I wreszcie przeszedł czas upragnionej Mazovi :D W zasadzie to dalej nie wiem co mnie ciągnie do tego, żeby zadawać sobie ból przez całą dobę
ale jak na razie jest to ekscytujące. Zgodnie z założeniami ruszyliśmy w piątek rano spod mojego domu po naszego kutego na cztery nogi Ficka.
Droga do Wawy trochę nas wymęczyła bo trwała ponad 7godzin z czego większość czasu spędziliśmy na korkach, objazdach i zwężeniach.
W rezultacie na miejscu mieliśmy kilka genialnych pomysłów. Początkowo miał być biwak na stadionie przy ławce rezerwowych a skończyło się na
wolnej hali, którą wykorzystaliśmy maksymalnie (Pani z obsługi chyba nie przypadliśmy do gustu :D) Urządziliśmy się w luksusowych warunkach i wieczorem
w nagrodę razem z ekipą 2x duo z Rosji wypiliśmy po zimnym lechu. Na szczęście byliśmy na tyle rozsądni, żeby się nie przyłączyć ;D
Rano pobudka o 8 i ostatnie przygotowania do startu w południe. Przy okazji poznaliśmy osobiście flasha, który przyjechał z Gdańska zmierzyć się z trasą,
(bo tak to trzeba nazwać) w kat. solo.
Godzina zero (start)
Na pierwszy ogień poszedł Michał, który na pierwszym okrążeniu wyrobił przewagę kilkudziesięciu metrów nad kolejnym zawodnikiem, tym samym zaliczając
rekordowe okrążenie. Kolejny był Paweł, Piotr, ja. Zmienialiśmy się co jedno okrążenie i Od samego początku nasza przewaga rosła.
Kiedy wzrosła do blisko 20minut zmieniliśmy taktykę na po 2 kółka, żeby mieć w nocy więcej czasu na odpoczynek. Wszystko układało się idealnie, nawet flash
prowadził w solo :D
Godzina zero (noc)
Kilka minut po starcie Raptora trafiła nas pechowa awaria. Nasz lider, Specu strzelił focha i powiedział, że nie będzie dalej jechał przez to błoto,
skrzywił się i stanął w miejscu. Rap, nasz zespołowy szybkobiegacz wrzucił rower na plecy i z buta zmagał się z trasą, przy okazji skręcając kostkę, a co.
Ja w tym czasie zrelaksowany po prysznicu, wysuszyłem ciuszki i spokojnie ubierałem się z dużym zapasem czasowym. Do hali nagle wpada Rap z łańcuchem w zębach...
Wrzuciłem na siebie co miałem pod ręką, czołówkę do kieszeni. Wystrzeliłem z hali jak oparzony, wskoczyłem na start i pojechałem na trasę
robiąc jedno z moich szybszych okrążeń o tej porze. Nie znałem bieżących wyników i napędzała mnie myśl, że Team Reno jest tuż za nami lub niewiele przed nami.
Postanowiłem że zjeżdżam po kółku (byłem nastawiony na odrabianie strat) i wjechał Ficek. To był błąd z mojej strony.
Teraz już wszystko zaczęło się walić. Ja miałem motywację żeby gonić bo strata wynosiła jedynie 7 min, więc myślałem że wrócimy do wersji zmiany po jednym okr.
a chłopaki nieprzytomni, Pawła odpoczywał po ost. sesji a Piotrek zastanawiał się czy w ogóle wyruszyć przez ból nogi.
Ficek założył że robi 3 kółka i cały mój zapał poszedł się... Ja jedynie się wyziębiłem co skutkowało tym, że rano opadłem z sił i
kręciłem nienormalnie wolne kółka.
Zacząłem się wkurzać na siebie bo w zeszłym roku miałem to samo. Od 8 rano ja nie potrafię jeździć, o tej porze nie mogę robić długich przerw.
Co innego warunki atmosferyczne :D Na początku było źle a pod koniec maratonu na trasie myślałem że "to" kółko się nigdy nie skończy.
Głębokie błoto, ciemny las, ulewny deszcz i porywisty wiatr, 11 stopni i od startu mokre ciuchy. Zgroza, fajnie się pisze ale to trzeba przeżyć:D
Osobiście nigdy nie przeżyłem takiej pokuty.
Flash też miał przygodę i należy wspomnieć bo musiał zakończyć maraton po 12h i mimo to zajął 6 miejsce :D
Różowe słonie Ostatecznie rywalizację zakończyli na zasłużonym 3 miejscu z przewagą 2 kółek nad 4m, samymi kontuzjami oprócz Ficka oczywiście.
Ten niszczyciel zrobiłby maraton nawet rikszą bez jednego koła pedałując lewą nogą...
Słowo się rzekło i za rok jedziemy bogatsi o doświadczenie odebrać to na co tak ciężko pracowaliśmy ;)
[okr. 12,3km x9]
Amen
Najedli się syto paluszkami, popili piwem i poszli spać po dwunastej. Prawdziwie zawodowo traktują zawody.
Kolacja w przed dzień startu
© Jedris
O proszę. Grupa trzech bohaterów. Ironmani z prawdziwego zdarzenia. 24h później leżeli i kwiczeli że noga boli, że woda zimna, że ciuszki brudne a trasa trudna :D
Iron Maiden
© Jedris
Ficka znowu nie ma. Przetacza krew czy coś...
Uzbrojeni i naiwni
© Jedris
Biwak i nasza bramka. Miejsce na hali bardzo ułatwiało nam pracę. Ciekawe czy za rok też ją dostaniemy? Sądząc po tym co zostawiliśmy...
Miejscówka na hali
© Jedris
Jeszcze czysto i spokojnie grupa lidera w strefie zmian wyczekuje szybkobiegacza Raptoziego
W strefie zmian
© Jedris
W nocy panuje niezwykle niepowtarzalna aura. Dodajmy do tego 10*C, porywisty wiatr, głębokie błoto, ulewny deszcz i wychodzi nam samobójczy "skok na pętle".
Nocne klimaty
© Jedris
[Mniej więcej w czasie naszego pecha]
Na zdjęciu nasz bohater w kat solo. "flash". Właśnie kończy wyścig pokazując, że wszystko jest ok. Popatrz tylko na tylną przerzutkę.
Kolejny pechowy finish
© Jedris
Jest i Ficek! :D On to tylko zapier... na każdym zdjęciu. Tu właśnie oddaje finishowy skok na metę.
stop klatka
© Jedris
Wspólne zdjęcie z flashem :)
Flash i spółka
© Jedris
Nasze upragnione osiągnięcie się ziściło i choć chciałoby się więcej, jesteśmy dumni że przeżyliśmy ten dzień.
III miejsce quatro RSST
© Jedris
Spakowani. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i do domu na zasłużony odpoczynek.
Już po wszystkim
© Jedris