...i 5cio godzinna sesja grania w karty. Najlepsza okazała się gra w kenta. Niezły ubaw i do końca gry nie odgadli naszego znaku. Jutro pewnie to samo. Godzina pracy i wolne.
Nie wiem czy to pech, czy zrządzenie losu, a może "ile kurwa jeszcze może padać ?" Już wczoraj miałem ochotę wsiąść na rower, sprawdziłem pogodę z podziałem na godziny i zapowiadało się całkiem przyzwoicie. Wyjechałem o 14:25 a 2 minuty później zaczęło padać, to tak na dobry początek. Nie zniechęciło mnie to do dalszej jazdy. W prawdzie do szkoły dojechałem z mokrym tyłkiem ale już za godzinę byłem suchy. W drodze powrotnej pojechałem na około odprowadzić Alberta na przystanek i ruszyłem z pl. Słowiańskiego do domu. W centrum trafiłem na kostkę brukową i wiedziałem że będzie ślisko, więc dostosowałem prędkość i dodatkowo wstałem żeby mieć lepszy balans w razie kłopotów. Stało się najmniej przewidywalne, poślizg jednocześnie obu kół ,to nawet w zimę na lodzie mnie nie spotykało )swoją drogą przypomniała mi się seria upadków z tego okresu...) Tym sposobem wylądowałem na ziemi szczęśliwie upadając na plecy tak, że plecak zamortyzował całe uderzenie, przy okazji wytarłem spodniami 3 metry chodnika. Trochę się wk***łem bo zaufałem swoim oponom na tyle aby jechały prosto! Mało tego, ludzie nie liczą się wg z rowerzystami. Na własnym osiedlu jakiś palant wyskoczył mi z psem na jezdię widząc, że nadjeżdżam, ostrożnie zwolniłem, patrzę przed siebie, a ten idiota puszcza smycz w tym momencie i pies wbiega prosto pod moje koła. Znowu awaryjne hamowanie, na szczęście dla niego, że się nie przewróciłem. Jestem napakowany emocjami, a pogoda nie pozwala mi na ulgę. Jutro rano jeśli nie będzie padać ruszam w trasę! Nie mam cierpliwości "ostatnio".
Na praktyki wybrałem się dziś główną drogą żeby ominąć błoto na Świrkolu, które z dnia na dzień robi się co raz głębsze. Korzystam z pogody i czasu bo jutro zapowiada się akcja po której zostanie mi tylko tydzień treningów na dojście do siebie. Ściślej mówiąc, Andre ma urodziny i jedziemy świętować! Dzień zakończyłem na waryniolu staczając 4 godzinną rozmowę na temat... a właśnie! Dzisiaj przeżyłem cieawe zjawisko. Tzw. świadomy sen (OOBE) i w tej chwili nie mam najmniejszej ochoty na sen :)
Już od rana deszcz wisiał w powietrzu. Mimo wczorajszej nocy nadal nie zapowiada się na przejaśnienia :| Droga do szkoły raczej spokojna, trochę pokropiło i błoto w lesie spowalniało tempo. Za to powrót był jak odcinek specjalny po dnie basenu z wyjazdem na bagnach. Najlepszym komentarzem będzie obecna waga mojego roweru po trasie. Niecałe 14 kg :D
Spotkanie na Damrota z Adamem, chwila na omówienie trasy i nagle burza. Schowaliśmy się na przystanku autobusowym pod dachem. Przeczekaliśmy deszcz i po 10 minutach postanowiliśmy że jedziemy jednak do Adama na snookera. Pierwsze rozegrane partie w praktyki i przegrana (1:3) jakby tego było mało Adam wbił swojego maxa 30pkt :) Później oglądaliśmy mecz Górnika z Pogonią. Nie wiem jakim cudem tego dokonali ale wygrali 2:0. Zrobiła się 22:00 a na dworze cały czas lało. Ubrany byłem w tshirt i krótkie spodnie, więc nie pozostało mi nic jak zadzwonić do taty poprosić żeby po mnie przyjechał. Szybki transport do domu. Na jutro zapowiadają cały dzień zachmurzenia i deszcz.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq