Katowice - Hel i kac moralny
Sobota, 12 maja 2012
· Komentarze(7)
Kategoria Wyścig/Maraton, Powyżej 100 km
W Katowicach pod Spodkiem spotykamy się o 15:00. Na miejsce docieram 5 minut po czasie z małymi przygodami po drodze... Chwilę później ruszamy jedenastoosobowym peletonem. Lecimy przez: Bytom - Olesno - w Wieluniu krótka przerwa, uzupełnienie bidonów. Dalej: Sieradz (kolejna, planowana przerwa). Średnia cały czas rośnie, jedziemy przez: Turek - Koło (tu dołącza do nas Mad) - Włocławek i przerwa na której dołącza do nas Łukasz i Waxmund, który przyjechał z Warszawy. Na liczniku 340km, średnia 33.8km/h. Do tej pory atmosfera była doskonała, wszyscy trzymali równe tempo. A po przerwie... Zaczął się koszmar. Deszcz, wiatr, tranzytówka, chwilę później wypadek w peletonie. Mad zalicza wywrotkę wjeżdżając w koleinę i wypada na sąsiedni pas, gdzie mało nie doszło do kolizji z samochodem. Czołówka nie widzi co się dzieje i lecą dalej. Tempo gwałtownie spadło, większość powoli miała dosyć, momentami emocje biorą górę i wylewamy z deszczem frustrację. Około 4 nad ranem, 30km przed Toruniem wszyscy robimy przerwę na stacji, żeby ustalić co dalej. Cali przemoczeni, robimy małe zamieszanie wywalając regał z gazetami :D To była dosłownie chwilowa poprawa nastrojów bo decydujemy, że jeśli pogoda się nie zmieni, wsiadamy w pociąg w Toruniu i lecimy nim do Trójmiasta. Jedziemy! Przed nami około godzina drogi. Było tylko gorzej ;) Zaczął się ulewny deszcz i silny wiatr, a sam start ze stacji był dla ns wszystkich wielkim szokiem. Ostatnio tak zimno było mi na Mazovi 24h. 10*C, całkowicie przemoczeni, jadąc pod wiatr, kurczowo trzymaliśmy kierownicę i próbowaliśmy się rozgrzać. Najdłuższa godzina w życiu. W końcu docieramy na dworzec, gdzie Kurier rzuca: "Kto jedzie dalej ?" Zebrała się piątka wariatów, w tym: Wilk i Wax. Reszta miała kompletnie dosyć, najbardziej doskwierało nam wyziębienie. Sam miałem gołe nogi i bolały mnie kolana. Po 10 rano dojeżdżamy pociągiem do Malborka, skąd przesiadamy się na kolejny do Gdyni, a stąd już rowerem około 60km do celu. Tu także dzielimy się na grupy. Raptor, Ficek, Tadek i ja lecimy rowerem, a pozostała trójka jedzie dalej pociągiem. Pogoda o tyle lepsza, że nie padało i asfalt był suchy, za to wiało niesamowicie z zachodu. Rowery same uciekały na pobocze. Gdzieś we Władysławowie odrywa się od nas Tadek i leci spokojnie swoim tempem. Piotrek podkręca średnią i w trójkę docieramy do Jastarni zmęczeni i głodni ale szczęśliwi :) Pogoda cholernie nam nie dopisała. Na miejscu nawet nie usiedliśmy całą ekipą coby pogadać i powspominać. Każdy miał dosyć i było nam zimno. Szampan wrócił z nami do domu. I w związku z takową porażką już planujemy powtórkę. Wielkie gratulację dla Wszystkich, którzy przejechali cały dystans. Kurier, Wilk chapeau bas! Ktoś jeszcze dał radę ?
Ekipa Kato - Hel '12© Jedris