Po wyczyszczeniu okazuje się, że chwila adrenaliny może być całkiem kosztowna.
Bogumin'11 © Jedris


Mimo wszystko było super. Fajnie się pochlapaliśmy, warto było.
Bogumin"11 © Jedris


Po zakończeniu wszyscy zgodnie udali się do strumienia potraktować swoje laski wodą. (Przydałby się ktoś z tym wiadrem na podjazdach :))
Bogumin'11 © Jedris