Taki tytuł nosi mój pierwszy odnaleziony cache :) Wyhaczony tuż przed zachodem słońca. Gdy już zwątpiłem, stałem 10m od celu przy rowerze. Spojrzałem ostatni raz na kopułę z żalem. Ogarnąłem się i postanowiłem rzucić okiem raz jeszcze. Zrobiłem zdjęcie z fleszem i moim oczom ukazał się piękny kokon i pajęczyny. Sprawdziłem ponownie i udało się! Jestem zadowolony ze swojego pierwszego odnalezionego skarbu. Wystarczy dobra latarka i cache jest twój ;)
Wstałem rano i pomyślałem - mam dość patrzenia na twarz babki z zawodowego! Nie wiele myśląc postanowiłem zrobić sobie wolne od szkoły i spędzić ten czas ciekawiej. Zorganizowałem sobie mapkę terenu i ruszyłem w poszukiwaniu keszyków :) Znalazłem jeden ciekawie ukryty skarb, ale o tym później.
Byłem dziś w różnych miejscach i miałem kilka wskazówek. "Panienka z okienka", "Schyl się...". Po kolei.. - Gdy byłem pod wieżą wodociągową w poszukiwaniu skrzynki, Jedyną "Panienką" jaka mnie zaskoczyła to starsza pani z ochrony, która bez słowa podeszła do mnie i dała mi jasny sygnał, że nie ruszy się z miejsca póki nie odjadę. Miałem kilka sekund na odnalezienie pierwszej swojej skrzynki i nic z tego. Zastanawiałem się czy aby na pewno skrzynka jest dostępna zimą ? Pojechałem dalej...
Znalazłem się w rejonie Huty. Przede mną stała 140 letnia wieża ciśnień grożąca zawaleniem. Pomyślałem - spoko, teraz odnajdę skarb :) Nagle z komisu na przeciwko wyszedł jakiś koleś i zaczął iść w kierunku wieży. Nie wiedziałem czego tam szukał... Przez chwilę pomyślałem że tego samego^^ ale! Pomyliłem się. Czekałem więc aż facet skończy penetrować teren, kiedy to zniknął na chwilę za wieżą. 34 sekundy później z komisu wyskoczył kolejny typ. Okazał się być jego znajomym. Zaczął wołać go po imieniu. Wojtek..! Wooojtek!! Wojtuś wyszedł z zza wieży i razem ruszyli w swoją stronę.
Teren czysty, mogę szukać! Podążałem wedle wskazówek. Zbieg okoliczności chciał, że równocześnie krokami Wojtusia, który wcześniej zostawił je idąc po śniegu. W końcu doszedłem do punktu w którym urwał się ślad. Dokładnie za wieżą odnalazłem ukryty skarb. Zastałem wielką, jeszcze ciepłą (parowała...) zielono-brązową kupę! Wojtuś wiedział jak mnie przekonać...
Po fakcie W domu zrobiłem sobie ciepłą herbatę, miała kolor podobny do.. herbaty. W godzinę zebrałem się do kupy i pojechałem na waryniol. Dziś dzień dziadka, więc wypadało złożyć życzenia. Zebrałem 8 kilo śmiechu i wielkiego kopa motywacyjnego. Chcę zmienić wreszcie swój rower, a więc czas realizować swoje cele :)
Wróciłem najpóźniej jak tylko się dało do domu. I kto mi powie że blałki są złe ? ;)
O ile wczorajsza jazda była wyczepująca o tyle dziś bardziej niebezpieczna. Jedna wielka gołoledź, brak przyczepności z kolei roztapiający śnieg nie pozwala przekroczyć prędkości 14km/h, z ulicy nie mogłem skorzystać przez brak świateł, a radiowozów mijałem dziś 4, co ostudziło mój zapał. Naprawdę nie wiem czego oni szukają o tej porze w taką pogodę. Pod wieczór znów się ochłodziło i cała zebrana woda na drogach i chodnikach zamieniła się w szklankę o czym przekonałem się tańcząc na rowerze na jednym przejeździe z chodnika. Z pomocą przyszła mi śnieżna górka, z którą miałem okazję się zderzyć kończąc w ten sposób moje popisowe ewolucje na lodzie. Gdyby nie ona, możliwe, że skończyło by się gorzej. Reakcja ludzi przechodzących po drugiej stronie była obojętna, jedno spojrzenie i brak jakiegokolwiek zainteresowania czy jeszcze żyje. Wstałem, chwilę "potańczyłem", wkurwiłem się, przeszedłem przez słupki odgradzające tory od chodnika i wyszedłem na ulicę. Przejechałem zaledwie 200m i zauważyłem czatujący radiowóz tóż przed stacją. Szybka reakcja, z powrotem przez tory i w zabudowania, kawałek z buta i powrót w śniegu. O tak! to były ostre urodziny, napewno o nich nie zapomnę.
Urodziny babci. Cicha atmosfera, więc wyszedłem po 2h do chłopaków. Tu to samo. Strasznie zamulający dzień (niedziela), wszyscy myślą o tym, że jutro muszą wcześnie wstać i rozpocząć kolejny dzień roboczy w pracy/szkole. Nawet nie było tematów do rozmowy.
Pierwsza w tym roku jazda rowerem. Powrót z Kopernika ok godziny 17 po 2h drzemce poimprezowej. Spokojna jazda, organizm powoli dochodzi do siebie. Nowy rok przywitaliśmy chucznie. To była szampańska impreza bez szampana ;)
Rowerem na Waryniol zostawić czyste ubrania i złożyć B&D nowo roczne życzenia. Następnie kopernik, a raczej biedrona i zakupy. Po, prowadząc rower poszliśmy w stronę kopernika, obładowaliśmy cały samochód i pojechaliśmy na imprezę sylwestrową. Miejsce docelowe: Gliwice Łabędy, cel: dobra zabawa! :D
Kilka statystyk podsumowujących ten rok: Dystans roczny: 4000 km Max prędkość: 62.9 km/h Max Vśr na dystansie: 36.10km/h\5.42km Max dystans godzinny: 27.21km Max dystans dzienny: 323.10km Max dystans tygodniowy: 523.10km Max dystans miesięczny: 1037.89km Najszybsza setka: 4:07:31 Najdłuższa trasa trwała:16h11min
Cele przyszło roczne: - Nie połamać się! - Wziąć udział w maratonie 24h, - Złożyć wymarzony rower, - Zrobić 8000km, - Zrobić setkę poniżej 4h, - Pobić rekord prędkości.
Pierwszy dzień wolny zaraz po świętach. Wybraliśmy się z Pawłem na rower korzystać z typowo wiosennej pogody. Oczywiście nie obyło się bez historii. Paweł zgubił znów licznik. Leżał sobie spokojnie przez godzinę na chodniku nie zauważony przez nikogo. Znów Paweł go znalazł i kolejny raz to udokumentowaliśmy fotką. Jeździliśmy po lodzie na boisku do fuBall spielen i kręciliśmy ewolucje. Spokojnie każdy zaliczył po 4 gleby, w tym jedna moja uwieczniona na filmie z kamerą w kroczu. Złamałem przednią lampkę, pękł mi koszyk do bidonu i co najgorsze pękł i wylał mi wyświetlacz w mp3 o czym dowiedziałem się dopiero dwie godziny poźniej. Jakimś fartem mnie się nic nie stało ale po upadku bolał mnie obojczyk. Pojechaliśmy na Hagera, na rundkę w rzucaniu do latarni pseudo jabłkami, którą to znowu przegrałem. Z nudów zaczęliśmy machać do kierowców, którzy na nas trąbili. Dzień zakończyliśmy sparkami w Fear'a. Acha! Bym zapomniał, dziś zjeżdżąjąc z Mikulczycjiej ustanowiłem nowy i za razem czwarty w tym roku rekord prędkości.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq