No i nici z treningu. Przynajmniej załatwiłem większość spraw związanych z wyjazdem. Praca przy maszynie zajęła większość dnia. Nad rowerem spędziłem kompletne 6 godzin z moim niezastąpionym mechanikiem. Jak zwykle wyszło doskonale, cube znowu jest czarny :) Możemy zaczynać oficjalne odliczanie. Jutro o 15:30 start. Rok pracy dla tych dwu dni w roku daje mi teraz dużo satysfakcji, oby tylko przełożyło się to na wynik. A teraz udam się na ostatni wygodny spoczynek.
Rozjazd przed obiadem i akcja reanimacja roweru Pawła.
Na początku treningowo. Rundka jak wczoraj - asfaltówka na Zbrosławice. Ciężko było utrzymać wysokie tempo, coś zaczęło mnie spowalniać. Może co raz krótsze noce. Rozgrzany byłem dopiero po 15 kilometrach ciągłej jazdy. Trochę wiało co skutecznie spowalniało na drodze do Świętoszowic. W kierunku Bytomia zostały same podjazdy. Na górkach kompletnie pary w nogach nie miałem. Można powiedzieć że mi się nie chciało a głodu nie czułem. Nie wiem, odkrywam kolejne swoje słabości. (44km avg 26.5km/h)
O 17:00 spotkanie z Pawłem. Rundka na dołek, spotkanie z D. i doprowadzanie roweru Redbika do stanu używalności m.in. wymiana supportu. Została z niego oś i kilogram piasku. Tak zleciały nam 3 godziny.
Później ruszyliśmy do parku Chorzowskiego. Chciałem przedstawić trasę maratonu SC ale nie udało się w komplecie. Szybko zrobiło się ciemno, do tego było mokro i bardzo ślisko. Przejechaliśmy większą część, jednak po zachodzie jazda wygląda zupełnie inaczej. Czysta pamięciówka, było w tym coś fajnego. Taki sprawdzian przed Mazovią. W lesie widzieliśmy całą masę świetlików, co też spodobało mi się. Pierwszy raz miałem styczność z tym owadem. Dojechaliśmy do pkt start/meta, zjedliśmy po pół batona wypiliśmy wodę i chcieliśmy atakować trasę do domu tak żeby zdążyć do 23. I co..?
Paweł miał "pane". Z buta na przystanek i pół godzinne oczekiwanie na tramwaj. Tylko po to żeby kierowca wyjebał nas z powrotem na drogę. )..a żebyś miał słoną zupę na obiad..) Nie wywodząc się nad anty społecznym ignorantem ruszyliśmy wzdłuż torów na kolejne przystanki. W Starym Chorzowie zgarnął nas motorniczy tramwaju tej samej linii. Na szczęście typ był bardziej wyrozumiały. Później przesiadka i w końcu trafiłem do domku. Na blacie za kilka minut pierwsza. Szybka kolacja, pół arbuza na ex i spanie. Dziś znowu przegiąłem ale od dziś dopilnuje żeby kłaść się wcześniej. Całe zmęczenie wynagrodził mi piękny sen i to, że od dawna tak dobrze się nie wyspałem :)
Skończyłem składanie i czyszczenie Cubea (jak nowy^^) i jak wsiadłem po dwóch dniach na rower to aż miło się kręciło. Depnąłem mocno na osiedle kopernika. Na Mikulczyckiej 26,5 km/h na autopilocie pod górę, aż się zmotywowałem do jakiegoś wypadu. Na miejscu jakiś czas spędziłem z Tarzanem i dalej szukałem Pawła. Spotkanie przed klatką Froncika, godzina przed 22 i spontaniczny pomysł drogi na Rokitę! Nocna jazda bez świateł czyli to co uprawiamy najczęściej ;] Pawła dorwała policja i kiedy zaczął opowiadać w liczbie mnogiej że "właśnie wracamy do domu" mnie już nie było!!:D Na Grzybowicach padł rekord prędkości. Linia 617 i jazda na maxa. Będąc jeszcze na Rokicie zauważyliśmy na niebie światło które padało z południa... i pojechaliśmy na Maciejów napić się wody. Jak się na miejscu okazało od razu obraliśmy punkt skąd padał strumień światła. Był to "Szyb Maciej" a lampy informowały o imprezie 12.06 "Industriadzie" Później były jeszcze podchody na dziki w lesie i udało się wyczaić kilka sztuk :] Ogólnie to zwierzęta "dzikie", które w obronie własnej i stada stosują atak, jednak za każdym razem kiedy natykamy się z Pawłem na nie uciekają gdzie mogą! Pech ale i tak adrenaliny nie brakowało. I właśnie kiedy wyjechaliśmy z Maciejowa poczułem jaki jestem zmęczony. Odezwał się cały tydzień i wszystkie zarwane nocki. O 2 rano byłem w domu, zjadłem kolacje i zasnąłem, natomiast wstałem na obiad o 15!
Ogólnie był to dzień ciekawych wydarzeń. Między innymi szkoła i oczywiście początek MŚ w piłce nożnej!
Po napompowaniu i ułożeniu gumy wracałem sobie ze swoim kołem z BP a tu taki oto widoczek :D Na Polskich drogach to wyjątkowość.
Ostatni dojazd na praktyki w tym roku. Łącznie dojeżdżając do szkoły przejechałem 140km. Po zakończeniu zajęć finałowa rozgrywka w snookera. Koniec I-szej sesji i prowadzenie Adama 1(5)2. Pogoda dopisuje, samopoczucie w normie, więc pojawił się plan na jutrzejszy rowerowy wypad...
Pogoda iście wakacyjna. Oby utrzymała się przez cały dzień i noc. Dzisiaj około północy ruszamy z redbikem w zaplanowanym spinningu. Będzie ostro, długo i intensywnie. Setka na ex i zobaczymy co dalej!
Start z pod domu, pojeździć po parku Chorzowskim. Objechałem trasę maratonu i muszę przyznać że pan Wojtala się spisał. Jeden fragment szczególnie utkwił mi w pamięci i przy okazji w napędzie! Górka przy kolejce stroma w cholerę, zalana dokładnie na całej długości i szerokości. Na szczycie poczułem kręgosłup w dupie. Koła momentami zanurzone były po tarcze hamulcowe. W terenie spędziłem 2 godziny co do minuty, stąd spadek średniej. Nie był to solidny trening ale wyczerpałem się całkowicie. Gdybym tylko zabrał ze sobą jakieś żarcie można było powalczyć o setkę. W każdym razie bezstresowo, wszystko przed nami ;) Jutro zapowiada się ładna pogoda, postaram się przygotować do poważniejszego treningu.
Wolna chata u Olaj i pseudo abstynencka imprezka. W końcu kolarze nie piją, nie palą! Wróciłem o 5 rano i spałem 4h, czuję się zajebiście. Cały dzisiejszy trening poszedł w. .. Jeśli nocny treniol wypali a raczej planowany dst będę szczęśliwym człowiekiem ;]
Zwyciężyłem!! 4 godziny owocnej pracy dało efekt. Miejsce skrzypienia owiane tajemnicą, mam tylko pewne podejrzenia. W akcie desperacji rozłożyłem rower na drobne i złożyłem go ponownie. Stukanie ustąpiło ale wracając, podejrzewam, że po ostatnim skrzywieniu obręczy odkształciła się piasta. Oczywiście są to minimalne naprężenia. Jednak po wycentrowaniu koła wszystkie szprychy nie mają jednakowej siły naciągu co spowodowało pracę piasty, która wprowadziła w ruch śruby i poluzowała się tarcza. Nie było to zwykłe zluzowanie bo dźwięk dochodził przy dępnięciu na korbę, a więc siła robiła swoje.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq