Typowy zgiełk przed wyjazdem
Środa, 7 lipca 2010
· Komentarze(0)
Wysłuchiwanie, marudzenie, jednym zdaniem totalna dezorganizacja. Czuje się jak jakiś kurier wymieniający informacje i nie mogę powiedzieć nic krytycznego, bo każdy ma w wyjazd jakiś zasadniczy wkład, więc na razie tak to wygląda. Czuję, że jutro będzie jeszcze gorzej. Zamiast zabawy mam problemy, ale coś za coś. W przyszłym roku zadbam o to dokładniej.
Dzisiaj traska na Zbrosławice i Bielszowice. Znalazł się jeden złośliwy kierowca autobusu. Najpierw trąbił, później trzymał moje tempo i spychał mnie na pobocze, ostatecznie gwałtownie się zatrzymał i otworzył przednie drzwi bez żadnego przystanku. Takiemu to "naciulać do łba" to mało. Przyda mi się ten wyścig bardzo, muszę pozbyć się wreszcie całej frustracji i złości.
Ogólnie jazda wyszła męcząca. Cała masa szczegółów przed wyjazdowych, które cały czas krążą gdzieś w mojej głowie i nie dają mi spokoju. Do tego było zimno a ja ze sobą nie wziąłem kasku. Wcześniej byłem jeszcze u fryzjera, więc jeździłem z gołą głową. Wg posypały mi się łożyska w pedałach, totalny krach jednym słowem miazga. Trzaski na podjazdach nie do wytrzymania. Być może jutro będzie konieczna wymiana całych pedałów. Muszę jeszcze zrobić przegląd całego roweru, zrobić ostatni trening, odebrać paczke od listonosza, zrobić zakupy żarcia, wpaść do rowerowego po części i pojechać na koper pogadać z Dziadkiem o szczegółach wyjazdu. Aż nie chce mi się kłaść do łóżka...
Dzisiaj traska na Zbrosławice i Bielszowice. Znalazł się jeden złośliwy kierowca autobusu. Najpierw trąbił, później trzymał moje tempo i spychał mnie na pobocze, ostatecznie gwałtownie się zatrzymał i otworzył przednie drzwi bez żadnego przystanku. Takiemu to "naciulać do łba" to mało. Przyda mi się ten wyścig bardzo, muszę pozbyć się wreszcie całej frustracji i złości.
Ogólnie jazda wyszła męcząca. Cała masa szczegółów przed wyjazdowych, które cały czas krążą gdzieś w mojej głowie i nie dają mi spokoju. Do tego było zimno a ja ze sobą nie wziąłem kasku. Wcześniej byłem jeszcze u fryzjera, więc jeździłem z gołą głową. Wg posypały mi się łożyska w pedałach, totalny krach jednym słowem miazga. Trzaski na podjazdach nie do wytrzymania. Być może jutro będzie konieczna wymiana całych pedałów. Muszę jeszcze zrobić przegląd całego roweru, zrobić ostatni trening, odebrać paczke od listonosza, zrobić zakupy żarcia, wpaść do rowerowego po części i pojechać na koper pogadać z Dziadkiem o szczegółach wyjazdu. Aż nie chce mi się kłaść do łóżka...