Pojechałem na słoneczną zrobić projekt na geofarmazony i próbę zgrania występu.
Tak się przypadkowo złożyło że dzisiaj rano w szkole na kartkówce z obcego brałem udział w licytacji na allegro i udało mi się kupić kierownice ritcheya. Nareszcie rozstaw roweru będzie przypominać ścigałke, nie sztange.
Ale! Z moim szczęściem zaczekam na przechwałki do otrzymania towaru.
Urlop od wszystkich obowiązków! Wczoraj zauważyłem że mam kompletnie luźną kasete. Zrobiłem na niej wczorajszą trasę do Gliwic. Dzisiaj cza było spotkać się na dołku z serwis-manem. Wszystko ok. Śmiga pięknie.
Pojechałem do Gliwic odebrać torebkę pod siodłową, którą dałem pod zastaw za nowe konusy. Na szczęście załatwianie w atelierze jest bezproblemowe. Przy okazji kupiłem osłonkę ramy przed łańcuchem bo bardziej od podrapanej ramy denerwował mnie hasał łańcucha.
...i lekkiej regeneracji, mogłem dzisiaj normalnie potrenować. Na dworze zapodali 16 stopni a ja ubrałem się jak na 5, tak więc 15min po wyjeździe z domu spociłem się jak świnia i wróciłem się przebrać. Wyjechałem na krótkich i od razu było lżej, nawet mi tętno spadło.
Trasa przez Sośnicę, Gliwice, Szałsze, Zbrosławice, Ptakowice, Bytom i Zabrze, czyli standardowo z małą modyfikacją na początku. Po dwóch godzinach kręcenia skierowałem się do wodopoju w Maciejowie a tam przypadkowo spotkałem Pawła i... Pawła. Oni też przyjechali solo, więc potrójny przypadek. Napełniliśmy bidony i pojechaliśmy na 7 górek już na spokojnie pogadać w ciszy i odpocząć. Wynikła z tego szansa wyjechania do Orzesza na XC większą grupą. Nie napalam się za bardzo bo jak zwykle to nic pewnego ale nie ukrywam, byłoby miło.
Zebraliśmy się już po zachodzie to naturalnie było chłodniej i potrzebowałem jakiegoś murzyna coby mu siąść na kole. Paweł 'numa ajns' bez oporu i z bananem na twarzy wyjechał na przód i prowadził nas jakąś chwile. No to jest dopiero szczyt - jest chudy jak frytka i waży jak czołg, to szczęka dalej mnie napierdyczała. Wziąłem go szerokim łukiem i ścig do skrzyżowania. Pomogło... W centrum zrobiliśmy ostatnią przerwę czule i pieszczotliwie się żegnając. Paweł 'numa cwaj' przez nasze tempo aż zsiniał na twarzy ale dobrze mu to zrobi. Tak wyglądają skutki uboczne tych, którzy dopiero zaczynają sezon. Pulsak znowu oszalał pokazując mi tętno 240 a w domu zostawiłem go obok telefonu i cwaniak się nie wyłączył utrzymając 50. Przez chwilę myślałem że nie zdjąłem opaski z klaty.
...inteligentnych wyrobników. Przyjechałem na świeżo upieczone kiełbary z grilla. Dostałem te najlepiej zjarane okazy tak że godzinę później mnie brzuch bolał. Aale co tam. Fajnie było sobie posiedzieć na dworze w taką pogodę. Mniej fajnie się wracało. Zasypiałem na kierownicy. Wczoraj ledwie co spałem a dzisiaj powtórka.
To już trening. Czyli odstresować się po całym dniu. Droga do Rudy, dalej do Gliwic i powrót do domu. Nie wspomniałem dzisiaj nic o pogodzie, warunki najprościej - idealne, aż mi morale skoczyło. Darłem jak szalony i w sumie wykorzystałem ten dzień najmocniej jak tylko mogłem. Zaliczyłem pierwszą w tym roku setkę. Fakt że na raty no ale jest i chyba to jeszcze nie koniec. A dopiero co zrobiłem sobie kolację. Dostałem telefon od burżuja i już wiem że jeszcze parę km dobije...
Nie mogło być inaczej. Oczywiście zaspałem. Na szybko zdążyłem zjeść płatki z jogurtem i pojechałem na AK. Po rozebraniu piasty okazało się że dostałem złe konusy. Wziąłem rezerwowy rower i pojechałem do GL wymienić komplet. Na miejscu kolejna niespodzianka. Nie mam portfela, czyli ani paragonu na reklamację, ani pieniędzy. Zostawiłem coś pod zastaw. To coś nie jest moje. Mało tego, jak wróciłem zaczęły się kłopoty ze składaniem i kiedy już wreszcie się z tym uporaliśmy, z powrotem na miejscu byłem dopiero po 14. Rzeczy nie odebrałem i muszę czekać do poniedziałku. Mam nadzieję że nie będzie problemów ale to nie ja pomyliłem konusy...
Po treningu zacząłem się nudzić to zrobiliśmy z Pawłem ustawkę. Skończyło się na tym że wylądowałem na koperniku na noc... a raczej pół nocy. Jak zwykle w porę przypomniało mi się, że jutro... a raczej dzisiaj rano, byłem umówiony z Toranagą na dołku. Spokojnie przez miasto o 3 rano wracałem sobie do domu, a jak to się skończyło napiszę wieczorem.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq