Mazovia 24h

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(2)
"Tango Alfa"

Tango - jako nowicjusz taktyki,
Alfa - jako stan umysłu rozluźnienia i ekscytacji.

Pod taką nazwą zespołu ruszyłem jako singiel.

Trasa prowadziła przez wał przeciwpowodziowy rzeki Narew, następnie odcinek przez łąkę, bagno, drogę szutrową, las, aż po końcowe 5 kilometrów czystej piaskownicy.
Słyszałem nawet że trasa nie była wymagająca ale tu każdy ma swoje zdanie. Może nie zdobyłem szczytu Mount Everest i nie przejechałem równika ale w dupę dostałem!
Ból rąk, nadgarstków, karku, stóp, zmęczenie, wyczerpanie i odparzenia w miejscach styku z siodełkiem.

Mimo to trasę uważam za udaną i przemyślaną. Doznanie zzmęczenia balansowało odczucie że inni też zmagają się z tym samym terenem. Maraton cało dobowy to niezwykła impreza, jednak nie wszyscy poczuli nastrojowy ton zawodów.

Szkoda marudzić na temat organizacji. Mam tylko żal za ujęcie mi okrążenia co
prawdopodobnie spowodowane było usunięciem maty na drugim końcu trasy. Zamieszanie odbijało się również na innych zawodnikach co psuło atmosferę zawodów. Liczne protesty i niedociągnięcia orgów zniechęcają ale niektórzy chyba zapomnieli że robimy to dla samych siebie.
Prawdziwą satysfakcję daje czyste sumienie. Przejechanie łącznego dystansu lojalnie i zgodnie z samym sobą motywuje i zachęca mnie do powrotu w przyszłym roku.

Mówią że droga do sukcesu jest długa i kręta.



Krótko z trasy...

Start z dobiegu (Le Mans). Na początek 7 okrążeń, czyli setka na ex i po makaron. Właśnie tak, to makaron
Lubella świderki napędzał mnie przez całą dobę. Podniecenie wzrastało z ilością okrążeń, jakie dzieliły mnie od talerza makaronu z sosem pomidorowym.

Ruszyłem spokojnie pozwalając brawurowym sprinterom na setkę wystrzelić do przodu. Po wjeździe na wał usiadłem na kole P.Krzyśkowi nr 100 i przez cały wał wyprzedziliśmy 50 oszołomionych speców w robieniu zadymy. Przy wjeździe do lasu pech, mój awangardowy napęd rozerwał gumę. Pan K. został uziemiony. Trochę się speszyłem. Dopiero 10-ty kilometr a panowie już pompują po krzakach.
Pojechałem dalej. Na drugim dopadłem Stivena nr 17 i zaproponowałem współpracę.
Tempo było optymalne dla nas obu, a i miło czas spędziliśmy rozmawiając, za co dziękuję koledze z Felicji. Zgubiłem Stiva na trzecim, bo miał problemy z tylną przerzutką i kiedy myślałem że wszystkie cyrkowe atrakcje
zostały opanowane nagle kolega przedemną - śśślizg, i do rzeki :D
Nie wpadł!! O mały włos! Przejechał się na sam dół razem z bajkiem
Poczułem się jak David Hasselhoff ze słonecznego patrolu zobowiązany rzucić się na ratunek. Wtargaliśmy się do góry i uprzejmie rozstali. To był dopiero spontan :D!
Później było spokojniej i trasa ładnie wyjeżdżona.
Od czasu do czasu jakiś zerwany łańcuch.
Jeden moment zapadł mi w pamięci b.pozytywnie. Na jednym okrążeniu wjeżdżając na wał
uderzyłem kolanem w mostek! Cholerny ból i w ułamku sekundy twarz Stiva.
- O! cześć!
- No hej :]
Zapomniałem co się stało i pojechaliśmy dalej razem.

Za wspólnie spędzony czas dziękuję też Maćkowi nr 220 za zespołowe kręcenie i zjechanie mojego Cube'a z błotem :D
Dzielnie nadrabiał okrążenia za poszkodowaną siostrę. Takie solo w duo. Fajny facio, dowcipny :)


"Sunset"

Największą satysfakcję w trakcie trwania wyścigu odczułem, kiedy zaszło słońce.
Upał zelżał. Wszystkim poważnie ulżyło i tempo wzrosło (marudery zjechały). Przynajmniej ja odczułem to gwałtownie. Uczucie ulgi pozwoliło przetrwać mi całą noc z czego jestem bardzo dumny. Nie spotkał mnie ani jeden nocny kryzys !!

Motywacji nabierałem wyprzedzając i prowadząc peleton. Wku******e czułem przejeżdżając odcinek wału przez który ludzie przechodzili na plażę. Nowi byli ostrożni. Miejscowi znudzeni swoją głupotą złośliwie utrudniali nam przejazd. Jeden dowcipny krzyknął żebym mu oddał rower.
Później już nie zwalniałem (liczyłem że jakiś buc wpadnie mi pod koła). Gorąco pozdrawiam także spacerowiczów. Co z tego, że równolegle poniżej wału biegnie asfalt. Lepiej było oglądać zawodników z bliska, czasem z bardzo bliska, momentami odczuwać porównywalny ból!!
Ech... Fajnie było :)


Ogromne wsparcie otrzymałem od mojej Drużyny A bez której osiągnięcie tego wyniku byłoby niemożliwe!! Dzięki raz jeszcze.


I jeszcze kilka zdjęć:

Trochę liczbowej treści przedstawiającej sprawę. Jak widać największy kryzys dopadł mnie rano kiedy pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę. Wypadłem z rytmu i nie byłem już w stanie kręcić dalej. Skończyłem maraton o 11 przed południem.
Okrążenia i czasy © Jedris



Punkt sypialni, serwisu, integracji, jadalni. W skrócie "ssij".
Spanko pod namiotami © Jedris



Czysty i błyszczący ogier. Gotowy do ścigu.
Na klika minut przed startem © Jedris



Ja i mój bodyguard idziemy na start.
Gotowy do staru © Jedris



To był dopiero wałowy podjazd.
Wjazd na wał rzeki Narew © Jedris



Widok z wału. Rzeka Narew.
Widok z wału. Rzeka Narew © Jedris



Znam co najmniej 32 powody dla których warto wystartować w M24h.
Zdjęcie by Kowalski © Jedris



Wschód słońca i moja determinacja.
Na dopingu. "Prodigy"!! © Jedris



Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić...
8 Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić... © Jedris



...Podobno tylko nieliczni okazują się odporni...
Pit line. Kontrola sprawności techniczej osprzętu. © Jedris



...Lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymy sami.
...lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymi sami. © Jedris



Bo nie chciałem zgubić kasku.
Puenta//// © Jedris



Jeszcze tylko drobne czyszczenie.
Szlauchy w dłoń © Jedris



I z dumą mogę wracać do domu.
Mazovia 24h, Wielisyew 10-11 Lipca 2010r © Jedris



To by było na tyle. Do zobaczenia za rok.
Spakowani i gotowi do odjazdu. © Jedris



Kończąc, gratuluję wszystkim śmiałkom i mojej ekipie zmierzenia się z własnymi słabościami, dziękuję za stworzenie atmosfery zawodów
i do zobaczenia za rok ;) Pozdrower.

Komentarze (2)

Hej. Pojadę jeśli pozwoli mi na to noga. Potłukłem się dzisiaj niemiłosiernie. Na szczęście będzie mi łatwiej bo rezygnuję z solo. Teraz zmontowałem ekipę i jedziemy w quatro. Jestem pełen optymizmu i muszę tylko doprowadzić rower do stanu "użytkowego".

Odnośnie pozostałego czasu - jest to związane z organizacją. Nie zarejestrowano mi sześć okrążeń i wyniknął konflikt, ponieważ usunęli maty kontrolne i zrobił się niezły bajzel. Jak wywalczyłem swoje, wróciłem na trasę sfrustrowany i zniechęcony tracąc przez to 1,5h. Po tym nie mogłem się już optymalnie rozgrzać i kręciłem wolne kółka częściej zjeżdżając, ostatecznie kończąc wyścig na godzinę przed czasem. Na końcu nie doliczono mi 22 okr. ponieważ wyszedł im nienormalny czas ok 20min i oskarżyli mnie o skrócenie. Kpina! Fatalna organizacja była w tym roku! Brak szacunku dla tych, którzy zajeżdżają swoje zdrowie dla odrobiny satysfakcji ?

Jedris 18:35 środa, 29 czerwca 2011

18:24, a ro robiłeś przez pozostałe 5 i pół godziny? :)

flash 00:54 środa, 29 czerwca 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wskie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]