Szału nie było. Już wczoraj zbierałem się do większego treningu ale coś mnie przeziębienie łapie. Dzisiaj zerwałem łańcuch, więc zahaczyłem jedynie o dziadków i nim się obejrzałem już musiałem wracać do domu. Po drodze wstąpiłem jeszcze na dołek poprawić i wyregulować parę drobiazgów.
Wiozłem 2kilo zioła, widziałem borsuki i po nocy wracałem ujarany przez DTŚ. Oczywiście żartuje :D Załatwiłem kilka spraw na koperze. Później przygotowania i organizacja miejscówki na uro Adania. W "klubie" wisiały zasłony w trzech kolorach: czerwony, żółty, zielony, stąd moje chore pomysły.
Z powodu ograniczonego czasu miałem do dyspozycji tylko godzinę. Na luzie - Ruda, Chebzie, Czarny Las i do domu. Gładko, przyjemnie i po deszczu. Wieczorem zawsze najlepiej się kręci.
Z domu wyjechałem 6:55. Umówiony na centrum z Redbikiem i start o 7:15, przez Gliwice, Pyskowice i Zawadzkie dojechaliśmy do miejscowości Dobrodzień (z urzędu Guttentag ;)), gdzie spotkaliśmy ramboniebieski. Chwila odpoczynku, rozstanie i dalej przez Olesno i Gorzów Śląski docieramy do Praszki w między czasie decydujemy o utrzymaniu tempa i zwiększamy obroty. W Praszce dłuższy postój przy pl. Grunwaldzkim na rynku, chwilę później dojeżdża ramboniebieski. Celem podróży było przekazanie książki dla Pani dyrektor muzeum a w zamian za przysługę otrzymaliśmy syty posiłek :) Zjadłem siedem albo piętnaście jagodzianek. Przy okazji zwiedziliśmy muzeum, oglądnęliśmy trochę fajansu i poznaliśmy historię miasta. Najbardziej spodobała mi się kolekcja wypchanych dzikich zwierząt :D Takie małe zboczenie... Wyjechaliśmy przed 18 i część trasy pokonaliśmy po zmroku. Decyzja zapadła, utrzymujemy tempo. Po drodze wytrąbiliśmy zgrzewkę coli i lecieliśmy jak domino.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq