Prakty

Wtorek, 18 maja 2010 · Komentarze(0)
Nie wiem czy to pech, czy zrządzenie losu, a może "ile kurwa jeszcze może padać ?" Już wczoraj miałem ochotę wsiąść na rower, sprawdziłem pogodę z podziałem na godziny i zapowiadało się całkiem przyzwoicie. Wyjechałem o 14:25 a 2 minuty później zaczęło padać, to tak na dobry początek. Nie zniechęciło mnie to do dalszej jazdy. W prawdzie do szkoły dojechałem z mokrym tyłkiem ale już za godzinę byłem suchy. W drodze powrotnej pojechałem na około odprowadzić Alberta na przystanek i ruszyłem z pl. Słowiańskiego do domu. W centrum trafiłem na kostkę brukową i wiedziałem że będzie ślisko, więc dostosowałem prędkość i dodatkowo wstałem żeby mieć lepszy balans w razie kłopotów. Stało się najmniej przewidywalne, poślizg jednocześnie obu kół ,to nawet w zimę na lodzie mnie nie spotykało )swoją drogą przypomniała mi się seria upadków z tego okresu...) Tym sposobem wylądowałem na ziemi szczęśliwie upadając na plecy tak, że plecak zamortyzował całe uderzenie, przy okazji wytarłem spodniami 3 metry chodnika. Trochę się wk***łem bo zaufałem swoim oponom na tyle aby jechały prosto! Mało tego, ludzie nie liczą się wg z rowerzystami. Na własnym osiedlu jakiś palant wyskoczył mi z psem na jezdię widząc, że nadjeżdżam, ostrożnie zwolniłem, patrzę przed siebie, a ten idiota puszcza smycz w tym momencie i pies wbiega prosto pod moje koła. Znowu awaryjne hamowanie, na szczęście dla niego, że się nie przewróciłem. Jestem napakowany emocjami, a pogoda nie pozwala mi na ulgę. Jutro rano jeśli nie będzie padać ruszam w trasę! Nie mam cierpliwości "ostatnio".

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa siemo

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]