Trening na tolerancje laktatu. Złapało mnie jakieś cholerstwo i jeszcze dołożyłem do tego trening o dużej intensywności. Jestem ciekawy jak mnie jutro sieknie a w planie kilka godzin kręcenia...
Jak na złość gdy tylko wskoczyłem na rower telefon dzwonił nieprzerwanie i z treningu dupa wyszła bo tętno nieregularne, to sobie z przyrodą dzisiaj poobcowałem. Żeby wszystko było takie proste jak sznurowanie butów ale nie żałuję. W Ptakowicach zainicjowałem kółko obserwatorów bocianów. Dla mnie pierwsze w tym roku. Zjechałem z szosy w pole i tak sobie przyglądałem się niezbitym dowodom na to że zimno już nie wróci. ;]
W domu zrobiłem sobie porządniejszy trening sprawdzający. Siła to zdolność przełamania czekolady na cztery kawałki i zjedzenia tylko jednego. No i znowu lipa ale za to z miodem i orzeszkami :)
Wyczyściłem sprzęt po ścigu i cza było go doszlifować. Kręciłem się niedaleko domu, w razie gdyby mi się przypomniało że znowu czego nie skręciłem. Wszystko cacy tylko tora jest do zresetowania.
Dzisiejszą relację z wyścigu opowiedziałem już tyle razy że z pamięci powinienem wszystko skopiować ale wytrzepałem z siebie resztę szarych komórek, więc krótko.
Trasa była wymagająca technicznie z jednym jedynym 100 metrowym płaskim odcinkiem (start/meta). Pętla bardzo przypadła mi do gustu. Nie brakowało podjazdów na których pękały gwiazdeczki. Zjazdy zapamiętała większość włącznie z moim kolanem ale musiałem się poświęcić, inaczej wpadłbym na kolegę. Zaraz normalnie poszukam delikwenta na zdjęciach... Bardzo dużo korzeni, szczególnie poprzecznych, przez które rzucało nami na wszystkie strony. Śliskie wiraże w piasku. Całe mnóstwo drzew i wystających konarów utrudniających przejazd. Okrążenie przemyślane, ciekawe z wykluczeniem miejsca na odpoczynek. Nie zabrakło i elementu zaskoczenia. Część drogi wytyczona była kładką rozdzielającą staw na dwie części. Z drugiej strony, dojazd robił wrażenie jak patrzało się na pędzący peleton pomościkiem bez barier.
Trasa jednym słowem - zajebista!
Koncentracja przed startowa i wygrzewanie na słońcu najcieplejszego dnia w tym roku.
W centrum zabrałem RedBika i dalej pojechalim w stronę górnika. Pod bramą czekał już raptor, który poprowadził nasz na razie skromny peletonik do mety na pl.Krakowski. Przy okazji, tak przynajmniej mnie przegonił, że myślałem - zaraz zwrócę nie naruszony obiad. Na miejscu panował klimat gorący i wilgotny. Tyle sprzętu w jednym miejscu, że świra dostawałem, to zająłem się wypatrywaniem znajomych twarzy. Z większości to czynni bikestatowicze.
Ruszyliśmy... Już na początku zaczęła się walka o pozycję, wyrabianie wolnego miejsca łokciami i dogadywanie napastnikom. Razem z Pawłem dokonaliśmy taktycznej okupacji frontu w razie czyjegoś zrywu. Ucieczki nie było ale znalazło się kilka ofiar kindermafii i dyskwalifikacje w formie ustnej. Całą watahą obróciliśmy kółko przez centrum miasta i na finiszu byłem w czołówce. Niestety wyprzedził mnie jakiś gość na tandemie i odpuściłem zamykając pierwszą dziesiątkę. W pościgu brało udział 120 nieszczepionych psycholi na cykloze i kilka radiowozów.
Super był facio w skórze z muzyką na kole :D
Zdjęcie ukradłem z forum GMK od "janek" Od lewej RedBike (już niedługo), Jedris i raptor
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq