Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:2455.40 km (w terenie 529.98 km; 21.58%)
Czas w ruchu:109:20
Średnia prędkość:22.46 km/h
Maksymalna prędkość:61.65 km/h
Suma podjazdów:950 m
Suma kalorii:10848 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:188.88 km i 8h 24m
Więcej statystyk

SC Baltic Sea - Dzień 1#

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Dziś spokojnie w odpowiednich do wyprawy humorach nieświadomi w co się pakujemy :)
Pobudka o 6, śniadanie, ostatnie pakowanie i wyjazd po 7, w tym czasie przyjechał Paweł a moja mama odprawiła nas do samego przystanku. Czyste niebo, zapowiadała się upalna pogoda. Nie było inaczej :)

Słońce szybko zaczęło nam się udzielać. Już 2h po starcie w okolicach Jaworzna pierwsza niespodzianka. Zgubiliśmy główną drogę ;> Ale z naszym talentem wszystko jest możliwe. Pobłądziliśmy trochę po wsiach ale teraz myślę, że to nam sprzyjało. Kierunek dobry bo jedziemy na wschód, więc kręcimy spokojnie odpoczywając od ruchu. Po jakiejś godzinie wyjeżdżamy z powrotem na główną drogę :) Jak się okazało jechaliśmy równolegle tylko polami i wioskami. To taki mały wstęp przed tym czego spodziewamy się na Jurze..

Pierwszy cel trasy zdobyty. Rynek główny w Krakowie. W tle Sukiennice.
Sukiennice © Jedris


Przerwa i czas na kilka zdjęć. Redbike i Kościół Mariacki.
Kościół Mariacki © Jedris


Show z bańkami mydlanymi. Jak przerwa to czas na kilka zdjęć :)
Kraków rynek główny © Jedris


Jedno z większych przełamań życiowych :D Jak posmarować bułkę pasztetem kiedy ludzie wlepiają we mnie swoje wścibskie gały ? RedBike: "Po prostu smaruj!"
Drugie śniadanie © Jedris


Pożegnanie z Krakowem. Najedzeni ruszamy szukać początku szlaku Jurajskiego ;];]
Kraków, Kościół Mariacki © Jedris


I oto jest nasz szlak. No to lecimy na Częstochowę :)
Początek Szlaku Orlich Gniazd © Jedris


Ciekawe czy robią też pranie ? Mózg mam już wyprasowany.
Prasowanie - sztuka nie lada © Jedris


Red dawaj ponton! Z tego co pamiętam to na liczniku nie mieliśmy 5km przejechanego szlaku a już zaliczyliśmy kamienisty podjazd, punkt widokowy i zaporę po burzową ?
Droga do Częstochowy © Jedris


Jako że nie chciało mi się ubierać kąpielówek, zgodnie przeszliśmy tunel górą.
Część Szlaku po ost. burzy © Jedris


W Ojcowskim parku zgubiliśmy rowerowy szlak i wjechaliśmy na pieszy, który odkupiliśmy bólem stóp. Wyżej się chyba nie dało. Przeszliśmy nawet chmury :D
Droga do nieba © Jedris


W drodze do Zawiercia za miejscowością Szułyszowy znaleźliśmy miejscówkę na rozbicie naszego pierwszego biwaku. Z resztą szukaliśmy tego miejsca na gwałt, gdyż słońce już zachodziło a my spieszyliśmy żeby wydostać się z Parku Narodowego. Jakoś się udało. Paweł zajął się ogniskiem a ja upychałem rowery do namiotu. Jeden jest już w środku , drugi jak widać stoi w przedpokoju :D Do namiotu wchodzi się przez ramę.
Dziko Dziko © Jedris


Słońce schowało się już za horyzontem a my jedliśmy ciepły chleb prosto z ognicha :]
Pierwszy zachód słońca © Jedris

Ogrodzieniec

Niedziela, 29 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Zdjęcia zabrały mi trochę czasu i notkę uzupełnię jutro. Same fotki też zawierają trochę treści.
O 7:30 pierwsza przerwa na Bytomskiej. Paweł chciał przegonić chmury. ostatecznie wyszedł mu "Taniec deszczu"
Postój na Bytomskiej © Jedris



To ruszamy. Drogą krajową 94
Drogą krajową 94 © Jedris



Paweł! Uśmiechnij się !
Uśmiech nr 5 © Jedris



Kamera w akcji
Kamera w akcji © Jedris



Jest banan, jest impreza!
Uwaga ostry pies! © Jedris



Dawaj, dawaj!! Jeszcze 100 metrów :D
Jedno z wielu... © Jedris



Spokojnie, jeszcze tylko 20 km. Podjazdu ;)
@ © Jedris



Żydowska Góra 392 m.n.p.m.
Paweł !? Gdzie my jesteśmy ? © Jedris



No i udało się trafić do celu.
O! I jest ! © Jedris



Z serii. Dawaj, dawaj, rób to zdjęcie bo długo tak nie wytrzymam !!
Ogrodzieniec nam odwalił © Jedris



Jeszcze tylko programowe pakowanie i do Podzamcza.
@ © Jedris



Fantazje Pawełka przed cukiernią. Jedliśmy wczorajsze drożdżówki z serem za 60 gr. Były lepsze od świeżych Zabrzańskich za 2,50zł.
kilometr od celu © Jedris



Z pustym żołądkiem patrzyłem na drzewo śliwkowe ;]
Podoba mi się, mmm. © Jedris



Idealne miejsce na piknik ;]
Idealne miejsce na piknik ;] © Jedris



Marzyłem o tej bułce cały dzień...
Paweł !? Co znowu ? Głodny jestem. © Jedris



Sukces. Taniec deszczu sprowadził ulewe
Zimno, ciemno i deszczowo © Jedris



Tymczasowe schronienie
Tymczasowe schronienie © Jedris



Ostatnie szczyty...
Właź pod górkę i nie marudź. Zrobię Ci fotkę. © Jedris



...I jest zamek w całej okazałości.
Zamek Ogrodzieniec © Jedris



Chciałem tam zostać ale zimno było >
Janosik © Jedris



To może jakieś ognicho :D ?
@ © Jedris



Zdobywaliśmy szczyty...
Zdobywaliśmy szczyty... © Jedris



...Górki...
...Górki... © Jedris



...Murki...
...Murki... © Jedris



...Wzniesienia...
...Wzniesienia. © Jedris


...I panoramki.
...I panoramki © Jedris



Przyszedł też czas na uzupełnienie pustki wewnętrznej. Dobre drewno nie jest złe.
Pizza o średnicy 40cm z litrem coli za 15 zeta. © Jedris




Paweł wykrył Tygrzyka. Objęty ochroną siedmionogi, czaszko insekt.
Kulawy objęty ochroną © Jedris




Szlaki rowerowe zrobiły na nas wrażenie. Było super, nabiliśmy 4 dychy w terenie :]
Szlakiem "Orlich gniazd" © Jedris



Jeszcze dobędziemy go w całości
Mapka całego szlaku © Jedris



Złota jesień.
Złota jesień © Jedris



Robi wrażenie. Zdjęcie zrobione w pośpiechu, cały obszar strzeże ochrona.
Skromna chatka założyciela Algidy. © Jedris

Mazovia 24h

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(2)
"Tango Alfa"

Tango - jako nowicjusz taktyki,
Alfa - jako stan umysłu rozluźnienia i ekscytacji.

Pod taką nazwą zespołu ruszyłem jako singiel.

Trasa prowadziła przez wał przeciwpowodziowy rzeki Narew, następnie odcinek przez łąkę, bagno, drogę szutrową, las, aż po końcowe 5 kilometrów czystej piaskownicy.
Słyszałem nawet że trasa nie była wymagająca ale tu każdy ma swoje zdanie. Może nie zdobyłem szczytu Mount Everest i nie przejechałem równika ale w dupę dostałem!
Ból rąk, nadgarstków, karku, stóp, zmęczenie, wyczerpanie i odparzenia w miejscach styku z siodełkiem.

Mimo to trasę uważam za udaną i przemyślaną. Doznanie zzmęczenia balansowało odczucie że inni też zmagają się z tym samym terenem. Maraton cało dobowy to niezwykła impreza, jednak nie wszyscy poczuli nastrojowy ton zawodów.

Szkoda marudzić na temat organizacji. Mam tylko żal za ujęcie mi okrążenia co
prawdopodobnie spowodowane było usunięciem maty na drugim końcu trasy. Zamieszanie odbijało się również na innych zawodnikach co psuło atmosferę zawodów. Liczne protesty i niedociągnięcia orgów zniechęcają ale niektórzy chyba zapomnieli że robimy to dla samych siebie.
Prawdziwą satysfakcję daje czyste sumienie. Przejechanie łącznego dystansu lojalnie i zgodnie z samym sobą motywuje i zachęca mnie do powrotu w przyszłym roku.

Mówią że droga do sukcesu jest długa i kręta.



Krótko z trasy...

Start z dobiegu (Le Mans). Na początek 7 okrążeń, czyli setka na ex i po makaron. Właśnie tak, to makaron
Lubella świderki napędzał mnie przez całą dobę. Podniecenie wzrastało z ilością okrążeń, jakie dzieliły mnie od talerza makaronu z sosem pomidorowym.

