...szału nie było. No ale nie z takim napędem i ostrym w mordewind. Ale to mały pikuś w porównaniu z tym co mnie dzisiaj spotkało. Spokojnie trenowałem podjazdy, po około godzinie ruszyłem trochę mocniej, ostatecznie kończąc regeneracyjnym tempem. Wracając, już zmęczony, głodny i przemarznięty, trafiłem na ścieżkę asfaltową, przez którą środkiem przechodziła grupa dresów. Jak to mamusia mówiła "szerokim łukiem od takich" (znowu miała rację no) - szybka analiza. Nie kurwa! Głodny jestem, nie będę nadrabiał 20 minut drogi bo ktoś tu się czuje panem ulicy. Tempo miałem z 25kmh, nie za szybko nie za wolno jak na Zabrzański Bronx. Trzymałem się prawej krawędzi i już miałem się z nimi zrównać, kiedy jeden celowo wysunął się w bok. Nie było szans. Zderzyliśmy się ramionami i o włos nie poprawiłem ostatnich ewolucji. Nosz kurwa gdzie taki idiota ma wyobraźnie ?! Wielki bohater przed kumplami. Cholernie mnie to frustruje że komuś leci czyjeś zdrowie!! Ostatnie kilometry wyglądały mniej więcej tak: I WILL HAVE YOU, NEMESIS! YOU ARE MINE, NEMESIS! Nie będę mu życzył żeby go tramwaj rozjechał, ale szlag mnie trafia że tacy ludzie są bezkarni.
STOP wariatom drogowym!! A wariatów co raz więcej i nie tylko zmotoryzowanych...
Za dużo szkoły za mało wolnego czasu. Wyjechałem trochę zmęczony psychicznie dniem w zakładzie karnym ale jak najbardziej zdolny do treningu. Chwilę później udowodniłem, że do ekonomiczności jazdy niezbędna jest świeżość umysłu. No takie głupie rzeczy jak dziś to ja w podstawówce robiłem, aale! Podjeżdżam rozpędzony do krawężnika i podrywam kierownice do góry.. Byłem tak leniwy, że nie chciało się mi wyrzucić jej do przodu i zrobić skoku. Zamiast tego wykorzystałem spd i... spóźniłem wybicie! Jak uderzyłem tak stanąłem na przednim. Przejechałem może z 2m w pozycji embrionalnej, zaliczyłem obowiązkowy handtelemark, twarzą też zahaczyłem, upadając uderzyłem kolanem o kierownice, ostatecznie zalegając w pozycji drewnianego kolca. Dopiero wtedy usłyszałem charakterystyczny "klick!" i rower opadł... Głupi ma zawsze szczęście, więc szybko się ogarnąłem, noga trochę bolała ale szybko przeszło. Gorzej z moją wizytówką, - podrapałem brodę. Teraz będę chwalił się kolegom, że było ich pięciu ale ostatni był za mocny.
Dzisiaj szosa. Wszystko przebiegało pomyślnie do momentu drogi przez Gliwice. Wpadłem w kałużę i jeszcze się poślizgnąłem. Przemoczyłem nogi i dłonie. Pozbyłem się rękawiczek, żeby nie potęgować zimna. Po zachodzie wrócił minus i już nie było tak łatwo. Ręce i stopy zaczęły gwałtownie zamarzać. Teraz szczypią mnie opuszki palców jak po oparzeniu. Wystarczyło 20 minut.
"Metropolitan underground" Nie da się ukryć, zrobiliśmy zamieszanie w tym jakże czystym mieście. Paweł przypłacił to utratą lewej goleni korby. Brak zdjęć bo było ciemniej niż ciemno. Po za tym że zamarzaliśmy żywcem przemókł mi mój makintosz. Jednak najbardziej taką pogodę odczuwa zdecydowanie rower! Sól w płynie, mmniam.
Dużymi krokami zbliżamy się do podsumowania sezonu :) Eksplorejszyn - dzisiaj po szosie. Bez terenu się nie obyło. Palce mi zsiniały od mrozu. No i obowiązkowa gleba na finiszu. Droga dojazdowa do osiedla i czysty lód, no to pojechałem... i nawet kask się przydał.
Czyli trening w stylu "grudniowym". Mój rower nie przepada i mnie też jakoś nie ożeźwiła. Dzisiaj pomimo skoku średniej mało efektywnie, puls nieregularny. Na ulicach przed świąteczna patologia i roztopy. Słabo kręci się w mokrych butach i z przmoczonym tyłkiem. Miesiąc beznadziejnych ćwiczeń i tak wszystko podsumuje świateczna dieta :] pozdrower
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq