..przez Maciejów. Chciałem sprawdzić swoje max avg w takich warunkach. Początek był kiepski, trzeba było się porządnie rozgrzać. Temperatura wynosiła -4*, zamarznięte błoto jest twardzsze niż korzenie. W taką pogodę już więcej nie pociągne. Jak wracałem, tak odmroziłem sobie palce, że nie poczułem kiedy przykleiły mi się do rogów.
Gdy to piszę właśnie pada śnieg. Mam nadzieję że nie zostawi po sobie śladu do jutra. Nie mam nic przeciwko żeby spadł w święta ale skoro ma się nie pojawić to niech się nie pokazuje w ogóle. Z wielkim celem wybrałem się dzisiaj do Maciejowa umyć rower, jednak skończyło się tylko na dobrych chęciach. Jakiś idiota podjebał szlauch, ale nie sprowokował mnie na tyle żebym skrobał z ramy błoto nożykiem. Jako że byłem w pobliżu Waryniola wpadłem do Dzidka pogadać o tym i owym. [Ubaw z mikrofonem i skypem] Standardowo droga powrotna nie była taka "zła"... Jak tylko wyjeżdżałem z osiedla mało nie potrąciłem dwóch policjantów, na szczęście miałem światła i słuchawki w uszach, więc pognałem dalej nie słuchając co mieli do powiedzenia. W pewnym momencie zauważyłem, że zaczął padać przelotnie śnieg, a gdy dojeżdżałem do centrum pod górę, miałem ostry w mordewind... trochę mnie to zmęczyło i spadła mi średnia. Jednak najbardziej wkurzyła mnie jazda od "Młyna", właśnie spawają tam tory na odcinku 0,5 km, także jechałem z prędkością babuni na spacerze i cała praca z budową średniej została zdeptana.
Zapuściłem się... Rower ma taki syf na sobie że przerzutka odmówiła mi posłuszeństwa i nie zrzuca mi na korbie łańcucha. Czekając na Pawła jeździłem po okolicy. Spotkaliśmy się na Bruno, skąd pojechaliśmy na Webera. Włamaliśmy się na działki lub jak kto woli "weszliśmy" odwiedzić miejsce wspomnień z dzieciństwa. Nocą wszystko wygląda inaczej ale i tak było fajnie. Spowrotem przeskoczyliśmy przez płot i wróciliśmy na Gdańską gdzie rozstaliśmy się. Pojechałem do D. obgadać kwestię ramy. Przy okazji poznałem pana Tomka, znajomego informatyka. Charakterystyczny facet :) Muszę w końcu zrobić porządek z rowerem, już zapomniałem jaki ma kolor.
Jeden taki dzień w roku. Tzw. przełomowy, gdy uświadamiasz sobie coś nowego i napełniasz się motywacją do działania. Zamiast przeżywać życie i czekać na odpowiedni moment może warto zmusić się w tym momencie do dążenia do celu czy jakiejkolwiek pracy w tym kierunku. Prawdziwą satysfakcję w życiu może dać Ci pasja, kwestia głębokiego uświadomienia sobie i zakorzenienia tej myśli w sobie.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach.
O ironio! uwielbiam taką pogodę. Mówią na to kapuśniaczek. Nie codziennie wyjeżdżam z domu z myślą że dziś pocałuję grunt i wyczyszczę 2 metry chodnika czystymi spodniami. Wszystko zaczęło się spokojnie. Miałem tylko wpaść Na dołek do D. pomóc z regulacją przerzutek w rowerze Irka. Wywróciłem się na prostej drodze przy niskiej prędkości. Jest bardzo slisko a moja przednia oponka nie przepada za mokrą nawierzchnią. Straciłem przyczepnośc w przednim kole i siłą pędu poleciałem dalej do przodu tyle że już po ziemi. Pozbierałem się i doczołgałem na miejsce. Jak tylko zobaczyłem maszynę oniemiałem. 20h pracy dało niezły efekt. Taki chętny byłem na jazdę testową że prawie zapomniałem o moim bolącym tyłku. Mam teraz siniaka wielkości talerza ale za to Anna Purna czuje się świetnie.
...Załatwić sprawę z przed tygodnia. Byłem u wujka z prośbą o dokonanie przelewu za pseudo wykroczenie. Trochę się zasiedziałem po czym pojechałem na korty do Froncika i Pawła. Szpilnąłem sobie raz i muszę przyznać że jestem całkiem dobry w odbijaniu rakietą powietrza. Moją specjalnością są asy serwisowe tzw. "piłki dla publiczności". Całkiem luźny dzień zakończył się zatoczeniem pięknego łuku na Maciejowie.
Nie przypuszczałem że jazda na dwóch rowerach może być tak trudna. "Czerwony" trochę podskakiwał ale go ujażmiłem. Była szansa wpaść pod samochód i pod własny rower ale się nie udało. by MONGOOSE zostanie rozebrany do ostatniego łożyska i przygotowany na rzeźnie dziesięciolecia.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq