Okolice Gliwic
Piątek, 27 listopada 2009
· Komentarze(0)
"Nadzieja umiera ostatnia"
Dzięki nadziei wybuchamy entuzjastycznym śmiechem i podnosimy się po kolejnych upadkach. Umówiony wypad z Pawłem na zakończenie miesiąca i jazda po bagnach w Maciejowie.
Zaczęliśmy z Zaborza - jechaliśmy w stronę "grosza" kiedy w połowie drogi Pawła spotkała niespodzianka. Zgubił licznik! Jest godzina 18, ciemno, mokro, na ziemi pełno liści. Przejechany kawałek od domu też był spory, także myśli potęgowały beznadziejną sytuację. I tu pojawił się wątek nadziei.. Kiedy wracaliśmy szukając go w trawie i błocie myśleliśmy jakie są szanse znalezienia go. Uczucie niespecjalnie ciekawe, to jeden z tych momentów kiedy zaczynasz godzić się z utratą czegoś bezcennego. Wiadome jest że nie należy przywiązywać się do rzeczy materialnych tylko do ludzi, natomiast licznik dla roweru jest odzwierciedleniem i dowodem jego życia. Starałem się postawić w jego sytuacji, dlatego cholernie mu współczułem i wtedy usłyszałem zbawienne "Kurwa jest!!" Paweł znalazł licznik tóż przy płocie zaraz na początku naszej trasy. To było naprawdę dobre. Ja byłem w szoku a Paweł cieszył się jak dziecko. Napakowani euforią cieliśmy zgodnie z planem w kierunku skrzyżowania Bytomskiej/Hagera. Po drodze padło ciekawe zdanie. "Nie mogę się już doczekać Mazovi". Ciekawe i to nie przez przypadek, powiedział to Paweł i wyprzedził mnie o 1-milisekundę bo właśnie chciałem powiedzieć to samo. W każdym razie będziemy to wspominać bo narazie oboje żyjemy tą imprezą a niedawno właśnie poznałem termin rozgrywek. Na miejscu znaleźliśmy grosz na swoim miejscu nietknięty. Kiedy to piszę ma już 60 dni. Przejeżdża koło niego codziennie tysiące ludzi i nikt go jeszcze nie ruszył. Dalej pojechaliśmy do lasu bawić się w błocie i szukać Wacka po ciemku. Czas szybko upłynął. Ostatni przystanek Multikino, czułe i romantyczne pożegnanie i jjazda za 156 na plac teatralny, szybki przejazd przez centrum. Jeszcze tylko zjazd ze ścieżki rowerowej i satysfakcjonujące minięcie się ze strażą miejską. Jak wcześniej pisałem żeby nie przywiązywać się do rzeczy materialnych, tak teraz czuję, że zajebiście było zainwestować w baterię do świateł. Myślę, że jak na 5h spędzonych razem, przejechanie wspólnie na rowerze połowy tego czasu, to imponujący wynik.
P.S. Dla tych co nie są na bieżąco, Wacek to nietoperz.
Dzięki nadziei wybuchamy entuzjastycznym śmiechem i podnosimy się po kolejnych upadkach. Umówiony wypad z Pawłem na zakończenie miesiąca i jazda po bagnach w Maciejowie.
Zaczęliśmy z Zaborza - jechaliśmy w stronę "grosza" kiedy w połowie drogi Pawła spotkała niespodzianka. Zgubił licznik! Jest godzina 18, ciemno, mokro, na ziemi pełno liści. Przejechany kawałek od domu też był spory, także myśli potęgowały beznadziejną sytuację. I tu pojawił się wątek nadziei.. Kiedy wracaliśmy szukając go w trawie i błocie myśleliśmy jakie są szanse znalezienia go. Uczucie niespecjalnie ciekawe, to jeden z tych momentów kiedy zaczynasz godzić się z utratą czegoś bezcennego. Wiadome jest że nie należy przywiązywać się do rzeczy materialnych tylko do ludzi, natomiast licznik dla roweru jest odzwierciedleniem i dowodem jego życia. Starałem się postawić w jego sytuacji, dlatego cholernie mu współczułem i wtedy usłyszałem zbawienne "Kurwa jest!!" Paweł znalazł licznik tóż przy płocie zaraz na początku naszej trasy. To było naprawdę dobre. Ja byłem w szoku a Paweł cieszył się jak dziecko. Napakowani euforią cieliśmy zgodnie z planem w kierunku skrzyżowania Bytomskiej/Hagera. Po drodze padło ciekawe zdanie. "Nie mogę się już doczekać Mazovi". Ciekawe i to nie przez przypadek, powiedział to Paweł i wyprzedził mnie o 1-milisekundę bo właśnie chciałem powiedzieć to samo. W każdym razie będziemy to wspominać bo narazie oboje żyjemy tą imprezą a niedawno właśnie poznałem termin rozgrywek. Na miejscu znaleźliśmy grosz na swoim miejscu nietknięty. Kiedy to piszę ma już 60 dni. Przejeżdża koło niego codziennie tysiące ludzi i nikt go jeszcze nie ruszył. Dalej pojechaliśmy do lasu bawić się w błocie i szukać Wacka po ciemku. Czas szybko upłynął. Ostatni przystanek Multikino, czułe i romantyczne pożegnanie i jjazda za 156 na plac teatralny, szybki przejazd przez centrum. Jeszcze tylko zjazd ze ścieżki rowerowej i satysfakcjonujące minięcie się ze strażą miejską. Jak wcześniej pisałem żeby nie przywiązywać się do rzeczy materialnych, tak teraz czuję, że zajebiście było zainwestować w baterię do świateł. Myślę, że jak na 5h spędzonych razem, przejechanie wspólnie na rowerze połowy tego czasu, to imponujący wynik.
P.S. Dla tych co nie są na bieżąco, Wacek to nietoperz.