Ruda, napieprzanie kilometrów w terenie. Wróciłem mokry jak świnia, przeziębiłem się albo jeszcze nie wyzdrowiałem. Później z buta: domit, platan, słoneczna - slipknot, żubr, tbk, wieczorna sesja napierania na Kejt. Notka pozbawiona sensu, są to urwane kawałki z życia chłopca z Zabrza, teraz będę pamiętał ten dzień i siwą małpę.
Czuje się jak mała dziewczynka z maślanymi oczami, nie wiem co ze sobą zrobić. Olałem zdrowienie nadgarstka, działa wystarczająco, żeby jeździć rowerem. Musiałem wsiąść na rower! To już prawie cztery dni, więcej nie wytrzymam przy dobrym stanie zdrowia. Na pogodę nie narzekam, najważniejsze że nie jest mokro i nie wieje. Mimo wszystkich zmian, dalej jeżdżę jak łamaga, dołożyłem kolejną glebę. Prędkość zerowa, nawrót na chodniku. Zwalam wszystko na trzynastego!
Tak naprawdę czuje się nieswojo. Jutro wolne od szkoły, panuje piątkowy klimat i nie ma co ze sobą zrobić. Obrałem kierunek koper i wpadłem do Pawła. Zastałem świeżo odebrany amor. Jego praca dalej wydaje się dziwna. Jest twardy i nie ma to nic wspólnego z ciśnieniem. Jutro rozjedziemy go trochę po krzakach w Rudzie, zobaczymy.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy: "Dodaj wycieczkę" :D ? To jakaś żydowska katorga. Zawróciłem rower i kierunek: Dom! Nie mogę swobodnie poruszać stawem/nadgarstkiem. Chwyt jest do bani. Zawinąłem dłoń w bandaż i zaczekam do jutra. Nieskromnie oczekuje cudu. Nie chcę iść do lekarza!
Dzisiaj krótko. Wjechałem do ciemnego tunelu i nie zauważyłem na środku palety. Zaliczyłem OTB 10/10 z telemarkiem na rękach. Buty wypięły się dopiero pół metra mojego ryja nad ziemią. Czyli stosunkowo za późno na "Ojcze nasz" Teraz sobie ulżę po narzekając. Napierdala mnie lewy nadgarstek tak, że dupy nie mogę nawet wytrzeć, o myciu rąk nie wspomnę. Chciałem jeszcze gorąco pozdrowić ekipę budowlaną i ciulików, którzy nie posprzątali po sobie tego rozpierdolu. W ostateczności dziękuję swojemu sumieniu. Nic mnie to nie nauczyło i nadal mam w dupie "lampki rowerowe". Tunele powinny być oświetlone!! Na kolacje jadłem leszcza jedną ręką. Dla profanów to jedna z najbardziej ościstych ryb.
Tytułowy Marian, to tak głupia rzecz, że nie będę jej tu opisywał :D FM zostawię dla siebie, a napisać mogę, że szczytem zaskoczenia było spotkać kumpla na blałce. TO jest dopiero mistrzostwo, i podkreśla jak wiele twórczych pomysłów nam nie brakuje. Dzisiaj 3 okr. pmr,: czas 41:20 (13:08/1) podjazdy 5/6 gleby 2/11 :D Co raz lepiej i pewniej - to mnie nakręca! Dalej do Adasia bawić się w domowe przedszkole. Inaczej nie da się nazwać naszej nauki matematyki. Ostatecznie (około 23) Adasiu wpada na błyskotliwy pomysł poszukać odpowiedzi w internecie i tak po raz kolejny odmienia się nasze życie :D c.d.n.
Od początku ten dzień był za dobry, coś musiało nawalić. Po pierwsze ambicja mnie rozpiera. Po drugie żadnej gleby w spd na górkach. Po trzecie zauważyłem dużą zmianę w stylu jazdy przez ostatnie 2 tyg. Na zjazdach jestem bardziej pewny siebie. Zauważyłem też dużą poprawę w technice jazdy. Zakładałem przejechać 3 pętle trasy w Bielszowicach. Po pierwszym okrążeniu wyszedł czas 13:17 wzrost motywacji, kolejny raz zaliczam oba podjazdy z wielkim bananem na mordzie, czas 13:50 i wjazd na 3 okr. Zaczęła się walka o czas i darłem mocniej. Wjeżdżam pod pierwszą górkę, połowa za mną, zbliżam się do szczytu :D i nagle słyszę głośne "kliknięcie", kręcę dalej i zauważam że łańcuch przeskakuje. Zatrzymuje się na górze, patrze na stoper, czas 7:06 genialny (do mety 5min). Próbuje ogarnąć co się stało. I nieoczekiwanie widzę to:
W sumie najbardziej szkoda mi czasówki. Skończyłem z czasem 34:14 a do mety jeden szczyt do zaliczenia. Na moje szczęście łańcuch został na jednym sworzniu. Delikatnie ruszyłem w stronę domu. Skubany wytrzymał jeszcze 9km jazdy na "dołek" :D Całe zajście niestety nie jest oznaką mojej siły w nogach tylko zużycia napędu. Na chwile obecną łańcuch ma 51 ogniw :o
Czuję moc :D Najpierw szosą do CMSu, następnie Maciejów, napełnianie bidonów, dalej droga do mnie, szybkie przebieranie i sru do lasu na górki. Ciemność dopadła nas pół godziny później ale kręciło się dobrze. Bardziej luźno i ostrożnie. Dzisiaj tylko jedna gleba. Pętla w 14:55
Tak, to był zabójczo żywiołowy weekend. Gdyby nie rower pewnie zacząłbym się uczyć albo gorzej, sprzątać pokój. Korzystając z pogody wsiadłem na bika i pojechałem na Bielszowice zrobić 2 kółka. Wyjątkowo panowałem nad oddechem, kręciło się dobrze. Dołożyłem 2 gleby (ponownie na podjazdach) i przywiozłem świeżą glinę. Rower aktualnie waży prawie 13,5kg :D Przed wyjazdem zauważyłem że brakuje ciśnienia w tylnej, rozebrałem koło, przewróciłem oponę na lewą stronę i znalazłem przyczynę. W gumę wbiły się dwa kolce jakichś chaszczy, które na pewno przywiozłem z Rudy. jw weekend taki intensywny, że zaszalałem jeszcze ostrzej i podniosłem sztyce o 1,5cm. Od razu poprawa średniej prędkości. Ale jestem sprytny :D (po 4,5tyś km) tylko w terenie kręgosłup nie ogarnia. Rowerek ostatnio przestał szwankować (odpukać) jestem z niego b.zadowolony.
Ruda Śląska Bielszowice. Trening, bardziej pod kątem technicznym. Nauka jazdy w spd weszła mi w krew jak tylko otworzyłem świeże pudełko, jednak podjazdy mówią co innego. Zaliczyłem 6 gleb, wszystkie na górkach. Przy wysokościach, gdy tracę przyczepność (rotacja) noga nie chce odbić w bok, tylko w górę no i na glebe! W końcu się nauczę! Generalnie jestem z kompletu bardzo zadowolony, może wizualnie i wagowo nie powala, ale daje mi cholerną stabilność i pewność siebie, szczególnie przy zjazdach.
45min asfalt(wstęp) > 45min teren > 45min rozjechanie
Jak widać od początku je katuje. Pierwszy test za nimi.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq