Trening życia
Piątek, 18 marca 2011
· Komentarze(0)
Zwyczajne wyjście na trening skończyło się hipotermią. Jak widać jeszcze żyje, a jak to zrobiłem ?
Wyszedłem na rower przy mżawce. Wiedziałem że zmoknę i będzie nieprzyjemnie ale dobrze jest ćwiczyć w każdych warunkach bo nigdy nie wiadomo co zaskoczy w sezonie startowym. 5 min później lunęło. Przemokłem całkowicie. Kolejne dziesięć minut przyniosło grad i śnieg, który utrzymał się do końca. Za nim się rozgrzałem, mokre nogawki, buty i rękawiczki przylegające do skóry, powodowały ból i pieczenie. Przez następne 30 min jeździłem rozgrzany i wydawało mi się że już jest dobrze a nie wiedziałem jak bardzo sobie szkodzę. Ostatnie 15 minut to walka z bólem, dreszcze a na finiszu zesztywniałe mięśnie i brak wrażliwości na bodźce.
W domu miałem odczucie odrywania żywcem paznokci. Z głową i rękami w ręczniku poczułem dużą, wielką! Ulgę. Wypiłem gorący rosół, wziąłem ciepła kąpiel, przedawkowałem witaminę C i dopiero zobaczyłem jak wyglądają moje palce!
Zdjęcie nie oddaje tego sinego koloru, palce wyglądają strasznie.
Teraz kiedy to pisze i dochodzę do siebie, czuje się fatalnie. Skóra zaczyna nabierać koloru i temperatury a ja czuję wewnętrzne palenie - najgorzej w nogach.
W ciągu 20 minut wiatr zamienił się w mżawkę, deszcz, grad a skończył na śniegu.
W razie jakbym umarł muszę nadmienić że dzień nie był stracony! W szkole odegraliśmy w naszym 3 osobowym składzie [Arnold, Hugo, Andre] kultowy numer metallici - nothing else matters. Różnie mnie chrzczono. Od przyciskowego po menagera.
Początek to wielka nerwówka bo wcześniejszy numer został odwołany i mieliśmy przedwczesne wyjście. Zapanowała taka dziwna konstelacja. Początkowo zaciekawienie a po 5 minutach znudzenie pogrzebowym nastrojem.
Z tego stanu wyrwał ich Hugo. Wszyscy zapamiętają moment kiedy pod koniec refrenu pociągnął "And I knooow!" i podbicie Adama solówką z moją małą pomocą ręki na przesterze. No klasa sama w sobie. Chyba wszyscy poczuli dreszcze. Nam wystarczył aplauz, krzyki i brawa. To było coś! Mniej więcej tak to leciało: (tylko bez perki)
Wyszedłem na rower przy mżawce. Wiedziałem że zmoknę i będzie nieprzyjemnie ale dobrze jest ćwiczyć w każdych warunkach bo nigdy nie wiadomo co zaskoczy w sezonie startowym. 5 min później lunęło. Przemokłem całkowicie. Kolejne dziesięć minut przyniosło grad i śnieg, który utrzymał się do końca. Za nim się rozgrzałem, mokre nogawki, buty i rękawiczki przylegające do skóry, powodowały ból i pieczenie. Przez następne 30 min jeździłem rozgrzany i wydawało mi się że już jest dobrze a nie wiedziałem jak bardzo sobie szkodzę. Ostatnie 15 minut to walka z bólem, dreszcze a na finiszu zesztywniałe mięśnie i brak wrażliwości na bodźce.
W domu miałem odczucie odrywania żywcem paznokci. Z głową i rękami w ręczniku poczułem dużą, wielką! Ulgę. Wypiłem gorący rosół, wziąłem ciepła kąpiel, przedawkowałem witaminę C i dopiero zobaczyłem jak wyglądają moje palce!
Sine palce© Jedris
Teraz kiedy to pisze i dochodzę do siebie, czuje się fatalnie. Skóra zaczyna nabierać koloru i temperatury a ja czuję wewnętrzne palenie - najgorzej w nogach.
Co z tą pogodą ?© Jedris
W ciągu 20 minut wiatr zamienił się w mżawkę, deszcz, grad a skończył na śniegu.
W razie jakbym umarł muszę nadmienić że dzień nie był stracony! W szkole odegraliśmy w naszym 3 osobowym składzie [Arnold, Hugo, Andre] kultowy numer metallici - nothing else matters. Różnie mnie chrzczono. Od przyciskowego po menagera.
Początek to wielka nerwówka bo wcześniejszy numer został odwołany i mieliśmy przedwczesne wyjście. Zapanowała taka dziwna konstelacja. Początkowo zaciekawienie a po 5 minutach znudzenie pogrzebowym nastrojem.
Z tego stanu wyrwał ich Hugo. Wszyscy zapamiętają moment kiedy pod koniec refrenu pociągnął "And I knooow!" i podbicie Adama solówką z moją małą pomocą ręki na przesterze. No klasa sama w sobie. Chyba wszyscy poczuli dreszcze. Nam wystarczył aplauz, krzyki i brawa. To było coś! Mniej więcej tak to leciało: (tylko bez perki)