Plan był pojechać na Dzierżno ale, tuż przed zjazdem spotkałem kolegę, który właśnie odbywał trening. Jak się zorientowałem byłem już w Kleszczowie i coś mnie naszło, żeby pojechać jeszcze kawałek dalej. Następne było Rudno, później Rudziniec. Korzystając z okazji wpadłem z wizytą do cioci Renaty. Jakie wielkie rodzinnie zdziwienie było od samego progu. - "Andrzej!? Co ty tu robisz sam w taką pogodę rowerem ?" - "Zgubiłem się :D" Jako że zegar pokazywał 20:15 na wizytę poświęciłem 15 minut, żeby nie wracać nocą po lasach. Droga do domu była koszmarem. Zerwał się wiatr i padał deszcz. Na miejscu zameldowałem się o 22:00. Padam na twarz.
Skończyłem!! Uzupełniłem fotorelację z Mazovi 24h, trochę późno ale zawsze. Po maratonie przyszedł czas na wakacje a potem lenistwo i tak upłynął mi miesiąc. Pod odnośnikiem najdłuższy dst należy się jakiś wpis
Dziwne, ostatnio odczuwam lekkie przetrenowanie. Wolniej regeneruje siły i nie daje z siebie pełnej mocy. Mimo to codziennie mam ochotę wyjść chociaż na chwilę pokręcić.
Rano pojechałem na działkę pomóc przy koszeniu i grabieniu trawy. Prawie spałem pracując. Wieczorem wyszedłem trochę odetchnąć i od razu lepiej. Miałem sposobność spotkać się z Martą i dowiedziałem się że 2 lub 3 lata temu spędzaliśmy razem Sylwestra. A to dobre bo nie pamiętałem nawet jej imienia.
Interwałowo, PGRy, Maciejów, Gliwice. Po przychodniach i innych lekarzach pojechaliśmy na Czechowice zrzucić z siebie miejski odór. Na miejscu zapach też nie był imponujący ale woda była ulgą po upalnym dniu. Rowerek znowu jest zapieprzony, pedały krzyczą co raz głośniej i napęd wykazuje zużycie!! Jestem po pierwszej rozmowie o butkach i spd-kach. Jak na piątek 13tego był to udany dzień.
Jak w opisie, wypadzik z Pawłem do Gliwic w poszukiwaniu miejscówki do obserwacji nieba. Noc spadających gwiazd oglądaliśmy z rampy na najwyższej osiedlowej górce. Jedyne sensowne miejsce bez chrabąszczy i innych insektów wielkości piłki. Jednak, najistotniejszym punktem dzisiejszego dnia był świeżo upieczony amor redbika. Nowy Rock Shox Recon wisi teraz na ramie Ravena i rower nabiera co raz większego charakteru. Pierwsza próba za nami, w terenie także. Teraz tylko zabrudzić go w jakimś konkretnym błocie i będzie stanowił integralną część z maszyną :D Już ja coś wykombinuje.
Nic dzisiaj nie planowałem ale wczorajszy dzień nie odbił się bez echa. Jestem trochę zmęczony, więc najkrócej jak mogę... Dzień zacząłem o 9:30 z dwu godzinnym poślizgiem na umówione spotkanie. Przynajmniej się wyspałem, a praca nie uciekła. Pomogłem przenieść cioci resztę rzeczy po przebudowie mieszkania. Mogłem zobaczyć salon w całej okazałości po wyburzeniu ściany jak wyglądało to 50 lat temu. Robi wrażenie, jest większy od mojej chaty !:D
Przed obiadem rozjazd, którego potrzebowałem już wczoraj. W godzinach szczytu na drogach grasują w szczególności mongoły. Już nie ruszam się z domu o tej porze! Trasa do Czechowic aż do drogi na Pyskowice i w kierunku Gliwic.
Później spotkanie z Pawłem i droga do Chorzowa. Pętla SC i z powrotem na koper. Wcześniej zaparkowałem z hukiem w pokrzywach. Do tej pory szczypie mnie tyłek. Byliśmy już cholernie wyczerpani, bez jedzenia i picia aż do kranu z magiczną wodą na Maciejowie. Odliczanie dobiega końca. Nowy amor redbika jest już w drodze i jutro Pawcio będzie się uczył od nowa jeździć na swoim rowerku :D Sam jestem ciekawy jak to działa.
Wycieczka z dD. do Chudowa. Dla mnie to idealne połączenie. Nie odpuszczam roweru jednocześnie regenerując siły. Obiad miałem późno. Wyruszyłem 40 minut później od peletonu. 7km dalej niespodzianka. Pani duże B. już nie utrzymuje tempa z przeszłości i z pogoni za ucieczką przy średniej 30 km/h zrobiło się 20 :) I tak było fajnie. Bo nie jechałem sam, bo nie zasnąłem za kierownicą, bo nie spociłem się jak człekoknurozwierz i wreszcie bo ktoś postawił mi loda.
Wolna chatka Borka + nasza grupa = wielka rozjebunda. Grunt że trafiłem do domu i rower nie ucierpiał. Poranny deszczyk był bardzo orzeźwiający. Reakcja mamy też.
Kilka godzin wcześniej... Jebną piorun, internet i telewizor, też padł. Paweł się zrewanżował i oglądaliśmy finał razem na koperku. Widziałem, widziałem, widziałem !!! Brak zrywu Szmyda, brak walki Rutkiewicza, brak zwycięstwa etapowego, brak czego kolwiek a Osama Bin Laden jest fanem arsenalu. Fajnie, że Polacy się reklamują i pokazują na trasie, ale tak nie zdobywa się szczytu swojej kariery, co najwyżej Mount Ventoux ze stratą + 8,27m Jasne jest że można krytykować z pozycji fotela przed telewizorem ale kuźwa dajcie mi rower bo mnie już pośladki bolą od patrzenia jak nasi odpuszczają przy [Download 97%] 6 i 7 miejsce. Za rok nic się nie zmieni ;) Dalej będziemy trzymać kciuki a Polacy obiecywać.
Tak się nudziłem że nie pamiętam co robiłem. Po za treningową pętla, którą wykręciłem z czasem 19:38, a więc spadek formy! Nie mam pojęcia o co chodzi. Chodzę spać jak świta, jeżdżę codziennie, śniadania nie jem, na obiad ciastka i żelki akuku, a na kolację kawałki starej pizzy, które walają się po pokoju. Tryb życia w normie, więc co jest ? Przydałby się jakiś dr. House.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq