Prakty / Zakupy

Czwartek, 27 maja 2010 · Komentarze(5)
Praktyki i wspomniane wczoraj zakupy. Adam nabył nową przerzutkę shitmano i pojechaliśmy do niego na montage. Wszystko było by dobrze gdyby kupił jeszcze resztę napędu i nowe koło. Ma taki luz w piaście że zmeści się tam palec i przez to nie da się idealnie dostawić i wyregulować przerzutki. Ale wszystko w swoim czasie. We wrześniu będzie konkretny shopping!

Na dworcowej przed sklepem rowerowym

Czas na zakupy © Jedris


Profesjonalny pit-stop u Adama. Zakładanie przerzutki

Przywracanie duszy Meridzie © Jedris

Prakty

Środa, 26 maja 2010 · Komentarze(0)
Tak, Świerkol sobie podarowałem. Zakupy do Meridy nie wypaliły. Andrju zaspał. Tak to jest jak się siedzi do rana na BS, żeby tylko blog wyglądał ciut lepiej ;) Na pewno jutro z Adasiem załatwimy resztę części. Pogoda dziś ładna a na jutro zapowiadają znowu deszcze. Hurra!!

Prakty, dziś bawiłem się w snajpera. Na muszce total stationa Adam. Fotka z odległości 50m

Adam na celowniku © Jedris


Czas praktyk to świetny czas. Ostatnio miewam tylko takie problemy w "szkole". Kent...

Gra w kenta © Jedris

Mikołów

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(0)
Wypadzik do Mikołowa

Nie ma to jak legalnie wolny dzień od praktyk :) Umówiliśmy się z Adamem o 11:00 na BP i jak tylko wyjechałem ze Świerkola już byłem upaprany błotem. Dopompowaliśmy opony i ruszyliśmy w drogę przez Chudów. Jak tylko zjechaliśmy z wiaduktu na Makoszowach okazało się że okolice zalała rzeka i droga główna jest zamknięta. Szybka decyzja, postanowiliśmy poszukać objazdu. Przejechaliśmy przez tory kolejowe nad rzeką Kłodnicą i wzdłuż torów do pierwszej lepszej drogi.

Tony błota, piachu i kamieni! Trafiliśmy na jakiś zjazd, przejechaliśmy kilometr i ciąg dalszy drogi był jak początek rzeki. Jako że jest nowa nazwaliśmy ją Domagałka na cześć dzielnego Adasia :D
Trzeba było wrócić do tego samego zjazdu, skręciliśmy w lewo i jechaliśmy dalej wąską piaszczystą ścieżką wzdłuż torów. Trafiliśmy na drogę główną w Przyszowicach. Stąd już wiedziałem jak jechać. Kolejny raz zmiana planu nastąpiła w Chudowie, kiedy zdecydowaliśmy się pojechać inną drogą do Mikołowa. Uwielbiam spontaniczne trasy typu: "-teraz w prawo" "-nie, mówię Ci w lewo" To nie był zły pomysł bo odkryłem kolejne genialne miejsce na pobicie rekordu prędkości ale generalnie jeszcze nigdy na trasie nie zaliczyłem tyle wzniesień. Do tego Adaś przez 50km siedział na moim kole. Kiedy dojechaliśmy do znajomego nam skrzyżowania średnia wzrosła i szybko dotarliśmy na miejsce. Na wsi jest super. Babcia Adama zrobiła nam swojski obiad. Zjadłem ziemniaki z jajkiem sadzonym, do tego kapusta i kotlet schabowy, mmm. Niestety przez nasze dwu godzinne błądzenie po krzakach i bagnach pozwoliliśmy sobie tylko na 30 minutowe odwiedziny.

Droga powrotna była bardzo szybka, pracę utrudniał ostry w mordewind, ale nie przeszkodziło to dotrzeć do domu w 50 min.

Wieczorkiem dokręciłem jeszcze km na waryniol, kolacja, eurowizja i do domu. Porażka, Polska nie zakwalifikowała się do finału... Jutro rano prakty.

Nie wszystkie zdjęcia wyszły ostre i doskonałe ale muszę zadowolić się swoim k750i.

W drodze objazdowej z powodu zalania Makoszów i kolejna niespodzianka. Wodne skrzyżowanie albo początek nowej rzeki "Domagałka"

Gliwice, Sośnicowice © Jedris


Rex, bohater który przypłynął z drugiego brzegu.

Rex, bohater który przypłynął z drugiego brzegu. © Jedris


Ja bawiłem się aparatem...

Ja bawiłem się aparatem... © Jedris


...podczas kiedy Adam zabawiał się z Rexem

...podczas kiedy Adam zabawiał się z Rexem © Jedris


Po błocie przyszedł czas na piach

W takich warunkach przyszło nam jechać © Jedris


Krótka przerwa po zjeździe ze ścieżki wdłuż torów.

Krótka przerwa © Jedris


Jeszcze chwila i w drogę!

Jacobs i kółka 3.0" :D © Jedris


Adam versus kałuża. Nie mam zdjęcia po ale Adasiu przegrał pojedynek :D

Drogą przez Chudów © Jedris


Andrju po trasie we własnej osobie. To był dobry trening mimo wycieczki

I jeszcze ja © Jedris

Prakty i tworzenie roweru Adasia

Poniedziałek, 24 maja 2010 · Komentarze(0)
Do szkoły wybrałem się przez Świerkol. Skutkiem czego zapaprany błotem byłem nawet na głowie. Zajęcia na nowym instrumencie szybko wypełniły czas, mały bajer i Adasiu zaczął tęsknić za rowerem :) Nie wytrzymał napięcia i po szkole skoczyliśmy na Wolności po nowe linki i pancerze. Powrót do domu na obiad i umówieni na 17:00.

Na miejscu okazało się że rower jest zupełnie zrujnowany. Brak hamulców, brak przedniej przerzutki, zardzewiałe golenie amora, już wiedziałem że krucho będzie z wyjazdem ale zabrałem się do pracy. Obcinanie linek i pancerzy tępymi kleszczami sprawiło największe trudności.

Wreszcie rower znów odżył (przynajmniej na chwilę :D) Merida czuje się lepiej i odzyskała 50% hamulców. Pod koniec pracy w ramach nagrody za wykonanie zaczęło padać. Postanowiliśmy rozegrać mecz snookera i to była dobra decyzja. Przynajmniej zrewanżowałem się za ostatnią gre. Wygrana 3:0 :)

Niewypał

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-25 km, Użytkowo
Plany były dosyć konkretne i wszystko było podporządkowane wyjazdowi do Sierakowic i okolic lasu Rudnickiego ale los podrzucił inne rozwiązanie. Wjeżdżając do centrum nie wyhamowałem przed pomnikiem!!! Trąciłem Pawła, jego rower, sam przeleciałem nad kierownicą, wylądowałem na murku i złapałem rower nogą!! To było idiotyczne ale zrobiło wrażenie na nas obu, więc skończyło się tylko na śmiechu. Trochę to analizowaliśmy i doszliśmy do wniosku że wielkim fartem nic się poważniejszego nie stało. Już chcemy ruszać a tu proszę, śliczna ósemka w tylnym kole. Fuck! Przed wyjściem powiedziałem sobie, że nic nie popsuje nam tego wyjazdu. W pobliżu był nasz Pit-stop. Szybki podjazd na miejsce i... nie ma cioci, nie ma kluczy!! Ruszamy na waryniol do D. pożyczyć klucze, powrót, centrowanie koła, 2h w d#*ę i padnięci wyjeżdżamy po zachodzie :| Muszę przyznać że dawno się tak nie czułem ale za głupotę trzeba płacić. Kosztowało mnie to weekendowy wypad z kumplem i wspólne kręcenie.

Dalej pojechaliśmy na strefę zobaczyć czy coś się dzieje. Oglądnęliśmy kilka driftów ale trwało to kilka minut i nagle wszyscy się porozjeżdżali. Byłą jedna stłuczka, ogólnie pełno szkła i zastrzyk adrenalinki z powodu nadjeżdżającej BM-ki wprost na mnie. Najbardziej trafił mnie jednak "driver" w głównej roli Adaś, który naskoczył na mnie z nienaca. Widziałem tylko jak biegnie na mnie jakiś dres.

Droczenie z policją, honorowa rundka wokół osiedla i rozstanie. To do następnego... Trochę mi wstyd pisać wciąż o moich wypadkach bo na 5 wyjazdów zaliczyłem 4 gleby. Urodzony ze mnie kolarz górski.. Nie widzę żadnych pozytywów ale cóż, może właśnie tak miało być...

Zbrosławice

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(1)
O jak ja kocham rower, tego było mi trzeba :) Właściwie to wyjechałem z zamiarem wspólnego kręcenia ale nikt nie miał wolnego czasu.

Start z własnego osiedla. Dało się zaobserwować jak wszędzie wiszą burzowe chmury, wiatr skutecznie je przeganiał ale na horyzoncie było widać smugi deszczu. Postanowiłem że nic mnie nie zatrzyma i pojechałem w kierunku Zbrosławic. Przez moment zguiłem się w Maciejowie. Z powodu budowy drogi są wszędzie objazdy a niektóre drogi są zalane i "nieprzejezdne" Żeby to ominąć jechałem przez budowe wiaduktu więc zaraz zalazł się ochroniaż. Następnie przejazd przez głęboką trawę, błoto i piach. Jakoś się udało wydostać z tego bagna.

Czekała już na mnie odnowiona droga do Świętoszowic. Po prostu bajka, średnie tempo na moich laciach 34km/h przez pare kilometrów aż do okolic Kamieńca gdzie były już strome podjazdy. Większa część pól na tym terenie jest zalana, a na demną dalej przelatywały burzowe chmury. W Kamiencu dotarłem na "Ścianę płaczu" początkowo bardzo strome wzniesienie. Góra rozciąga się na kilometr i na szczycie odkryłem nowo wybudowane osiedle z bardzo gościnnie powitalnym znakiem. Zawróciłem z zamiarem pobicia rekordu prędkości. Wyszło marne 48.8km/h, może to przez wiatr i ogólne zmęczenie w każdym razie nie umywa się do naszej Mikulczyckiej (59.3km/h) a sprawiła mi większą trudność podjazdu. Dużym utrudnieniem jest skrzyżowanie na samym dole gdzie uzyskać można największe przyspieszenie a trzeba przyhamować. Cały zachlapałem się deszczówką z asfaltu i było mi żal przydrożnych ślimaków, których po deszczu na drogę wychodziły całe stada. Na ich szczęście ja "nie przecinam" tylko od razu miażdże. Po zjeździe odbiłem w lewo i jechałem do domu w kierunku Zbrosławic :D Chmurek pojawiło się nieco więcej a droga była mi nieznajoma, więc średnie tempo podskoczyło, nadnercza pracowały :D Pojechałem na wieszową i zauważyłem jak płynie na mnie wielka chmura która na bank lunie jak tylko znajdzie się na demną. Średnia 35km/h i aż do momentu gdzie wyjechałem na znajomym skrzyżowaniu do Kamieńca. Zaobserwowałem ciekawą reakcje organizmu. Gdy tylko znalazłem się w znajomym miejscu poczułem ulgę i nogi odmawiały tak wydajnej pracy jak przed momentem. Po za tym miałem lekko z górki :) W każdym razie jechałem co sił i deszcz dopadł mnie na Maciejowie więc już niedaleko domu. Tak ze mnie parowało że momentalnie wysychałem i tak dojechałem na Waryniol do Babci i Dziadka gdzie zjadłem regenerującął kolacje i powrót do domu.

Budowa drogi głównej przez Maciejów :D Takiej drugiej gładkiej nie ma na świecie! Mają za swoje. Las nie służy do skracania dróg!

Droga główna przez Maciejów © Jedris


Walka z ochroną żeby dostać się na drugi brzeg

Tak wygląda przejazd w Maciejowie © Jedris


Takie bagno że rower sam stoi

Jazda po szosie Maciejów © Jedris


A jednak! Nie byłem tu sam :D

Byli tu przede mną © Jedris


Zdjęcie z kokpitu przy 35km/h+ Droga do Świętoszowic gładka jak tyłek niemowlaka. Pięknie pocina się po tej szosie! Po lewej widać skutki powodzi.

Świętoszowice © Jedris


Gościnności w Kamieńcu nigdy za wiele.

Kamieniec! © Jedris


Powrót z Waryniola. Efekt końcowy po trasie do Zbrosławic

Andju i Jacobs © Jedris

Prakty...

Środa, 19 maja 2010 · Komentarze(0)
...i 5cio godzinna sesja grania w karty. Najlepsza okazała się gra w kenta. Niezły ubaw i do końca gry nie odgadli naszego znaku. Jutro pewnie to samo. Godzina pracy i wolne.

Prakty

Wtorek, 18 maja 2010 · Komentarze(0)
Nie wiem czy to pech, czy zrządzenie losu, a może "ile kurwa jeszcze może padać ?" Już wczoraj miałem ochotę wsiąść na rower, sprawdziłem pogodę z podziałem na godziny i zapowiadało się całkiem przyzwoicie. Wyjechałem o 14:25 a 2 minuty później zaczęło padać, to tak na dobry początek. Nie zniechęciło mnie to do dalszej jazdy. W prawdzie do szkoły dojechałem z mokrym tyłkiem ale już za godzinę byłem suchy. W drodze powrotnej pojechałem na około odprowadzić Alberta na przystanek i ruszyłem z pl. Słowiańskiego do domu. W centrum trafiłem na kostkę brukową i wiedziałem że będzie ślisko, więc dostosowałem prędkość i dodatkowo wstałem żeby mieć lepszy balans w razie kłopotów. Stało się najmniej przewidywalne, poślizg jednocześnie obu kół ,to nawet w zimę na lodzie mnie nie spotykało )swoją drogą przypomniała mi się seria upadków z tego okresu...) Tym sposobem wylądowałem na ziemi szczęśliwie upadając na plecy tak, że plecak zamortyzował całe uderzenie, przy okazji wytarłem spodniami 3 metry chodnika. Trochę się wk***łem bo zaufałem swoim oponom na tyle aby jechały prosto! Mało tego, ludzie nie liczą się wg z rowerzystami. Na własnym osiedlu jakiś palant wyskoczył mi z psem na jezdię widząc, że nadjeżdżam, ostrożnie zwolniłem, patrzę przed siebie, a ten idiota puszcza smycz w tym momencie i pies wbiega prosto pod moje koła. Znowu awaryjne hamowanie, na szczęście dla niego, że się nie przewróciłem. Jestem napakowany emocjami, a pogoda nie pozwala mi na ulgę. Jutro rano jeśli nie będzie padać ruszam w trasę! Nie mam cierpliwości "ostatnio".

Działka i parapet u Fronta

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-25 km, Użytkowo
Na działkę z rodzicami. Wyścig na miejsce, oczywiście rower okazał się bezkonkurencyjny, spóźnili się tylko 10 minut. Zdążyłem sprawdzić co słychać na działce a tu wody po kostki i z radością pełen nadzieji myślałem, że zaraz wrócimy spowrotem do domku :) Jednak przechwaliłem dzień przed zachodem. Mam bardzo upierdliwych rodziców i tatko widząć zalaną działkę w zaparte ubrał kalosze i postanowił skosić działkę. Wyglądało to przekomicznie. Mnie przemokły całe buty i musiałem założyć siatkę. Wiedziałem że się spóźnię na spotkanie, ale poko, wyszły skromne 3 godziny. Spotkaliśmy się grupą na kopernikowym skejt parku, później do Frota. Fajnie było, jak na każdej imprezie z wolną chatą.., z tą różnicą, że zabrakło solenizanta. Szkoda że musieliśmy się rozstać tak wcześnie bo w planach była nocka, tym czasem nocą wracałem do domu. Na moje szczęście zaczęło padać 200 metrów po wyjechaniu. Trzeba było dostać się tylko bezpiecznie do domu i kilka metrów przed zjazdem do tunelu ze zmęczenia obudził mnie mokry chodnik. Fuck! Patrzę, a mój amor jest zablokowany. (Zaraz, kto ostatni siedział na moim rowerze, hmm..?) Ostre hamowanie na mokrej nawierzchni bez amortyzacji nie daje najmniejszych szans! Kask by się przydał ale mniejsza o szczegóły, kolano mnie boli i idę szukać jakiejś maści...