Nie by wa łe. Nic się nie stało, tylko raz dzisiaj chcieli mi rower zajebać na Okrzei w Gliwicach drąc pyska za mną... [Już nie robią na mnie wrażenia takie komentarze jak kiedyś. Pamiętam jak dobre kilka lat temu uciekałem na rowerze komunijnym przed taką grupką, aż mi łańcuch spadł i z buta biegłem cały obsrany. Mieli ubaw, a ja nauczyłem się pilnować roweru. Nie trwało to długo jak mi zajebali pożyczony rower z balkonu... aaale młody byłem, głupi, zawsze... będę, a do dzisiaj uzależnienie od roweru mi nie przeszło.] Po za tym spokojnie trenowałem. Spokojnie, bo już nie mam na czym trenować. Dzisiaj padł ostatecznie blat. To już druga zębatka i teraz kręcę jak nawdupiany morfinista, a wszystko przez naszą pocztę, która ma tendencję do gubienia paczek. Gdzie jest mój napęd ja się pytam ?
...szału nie było. No ale nie z takim napędem i ostrym w mordewind. Ale to mały pikuś w porównaniu z tym co mnie dzisiaj spotkało. Spokojnie trenowałem podjazdy, po około godzinie ruszyłem trochę mocniej, ostatecznie kończąc regeneracyjnym tempem. Wracając, już zmęczony, głodny i przemarznięty, trafiłem na ścieżkę asfaltową, przez którą środkiem przechodziła grupa dresów. Jak to mamusia mówiła "szerokim łukiem od takich" (znowu miała rację no) - szybka analiza. Nie kurwa! Głodny jestem, nie będę nadrabiał 20 minut drogi bo ktoś tu się czuje panem ulicy. Tempo miałem z 25kmh, nie za szybko nie za wolno jak na Zabrzański Bronx. Trzymałem się prawej krawędzi i już miałem się z nimi zrównać, kiedy jeden celowo wysunął się w bok. Nie było szans. Zderzyliśmy się ramionami i o włos nie poprawiłem ostatnich ewolucji. Nosz kurwa gdzie taki idiota ma wyobraźnie ?! Wielki bohater przed kumplami. Cholernie mnie to frustruje że komuś leci czyjeś zdrowie!! Ostatnie kilometry wyglądały mniej więcej tak: I WILL HAVE YOU, NEMESIS! YOU ARE MINE, NEMESIS! Nie będę mu życzył żeby go tramwaj rozjechał, ale szlag mnie trafia że tacy ludzie są bezkarni.
STOP wariatom drogowym!! A wariatów co raz więcej i nie tylko zmotoryzowanych...
Dzisiaj pajacowałem w mieście. Czułem na sobie spojrzenia ludzi aż miło. Prosto z Polska-Africa czarny białas, który szuka poklasku. Tak naprawdę nudziło misie i rozgrzewałem babcie na przystankach. Dzień niekonwencjonalnych wydarzeń zaowocował błyskotliwym pomysłem jak go uzupełnić. Najpierw był wykolejony tramwaj, potem spóźniony bus, dalej wejście w połowie lekcji na sprawdzian z języka zawodowego, rozdupiające spojrzenie Lindy spod biurka i już wiedziałem, że ma gdzieś moje gorące relacje. Dalej było już tylko lepiej. W domu dotarło do mnie, że ten dzień nie może być bardziej do dupy, zjadłem batona i wyszedłem na rower. Jazda w krótkich spodenkach podniosła mi morale... które opadło mi po powrocie do domu. Dostałem wezwanie na komendę. [?] Wiem jedno. Niczego nie żałuję!
Zmęczony raczej powinienem trening odpuścić ale jakoś tak wyszło. Biedny napęd już nawet blat mi odbił dwa razy.. jeszcze chwila! Koniec treningu na "Cynkowej"
Za dużo szkoły za mało wolnego czasu. Wyjechałem trochę zmęczony psychicznie dniem w zakładzie karnym ale jak najbardziej zdolny do treningu. Chwilę później udowodniłem, że do ekonomiczności jazdy niezbędna jest świeżość umysłu. No takie głupie rzeczy jak dziś to ja w podstawówce robiłem, aale! Podjeżdżam rozpędzony do krawężnika i podrywam kierownice do góry.. Byłem tak leniwy, że nie chciało się mi wyrzucić jej do przodu i zrobić skoku. Zamiast tego wykorzystałem spd i... spóźniłem wybicie! Jak uderzyłem tak stanąłem na przednim. Przejechałem może z 2m w pozycji embrionalnej, zaliczyłem obowiązkowy handtelemark, twarzą też zahaczyłem, upadając uderzyłem kolanem o kierownice, ostatecznie zalegając w pozycji drewnianego kolca. Dopiero wtedy usłyszałem charakterystyczny "klick!" i rower opadł... Głupi ma zawsze szczęście, więc szybko się ogarnąłem, noga trochę bolała ale szybko przeszło. Gorzej z moją wizytówką, - podrapałem brodę. Teraz będę chwalił się kolegom, że było ich pięciu ale ostatni był za mocny.
To jest to na co czekałem... już nie pamiętam ile! Pełna moc i motywacja. Z każdym podjazdem organizm był co raz bardziej przyzwyczajony do obciążenia bez palpitacji serca. W każdym razie pierwszy trening, w którym nie miałem ograniczników. Może po za korbą. Dostępny mam blat i młynek.
"Test drogowy", wynik na progu wyszedł abstrakcyjny, więc pozostane przy zwykłych badaniach. A wynik testu bez szału, po tygodniu regeneracyjnym i miesiącu zapieprzania nie mógłbyć inny. Oby w sezonie nogi podawały...
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq