Zapeszyć to mało...
Poniedziałek, 5 lipca 2010
· Komentarze(0)
Rozjazd przed obiadem i akcja reanimacja roweru Pawła.
Na początku treningowo. Rundka jak wczoraj - asfaltówka na Zbrosławice. Ciężko było utrzymać wysokie tempo, coś zaczęło mnie spowalniać. Może co raz krótsze noce. Rozgrzany byłem dopiero po 15 kilometrach ciągłej jazdy. Trochę wiało co skutecznie spowalniało na drodze do Świętoszowic. W kierunku Bytomia zostały same podjazdy. Na górkach kompletnie pary w nogach nie miałem. Można powiedzieć że mi się nie chciało a głodu nie czułem. Nie wiem, odkrywam kolejne swoje słabości. (44km avg 26.5km/h)
O 17:00 spotkanie z Pawłem. Rundka na dołek, spotkanie z D. i doprowadzanie roweru Redbika do stanu używalności m.in. wymiana supportu. Została z niego oś i kilogram piasku. Tak zleciały nam 3 godziny.
Później ruszyliśmy do parku Chorzowskiego. Chciałem przedstawić trasę maratonu SC ale nie udało się w komplecie. Szybko zrobiło się ciemno, do tego było mokro i bardzo ślisko. Przejechaliśmy większą część, jednak po zachodzie jazda wygląda zupełnie inaczej. Czysta pamięciówka, było w tym coś fajnego. Taki sprawdzian przed Mazovią. W lesie widzieliśmy całą masę świetlików, co też spodobało mi się. Pierwszy raz miałem styczność z tym owadem. Dojechaliśmy do pkt start/meta, zjedliśmy po pół batona wypiliśmy wodę i chcieliśmy atakować trasę do domu tak żeby zdążyć do 23. I co..?
Paweł miał "pane". Z buta na przystanek i pół godzinne oczekiwanie na tramwaj. Tylko po to żeby kierowca wyjebał nas z powrotem na drogę. )..a żebyś miał słoną zupę na obiad..) Nie wywodząc się nad anty społecznym ignorantem ruszyliśmy wzdłuż torów na kolejne przystanki. W Starym Chorzowie zgarnął nas motorniczy tramwaju tej samej linii. Na szczęście typ był bardziej wyrozumiały.
Później przesiadka i w końcu trafiłem do domku.
Na blacie za kilka minut pierwsza. Szybka kolacja, pół arbuza na ex i spanie. Dziś znowu przegiąłem ale od dziś dopilnuje żeby kłaść się wcześniej. Całe zmęczenie wynagrodził mi piękny sen i to, że od dawna tak dobrze się nie wyspałem :)
Na początku treningowo. Rundka jak wczoraj - asfaltówka na Zbrosławice. Ciężko było utrzymać wysokie tempo, coś zaczęło mnie spowalniać. Może co raz krótsze noce. Rozgrzany byłem dopiero po 15 kilometrach ciągłej jazdy. Trochę wiało co skutecznie spowalniało na drodze do Świętoszowic. W kierunku Bytomia zostały same podjazdy. Na górkach kompletnie pary w nogach nie miałem. Można powiedzieć że mi się nie chciało a głodu nie czułem. Nie wiem, odkrywam kolejne swoje słabości. (44km avg 26.5km/h)
O 17:00 spotkanie z Pawłem. Rundka na dołek, spotkanie z D. i doprowadzanie roweru Redbika do stanu używalności m.in. wymiana supportu. Została z niego oś i kilogram piasku. Tak zleciały nam 3 godziny.
Później ruszyliśmy do parku Chorzowskiego. Chciałem przedstawić trasę maratonu SC ale nie udało się w komplecie. Szybko zrobiło się ciemno, do tego było mokro i bardzo ślisko. Przejechaliśmy większą część, jednak po zachodzie jazda wygląda zupełnie inaczej. Czysta pamięciówka, było w tym coś fajnego. Taki sprawdzian przed Mazovią. W lesie widzieliśmy całą masę świetlików, co też spodobało mi się. Pierwszy raz miałem styczność z tym owadem. Dojechaliśmy do pkt start/meta, zjedliśmy po pół batona wypiliśmy wodę i chcieliśmy atakować trasę do domu tak żeby zdążyć do 23. I co..?
Paweł miał "pane". Z buta na przystanek i pół godzinne oczekiwanie na tramwaj. Tylko po to żeby kierowca wyjebał nas z powrotem na drogę. )..a żebyś miał słoną zupę na obiad..) Nie wywodząc się nad anty społecznym ignorantem ruszyliśmy wzdłuż torów na kolejne przystanki. W Starym Chorzowie zgarnął nas motorniczy tramwaju tej samej linii. Na szczęście typ był bardziej wyrozumiały.
Później przesiadka i w końcu trafiłem do domku.
Na blacie za kilka minut pierwsza. Szybka kolacja, pół arbuza na ex i spanie. Dziś znowu przegiąłem ale od dziś dopilnuje żeby kłaść się wcześniej. Całe zmęczenie wynagrodził mi piękny sen i to, że od dawna tak dobrze się nie wyspałem :)