Ruszyłem spokojnie pozwalając brawurowym sprinterom na setkę wystrzelić do przodu. Po wjeździe na wał usiadłem na kole P.Krzyśkowi nr 100 i przez cały wał wyprzedziliśmy 50 oszołomionych speców w robieniu zadymy. Przy wjeździe do lasu pech, mój awangardowy napęd rozerwał gumę. Pan K. został uziemiony. Trochę się speszyłem. Dopiero 10-ty kilometr a panowie już pompują po krzakach.
Pojechałem dalej. Na drugim dopadłem Stivena nr 17 i zaproponowałem współpracę.
Tempo było optymalne dla nas obu, a i miło czas spędziliśmy rozmawiając, za co dziękuję koledze z Felicji. Zgubiłem Stiva na trzecim, bo miał problemy z tylną przerzutką i kiedy myślałem że wszystkie cyrkowe atrakcje
zostały opanowane nagle kolega przedemną - śśślizg, i do rzeki :D
Nie wpadł!! O mały włos! Przejechał się na sam dół razem z bajkiem
Poczułem się jak David Hasselhoff ze słonecznego patrolu zobowiązany rzucić się na ratunek. Wtargaliśmy się do góry i uprzejmie rozstali. To był dopiero spontan :D!
Później było spokojniej i trasa ładnie wyjeżdżona.
Od czasu do czasu jakiś zerwany łańcuch.
Jeden moment zapadł mi w pamięci b.pozytywnie. Na jednym okrążeniu wjeżdżając na wał
uderzyłem kolanem w mostek! Cholerny ból i w ułamku sekundy twarz Stiva.
- O! cześć!
- No hej :]
Zapomniałem co się stało i pojechaliśmy dalej razem.

Za wspólnie spędzony czas dziękuję też Maćkowi nr 220 za zespołowe kręcenie i zjechanie mojego Cube'a z błotem :D
Dzielnie nadrabiał okrążenia za poszkodowaną siostrę. Takie solo w duo. Fajny facio, dowcipny :)


"Sunset"

Największą satysfakcję w trakcie trwania wyścigu odczułem, kiedy zaszło słońce.
Upał zelżał. Wszystkim poważnie ulżyło i tempo wzrosło (marudery zjechały). Przynajmniej ja odczułem to gwałtownie. Uczucie ulgi pozwoliło przetrwać mi całą noc z czego jestem bardzo dumny. Nie spotkał mnie ani jeden nocny kryzys !!

Motywacji nabierałem wyprzedzając i prowadząc peleton. Wku******e czułem przejeżdżając odcinek wału przez który ludzie przechodzili na plażę. Nowi byli ostrożni. Miejscowi znudzeni swoją głupotą złośliwie utrudniali nam przejazd. Jeden dowcipny krzyknął żebym mu oddał rower.
Później już nie zwalniałem (liczyłem że jakiś buc wpadnie mi pod koła). Gorąco pozdrawiam także spacerowiczów. Co z tego, że równolegle poniżej wału biegnie asfalt. Lepiej było oglądać zawodników z bliska, czasem z bardzo bliska, momentami odczuwać porównywalny ból!!
Ech... Fajnie było :)


Ogromne wsparcie otrzymałem od mojej Drużyny A bez której osiągnięcie tego wyniku byłoby niemożliwe!! Dzięki raz jeszcze.


I jeszcze kilka zdjęć:

Trochę liczbowej treści przedstawiającej sprawę. Jak widać największy kryzys dopadł mnie rano kiedy pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę. Wypadłem z rytmu i nie byłem już w stanie kręcić dalej. Skończyłem maraton o 11 przed południem.
Okrążenia i czasy © Jedris



Punkt sypialni, serwisu, integracji, jadalni. W skrócie "ssij".
Spanko pod namiotami © Jedris



Czysty i błyszczący ogier. Gotowy do ścigu.
Na klika minut przed startem © Jedris



Ja i mój bodyguard idziemy na start.
Gotowy do staru © Jedris



To był dopiero wałowy podjazd.
Wjazd na wał rzeki Narew © Jedris



Widok z wału. Rzeka Narew.
Widok z wału. Rzeka Narew © Jedris



Znam co najmniej 32 powody dla których warto wystartować w M24h.
Zdjęcie by Kowalski © Jedris



Wschód słońca i moja determinacja.
Na dopingu. "Prodigy"!! © Jedris



Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić...
8 Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić... © Jedris



...Podobno tylko nieliczni okazują się odporni...
Pit line. Kontrola sprawności techniczej osprzętu. © Jedris



...Lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymy sami.
...lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymi sami. © Jedris



Bo nie chciałem zgubić kasku.
Puenta//// © Jedris



Jeszcze tylko drobne czyszczenie.
Szlauchy w dłoń © Jedris



I z dumą mogę wracać do domu.
Mazovia 24h, Wielisyew 10-11 Lipca 2010r © Jedris



To by było na tyle. Do zobaczenia za rok.
Spakowani i gotowi do odjazdu. © Jedris



Kończąc, gratuluję wszystkim śmiałkom i mojej ekipie zmierzenia się z własnymi słabościami, dziękuję za stworzenie atmosfery zawodów
i do zobaczenia za rok ;) Pozdrower.