Eksplorejszyn. Kolejny spinning, tym razem bez celowo i przed siebie. Odkryłem połączenie dwóch dobrze znanych mi tras - satysfakcjonujące uczucie :D Tytułowy "Projekt" to dzieło, które od dzisiaj zaczynam rysować. Piszę "dzieło", bo do tej pory to moje największe. Na razie tylko pod względem formatu 100cm x 43cm ale jeszcze zobaczymy. Wieczorem, po kręceniu pojechałem odebrać arkusz i następna notka odnośnie postępów pojawi się pewnie dopiero w Grudniu. Jest sporo miejsca do wypełnienia... Zaczynam.
Kokota, podjazd x3. Myślałem, że płuca wypluje ! Ale znowu poczułem jak pracują mięśnie w nogach. Kręciło się ciężko i nie panowałem nad kaszlem ale ten dzień był mi potrzebny. W domu byłem wykończony... obudziłem się o pierwszej. Szybko ogarnąłem co się dzieje i ponownie zasnąłem, co z tego że w ubraniach z rowerem i błotem. Wyspałem się i z gardłem lepiej!
Nic nie jest wstanie przebić dzisiejszej wiadomości o Mistrzostwie Świata naszego Majkuna ale sam zdobyłem się na jakieś mistrzostwo w swojej klasie. Spotkałem się z trenerem Danielem P. i przymierzam się do członkostwa w Klubie Body Airco. Najpierw wszystkie badania wydolnościowe, a później tylko formalności. Jestem pozytywnie nastawiony. Już dziś dostałem wycisk i to mnie nakręca. Jedna wywrotka na zjeździe, skończyło się dosyć szczęśliwie. Ucierpiało tylko pęknięte siodełko. Treningowa pętla "Dorotka" w czasie 16:05. Słabo, ale to tylko punkt odniesienia na przyszły sezon.
Plan był pojechać na Dzierżno ale, tuż przed zjazdem spotkałem kolegę, który właśnie odbywał trening. Jak się zorientowałem byłem już w Kleszczowie i coś mnie naszło, żeby pojechać jeszcze kawałek dalej. Następne było Rudno, później Rudziniec. Korzystając z okazji wpadłem z wizytą do cioci Renaty. Jakie wielkie rodzinnie zdziwienie było od samego progu. - "Andrzej!? Co ty tu robisz sam w taką pogodę rowerem ?" - "Zgubiłem się :D" Jako że zegar pokazywał 20:15 na wizytę poświęciłem 15 minut, żeby nie wracać nocą po lasach. Droga do domu była koszmarem. Zerwał się wiatr i padał deszcz. Na miejscu zameldowałem się o 22:00. Padam na twarz.
Skończyłem!! Uzupełniłem fotorelację z Mazovi 24h, trochę późno ale zawsze. Po maratonie przyszedł czas na wakacje a potem lenistwo i tak upłynął mi miesiąc. Pod odnośnikiem najdłuższy dst należy się jakiś wpis
Nic dzisiaj nie planowałem ale wczorajszy dzień nie odbił się bez echa. Jestem trochę zmęczony, więc najkrócej jak mogę... Dzień zacząłem o 9:30 z dwu godzinnym poślizgiem na umówione spotkanie. Przynajmniej się wyspałem, a praca nie uciekła. Pomogłem przenieść cioci resztę rzeczy po przebudowie mieszkania. Mogłem zobaczyć salon w całej okazałości po wyburzeniu ściany jak wyglądało to 50 lat temu. Robi wrażenie, jest większy od mojej chaty !:D
Przed obiadem rozjazd, którego potrzebowałem już wczoraj. W godzinach szczytu na drogach grasują w szczególności mongoły. Już nie ruszam się z domu o tej porze! Trasa do Czechowic aż do drogi na Pyskowice i w kierunku Gliwic.
Później spotkanie z Pawłem i droga do Chorzowa. Pętla SC i z powrotem na koper. Wcześniej zaparkowałem z hukiem w pokrzywach. Do tej pory szczypie mnie tyłek. Byliśmy już cholernie wyczerpani, bez jedzenia i picia aż do kranu z magiczną wodą na Maciejowie. Odliczanie dobiega końca. Nowy amor redbika jest już w drodze i jutro Pawcio będzie się uczył od nowa jeździć na swoim rowerku :D Sam jestem ciekawy jak to działa.
Tak się nudziłem że nie pamiętam co robiłem. Po za treningową pętla, którą wykręciłem z czasem 19:38, a więc spadek formy! Nie mam pojęcia o co chodzi. Chodzę spać jak świta, jeżdżę codziennie, śniadania nie jem, na obiad ciastka i żelki akuku, a na kolację kawałki starej pizzy, które walają się po pokoju. Tryb życia w normie, więc co jest ? Przydałby się jakiś dr. House.
Za 15 piąta z małym poślizgiem spotkanie z redbikiem pod wiatrakiem i droga pod Katowicki spodek zobaczyć zawodową elitę w akcji. Na miejsce dojechaliśmy w momencie jak zawodnicy wjeżdżali na drugie okrążenie. Kiedy zobaczyłem peleton byłem wniebowzięty. Na zawsze wrył mi się ten obrazek do głowy. Kiedy przejechali w rakietowym przyspieszeniu zorientowałem się że mam otwartą paszcze. Normalnie mi szczęka opadła!! Próbowałem robić też zdjęcia ale z marnym skutkiem. Za szybko jechali :D Widziałem jak Szmyd wyrzucił bidon.. i ludzi którzy się o niego zabijali. Swoją drogą jest to jakiś miernik sukcesu. Wyrzucasz zbędny śmieć a ludzie chcą to mieć za wszelką cenę :D Podsumowując całe wydarzenie: Super impreza, dobrze zorganizowana. Miejmy nadzieję że UCI i samym zawodnikom także się podobało i wrócą do nas za rok.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq