Po ostatnich próbach stwierdziliśmy że Chudów jest pechowy jednak uznaliśmy że "do trzech razy sztuka". Pogoda dopisała. Przy okazji zobaczyliśmy jak jeden Pan sterował modelem samolotu o rozpiętości skrzydeł 2m. Niezłe ewolucje i całkiem spory zasięg, momentami ciężko było go dostrzec. Swoją zabawką przykuwał spojrzenia wszystkich zwiedzających, także problemu z podjęciem kesza nie było.
W drodze powrotnej mieliśmy spory zysk w czasie więc zdecydowaliśmy się na spontanicznego kesza niedaleko hałd. To było satysfakcjonujące przeżycie dokopując się do skarbu nie znalezionego przez rok w nieznanym nam miejscu bez podpowiedzi kierując się jedynie intuicją i chwilowymi przebłyskami pomysłów. Udało się!
Szybki powrót do domu, prysznic i w drogę na koper. Wolna chata u Pawła i walka Pudziana, "będzie się działo!"
Śmieszna porażka. Fajnie było bo zebraliśmy się wyjątkowo w trójkę :) z [a href="http://redbike.bikestats.pl"]Pawłem[/a] i Adamem ruszyliśmy okrężną drogą do Chudowa i ponad 10km od domu na stromym zjeździe Adamowi zerwał się łańcuch. Zaczynało się robić pochmurno, chwilę później pojawił się deszcz, zaszło słońce a my w najlepsze szukaliśmy na środku drogi dwóch małych kawałeczków łańcucha. Po jakimś czasie zapaliły się latarnie. Tak minęła nam najbliższa godzina :) Byliśmy cali mokrzy i padł pomysł zadzwonić do znajomego żeby odebrał poszkodowanego Adaśka do domu. W trakcie telefonu naszej ofiary Paweł znalazł spinkę, na całe szczęście bo Adama ominęła by najlepsza przygoda :D Do domu przy ulewym deszczu wracaliśmy przez Mikołów z minimalnym oświetleniem o godzinie 22:00 Byliśmy tak przemoczeni że po powrocie wszedłem w ubraniach do wanny. Jedno wiem napewno. Nigdy nie użyję spinki na maratonie.
Razem z Adamem pojechałem na Pogoń odnaleźć tytułowego kesza. Na miejscu okazał się sporych rozmiarów. Zdecydowaliśmy się na kolejny cel i ruszyliśmy w okolicę Mikołowa gdzie trafiliśmy w bardzo ładne i zaciszne miejsce. Zorientowaliśmy się że droga i okolica jest nam znana z zeszłorocznego wypadu. Powrót przez Paniówki, zdążyliśmy jeszcze 2x się zgubić, aż w końcu trafiliśmy do Zabrza. Jeszcze spotkanie w centrum z Pawłem i powrót w deszczu. Było zimno i nieprzyjemnie.
Zamułka. Wszyscy chorzy albo leniwi. Tylko ja miałem ochotę na rower. Wskoczyłem na Cube i pojechałem do Pawła. Grunt że z powrotem dostałem się do domu, zapomniałem kluczy i już myślałem że znów będę jeździć całą noc. Godzinę temu Robertson zdobył mistrzostwo świata w snookera, tak mnie to zmęczyło że muszę się położyć.
Razem z Pawłem"redbike" kręciliśmy treningową pętle, od północy do 7 rano w ramach przygotowań do Mazovi 24h. Wyścig na setkę w czasie 3:35:16 avg 28 km\h łączny dystans 169.40 km w czasie 6h 30min. Po drodze widzieliśmy dziki, młodego jelenia i całe mnóstwo zająców, kotów i jeży. Regeneruje siły...
Nie było tak źle, zapomniałem tylko zabrać jedzenia po które musiałem wrócić. Spóźniłem się tylko godzinę a na miejscu okazało się że zapomniałem też bidonu...
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq