To miała być szybka rozgrzewka i trening przed jutrzejszym wypadem, który teraz stoi pod znakiem zapytania. Jechałem w stronę Maciejowa. Na Skrzyżowaniu Grunwaldzkiej z Tatarkiewicza skręcałem w prawo a z tej właśnie strony nadjeżdżał samochód. Facet przy hamowaniu nie zapanował nad wozem i wpadł w poślizg wjeżdżając pod prąd i prosto na mnie. Niestety tak mnie pechowo przyhaczył, że mój pedał dostał się w element spoilera, który wyrwałem mu ze zderzaka łamiąc sobie przy tym pedał. Wcześniej uderzył w dolną goleń amortyzatora. Dzięki chipowi którego nie zdjąłem od Mazovii nie porysował mi goleni, niestety sam chip został zniszczony. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Sam gość okazał się komunikatywny i przejęty sytuacją, więc doszliśmy do porozumienia.
Chwilę później wpadłem do Dziadka bo miałem kilka metrów. Opowiedziałem mu całą historie Pomógł mi złożyć i naprostować pedał, byle bym dojechał do domu. Jak zbierałem się do wyjścia dopiero zobaczyłem ile śniegu napadało. Na samej ulicy utrzymywało się z 10 cm. Powrót trochę męczący i czuję się lekko przeziębiony. Chyba czas przerwać passę wypadków...
Pojechałem do Adama na snookera (1:1). Po drodze, w centrum miasta znalazłem miejsce ukrycia jednego cacha. Wrócę tu gdy będzie mniej ludzi. Już na osiedlu praktycznie na samym końcu trasy, kiedy przygotowywałem się do zejścia z roweru zaliczyłem kolejną glebę... Delikatna, przy małej prędkości ale znów przez lód.
To już kolejna pamiątka pozostawiona na rogach kierownicy...
Wiedziałem że jadę po lodzie, starałem się być ostrożny. Taksówka, która wyjechała z naprzeciwka zaskoczyła mnie, wystarczająco, żeby stracić równowagę. Nawet nie potańczyłem. Od razu pokazałem na co mnie stać! Zrobiłem supermena na lodzie jadąc na łokciach i brzuchu. Facet z taksówki albo umarł z przerażenia albo śmiechu, bo dobrą chwilę nie ruszał z miejsca podczas kiedy ja się składałem.
Szybki wypad po szkole poznać nowy teren ukrycia cachy. Czuję kłucie w oskrzelach, trochę za bardzo od siebie wymogłem. Byle do następnego wypadku...
Taki tytuł nosi mój pierwszy odnaleziony cache :) Wyhaczony tuż przed zachodem słońca. Gdy już zwątpiłem, stałem 10m od celu przy rowerze. Spojrzałem ostatni raz na kopułę z żalem. Ogarnąłem się i postanowiłem rzucić okiem raz jeszcze. Zrobiłem zdjęcie z fleszem i moim oczom ukazał się piękny kokon i pajęczyny. Sprawdziłem ponownie i udało się! Jestem zadowolony ze swojego pierwszego odnalezionego skarbu. Wystarczy dobra latarka i cache jest twój ;)
Szybki wypad przed obiadem w kierunku Mikołowa odnaleźć jeden z caschy. Znowu dupa! W zimie nie da się szukać! Wszystko przymarznięte i zasypane, nie można też poświęcić chwili na szukanie. Rozgrzany, automatycznie zamarzałem. W każdym razie, miejsce odnalezione i na pewno jeszcze tam wrócę.
Wstałem rano i pomyślałem - mam dość patrzenia na twarz babki z zawodowego! Nie wiele myśląc postanowiłem zrobić sobie wolne od szkoły i spędzić ten czas ciekawiej. Zorganizowałem sobie mapkę terenu i ruszyłem w poszukiwaniu keszyków :) Znalazłem jeden ciekawie ukryty skarb, ale o tym później.
Byłem dziś w różnych miejscach i miałem kilka wskazówek. "Panienka z okienka", "Schyl się...". Po kolei.. - Gdy byłem pod wieżą wodociągową w poszukiwaniu skrzynki, Jedyną "Panienką" jaka mnie zaskoczyła to starsza pani z ochrony, która bez słowa podeszła do mnie i dała mi jasny sygnał, że nie ruszy się z miejsca póki nie odjadę. Miałem kilka sekund na odnalezienie pierwszej swojej skrzynki i nic z tego. Zastanawiałem się czy aby na pewno skrzynka jest dostępna zimą ? Pojechałem dalej...
Znalazłem się w rejonie Huty. Przede mną stała 140 letnia wieża ciśnień grożąca zawaleniem. Pomyślałem - spoko, teraz odnajdę skarb :) Nagle z komisu na przeciwko wyszedł jakiś koleś i zaczął iść w kierunku wieży. Nie wiedziałem czego tam szukał... Przez chwilę pomyślałem że tego samego^^ ale! Pomyliłem się. Czekałem więc aż facet skończy penetrować teren, kiedy to zniknął na chwilę za wieżą. 34 sekundy później z komisu wyskoczył kolejny typ. Okazał się być jego znajomym. Zaczął wołać go po imieniu. Wojtek..! Wooojtek!! Wojtuś wyszedł z zza wieży i razem ruszyli w swoją stronę.
Teren czysty, mogę szukać! Podążałem wedle wskazówek. Zbieg okoliczności chciał, że równocześnie krokami Wojtusia, który wcześniej zostawił je idąc po śniegu. W końcu doszedłem do punktu w którym urwał się ślad. Dokładnie za wieżą odnalazłem ukryty skarb. Zastałem wielką, jeszcze ciepłą (parowała...) zielono-brązową kupę! Wojtuś wiedział jak mnie przekonać...
Po fakcie W domu zrobiłem sobie ciepłą herbatę, miała kolor podobny do.. herbaty. W godzinę zebrałem się do kupy i pojechałem na waryniol. Dziś dzień dziadka, więc wypadało złożyć życzenia. Zebrałem 8 kilo śmiechu i wielkiego kopa motywacyjnego. Chcę zmienić wreszcie swój rower, a więc czas realizować swoje cele :)
Wróciłem najpóźniej jak tylko się dało do domu. I kto mi powie że blałki są złe ? ;)
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq