Rano ustawka z miszczem. Rap, Tiesto i Miasto to prosty sposób na zajebisty trening interwałowy. Mając 60km na liczniku postanowiłem odbić na Gliwice i każdy poleciał już swoim tempem. Jak zobaczyłem średnią to się przestraszyłem i zdecydowałem się na obniżenie tempa, żeby nie zawstydzać społeczeństwa. A prawdą jest, że jak dojeżdżałem do Zabrza to tak mnie odcięło, że ost. 5km ulicą Wolności jechałem 15km/h. Nie dało się, normalnie się już nie dało... ;)
Po południu Ruda Śląska i rundka z ramboniebieskim. Kolejną pętlę rozpoczynam już sam. Jadąc w tlenie zaliczam swój rekordowy przejazd - 13 minut :) Pozytywne zaskoczenie i szybki powrót do domu pochwalić się mamie. Czas mnie gonił jak zwykle, trzeba było się pozbierać i dojechać do klubu na wyczekiwany z niecierpliwością przeze mnie Finał Ligi Mistrzów. Tak! Wisienką na torcie tego dnia, była wygrana Chelsea po mega emocjonującym spotkaniu. Doszło do karnych, w których oscarową rolę wykonał Drogba :) Jakby inaczej, po 4 latach (porażka z MU) The Blues wpisali się na listę zdobywców Pucharu Champions League.
Pierwsze 10km w niezłym tempie. Później jak się okazało leciałem z wiatrem. Już wiedziałem, że dzisiaj za wiele nie pokażę. Dalej zastanawiałem się co mnie jeszcze nie boli i jak bardzo mi się nie chcę. Nie chciałem również zjeżdżać do domu, tym bardziej, że zjadłem wiadro makaronu i ciążyło mi to niemiłosiernie. Jak już się wkręciłem, to musiałem zjechać bo makaron się skończył..
Celem dzisiejszej ciułanki było ogólne wkręcenie się z nadzieją, że jutro będzie czas i możliwość na coś mocniejszego. Kierunek obrałem - wypizdów. Celowo jechałem na północny zachód z wiatrem w twarz do oporu. Szlag trafił mnie dopiero w Dobrodzieniu, skąd wziąłem nawrót szerokim łukiem, spojrzałem na średnią - mhm, ledwo 28 i w długą. Warto było mulić te parę godzin pod prąd, bo powrót z wiatrem był miodny :] Do domu przekręciłem 2 razy korbą, no może 3. Na miejsce dotarłem w 3h, zaś droga powrotna wyniosła tylko 2. Ten bilans już coś mówi na temat siły wiatru :D
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq