65 godzin bez roweru oczywiście nie pozostało bez skutku. Z Bydgoszczy wróciłem wczoraj późnym wieczorem. O jak ja żałuję, że nie miałem tam roweru, no ale coś za coś... Stawy już mi nie dokuczają, za to przybyło mi 2 kilo :D Karmią tam lepiej niż na wigilii. Trzeba było to spalić i wrócić do formy. Podzieliłem to na dwie sesje.
Poranna - pojechałem do Ornontowic pojeździć tam po lesie. Równe ścieżki i zadbany las czyli to czego w Zabrzu najbardziej brakuje.
Poobiednia/wieczorna - WPKiW objechałem trasę SCMTB, ostatecznie w końcu udało się przejechać całość. Jutro pojadę zrobić pętle na czas. :) Średnia opadła za sprawą rundki w terenie 28.79km - avg 16km/h.
Tak się złożyło że jak dotarłem do domu stuknęła mi setka. (4:21:36)
Noc, dzikie zwierzęta, skurcze, kryza, adrenalina, walka z własnymi słabościami, czyli to co tak naprawdę prowadzi mój rower.
"Treningowa pętla" Może wydawać się nużące przejeżdżanie kilkanaście razy to samo miejsce, jednak nie są to puste kilometry. To przygoda i prawdziwe odkrywanie samego siebie. Momenty przełamania, motywacje, satysfakcja z dobicia kolejnych okrążeń. To nowe doświadczenia, które na pewno zaowocują na maratonach. 196.33 km w czasie 7:34:09 avg 26km/h. Setka w czasie 3:41:19. Jestem zadowolony z wyniku. Początkowo jechałem z Pawłem, niestety po ostatniej nocy nie dał rady i spasował. Wspólnie wykręciliśmy 85 km. Moja chora duma nie pozwoliła mi na systematyczność. Z ostatniego okrążenia urwałem 3 minuty co teraz odbija się na samopoczuciu i nogach!
W ramach zregenerowania sił zjadłem duży obiad i pojechałem z Toranagą rekreacyjnie do Świętoszowic. Dotleniłem się i dobrze mi to zrobiło :)
Razem z Pawłem"redbike" kręciliśmy treningową pętle, od północy do 7 rano w ramach przygotowań do Mazovi 24h. Wyścig na setkę w czasie 3:35:16 avg 28 km\h łączny dystans 169.40 km w czasie 6h 30min. Po drodze widzieliśmy dziki, młodego jelenia i całe mnóstwo zająców, kotów i jeży. Regeneruje siły...
Długo oczekiwana setka stała się rzeczywistością :) (86')
Ekipa desantowa w postaci naszego elitarnego duetu - Paweł 'redbike & Andre 'Jedris jako AbsolwentMTB_TEAM rusza na północ w poszukiwaniu skarbów!
Jako że razem z Pawełkiem kochamy idiotyczne pomysły wybraliśmy się przed zachodem słońca do Lublińca na keszing jadąc głównymi drogami. Jedliśmy suche bułki, zgniłe banany i najlepszy w menu pasztet popijając wodą z kałuży. Po drodze mijaliśmy dzikie i mniej dzikie, niektóre nawet martwe zwierzęta. W lesie mieliśmy pecha i nie spotkaliśmy żadnych. Jadąc sobie szosą przez środek lasu nie wiadomo gdzie postanowiliśmy się zatrzymać na poboczu. Stała tam tablica z mapką okolicy. Szybka orientacja w terenie i niedaleko odbiliśmy do lasu jadąc przed siebie szukając szczęścia. Takie właśnie nas dopadło! Zauważyłem charakterystyczną drabinkę z pewnego zdjęcia, która zaprowadziła nas do stawu i rzeczki. 10 min w terenie i kesz został odkryty! Dochodziła godzina 22 i zrobiło się trochę zimno więc zaczęliśmy tańczyć. 2 technomuły w środku lasu gdzieś w Lublińcu, myślę że jak na nas to wyglądaliśmy całkiem normalnie. W drodze powrotnej powoli padały nam baterie w lampach, więc wybraliśmy najrozsądniejsze rozwiązanie...
"11"
Trzymamy się 11-stki, najbardziej ruchliwej drogi w tym terenie. Po drodze osobówki, ciężarówki i inne tirówki trąbiły na nas!! Jestem pewien że to z podziwu i szacunku o jakiej porze pocinają wyczynowi kolarze szosą. Godzina 1:10 postój na stacji benzynowej orlen i tankowanie hitami, nagle podjeżdża policja zaintersowana moimi lampami. Wyjaśniłem panom że jestem od kilku godzin w trasie i przód zgubiłem, a tył widać jak jest (bardzo) ciemno, oczywiście pełna powaga. Panowie doradzili nam jedynie żebyśmy unikali głównych dróg. Staliśmy tylko k***a na środku skrzyżowania dróg krajowych 78 i 94 :D Powiedziałem: Oczywiście, jasna sprawa, będziemy uważać. Następnie doszedł do nas jakiś ziomek, "zagorzały" fan Górnika Zabrze z pytaniem co my robimy ^^? Poczęstowaliśmy go ciastkami i już byliśmy dobrymi kumplami. Skubany jedno mi strącił puentując "p*****l to! heheRehe". Odchodził kilkakrotnie ale zaraz jak mu się to udało wrócił po ciastko na drogę. Dałem mu swoje a on się uśmiechnął, bezcenne :D Pojechaliśmy do domciu, na osiedlu miałem dst 96,5 km więc dokręcałem o 2-giej rano kółeczka wokoło domu. Dzień zakończyłem na całe szczęście w swoim łóżku w ubraniu razem z butami i kurtką odpływając w wirze całego szaleństwa.
Zaczęło się niepozornie, ot tak spontaniczna wycieczka. Ruszyliśmy z D. w stronę Rachowic gdzie zjedliśmy drugie śniadanie i rozmawialiśmy o kryzysie gospodarczym ;) Samtąd pojechaliśmy do Sierakowic i dalej w okolicę Rudnickiego lasu - zaliczyliśmy spory kawałek w terenie. Jakieś 2km od początku odcinka odkryliśmy kaplicę św. Magdaleny. Powstała w XVII w. przetrwała do dziś, została wybudowana z drewna dając niepowtarzalny efekt ;) Kaplica w lesie, w której odbywają się msze... Naprawdę zjawiskowe miejsce. W drodze powrotnej oderwałem się w Rachowicach od D. żeby nadrobić średnią. Pozostało mi 25 km - dotarłem w 59:45 min. Nowy rekord! Pozostało tylko wrócić do domu (5km) i zjeść upragniony obiad. Na miejscu okazało się że zrobiłem 82 km i czułem się całkiem dobrze.. Nienasycony dystansem wziąłem prysznic, zjadłem obiad i pojechałem na kopernik. Po drodze złapała mnie burza i przypadkowo spotkałem znajomych. Czas szybko upłynął i wróciłem. W domu spojrzałem na licznik i pomyślałem - "Jest! setka zaliczona ;)"
Zaliczam do setki z wielkim wyrzutem sumienia że jej nie dobiłem. Byłem poprostu przekonany że ją przekroczyłem dlatego zostawiłem tą informację aż do domu gdzie odczytałem pomiar z licznika. Zaliczam także dlatego, że był to naprawdę ostry trening, prawie cały czas w terenie z wysoką średnią.
W Sierakowicach byłem tak wyczerpany, że gdyby nie 4zł które miałem i frytki które zrobiła mi pewna pani w smażalni ryb za tą okrągłą sumkę pewnie umarłbym gdzieś w trasie i wpadł do okolicznego rowu czy stawu.
Doskonała impreza dla każdego maniaka dwóch kółek.
Naprawdę polecam! Nie zapomniania przygoda, przeżycia i atmosfera. Nocna jazda lasem, gdzie czaiły się dzikie zwierzęta dostarcza mocnych wrażeń. Kiedy zszedłem z roweru byłem podekscytowany i czułem że mógłbym jechać dalej ale jakąś godzinę później powiedziałem "nigdy więcej!" Teraz kiedy wreszcie doszedłem do siebie i wszystko przestało mnie boleć, trochę zatęskniłem za pętlą i całą atmosferą. Na trasie poznajesz ciekawych ludzi i mimo że przejeżdżasz to samo miejsce kilkanaście razy nigdy się nie nudzi. Kiedy wstawało słońce na wale rzecznym od Narwi dogoniła mnie dziewczyna, zaczęliśmy rozmawiać (wyglądała na starszą jakiś rok, dwa) okazało się że ma 25 lat i zrobiła 6 okrążeń więcej ode mnie, zajęła 7 m. open i wygrała oczywiście wśród dziewczyn. Wyobraź sobie że zrobiła 420 km. Do mety trzymaliśmy się już razem. Różne rzeczy się działy, najszybsi mieli bardzo wysokie tempo (okrążenie w 40 min) Jechałem sobie na wale wyjeżdżonym korytkiem wśród trawy 25km/h trzymając tempo 4 osobowego peletonu (dość szybko jak na tą nawierzchnię i wiatr) a tu nagle słyszę "prawa wolna" i wyprzedza mnie grupa 40km/h, tą najgorszą trawą i nie ubitymi ścieżkami - totalna rzeź.
Super sprawa naprawdę warto!
Miejsce: 31-Open 29-Mężczyźni 1-Kat. Wiekowa (nie klasyfikowana)
Pierwszy wpis na bikestats i za razem największe życiowe osiągnięcie. Cele są znacznie większe bo mam zamiar wystąpić w Mazovia24h, natomiast do tej pory nigdy nie przekroczyłem 100km. Setka w czasie 4h7m32s.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq