Trening techniczny. Uwaliłem się jak dzika świnia i przy okazji taką jedną spotkałem :D Resztę dnia spędziłem na Tatarach wieńcząc dzieło niebieskiego - "Gazela for ever". Wracając towarzyszył mi śnieg, na szczęście marzec już żegnamy ;)
Szoska została w Katowicach. Na sprowadzenie i wymianę suportu chwilę sobie poczekam. Teraz pora zająć się Cubem. Rower praktycznie jest już przygotowany do sezonu. Zostały do odpowietrzenia hamulce i wymiana klocków. I bez tego da się jeździć, więc sezon MTB rozpocznę w niedziele na XC w Orzeszu.
Obiecywałem kiedyś, że wspomnę jak spisuje się metoda trzech łańcuchów na dłuższą metę. Tak wygląda korba po przejechaniu dokładnie 7000km. Jak widać, nieźle. Na blacie można zauważyć startą anodę, na młynku nieznacznie, zaś środkowa tarcza sprawia wrażenie nietkniętej. Obecnie założyłem nowy łańcuch i kaseta go nie przyjęła. Trzeba będzie te 3 sztuki trochę dojechać, a póki co nie będę ryzykował wybicia zębów i na niedzielę lecę na starym łańcuchu. Większy problem mam jedynie z suportami H2, które strzelają po 2-4k. Szukam jakiegoś patentu na dłuższą żywotność, bo te 300zł rocznie można wydać na lepsze buty niż ciągłe wymiany wkładów.
Odebrać części do Cubea. Do Sosnowca bez urazowo na osprzęcie można czołgiem wjechać, dlatego wybrałem 10km jazdy drogą ekspresową. Jeszcze w Katowicach przy wyjeździe obok 'ing' kolejne wymuszenie, tym razem oparłem się o błotnik srebrnej hondy civic. Nawet się nie uniosłem, to już jest jak kartkówka z matmy. Jedno spojrzenie - brunetka, była ładna i miała przerażone spojrzenie, więc zaniechałem to zupełnie.
Godzina 3:52. Jest niedzielny środek nocy. Stoi na de mną Raptor i pyta "Wysłać ci wiadomość jak już dojedziemy do mety?" Skuteczna pobudka pomyślałem, a potem obudziłem się w Miechowie przed 6 rano. 5*C, do startu nieco ponad godzinę. Spory zapas czasowy wykorzystaliśmy na... właściwie to co my robiliśmy przez tą godzinę..!? Wystartowaliśmy spóźnieni kwadrans po 7. Szczerze myślałem, że robimy kółko rozgrzewające. Raptor z Fickiem i Kubą od razu pompa pod górę a ja z Szymonem zaczęliśmy wyharkiwać sople z nosa. Po pierwszym kółku wpiąłem dopiero licznik i oderwałem się od Szymona bo zamarzałem. W końcu doczekałem się ucieczki i trzymałem się jej przez 4 kolejne kółka. Prawdopodobnie po kolejnym wyplułbym płuca, więc spasowałem. Dojechałem Szymona i lecieliśmy razem ok 10 kółek, później dziwnie został na podjeździe. Jak się okazało, pękła mu linka tylnej przerzutki. Wiedziałem, że do końca nie będę miał z kim współpracować. Miałem ze sobą tylko jeden bidon i na kolejnym 'dublu' Rap odstąpił mi swój i to pełny. Ja nie wiem jak można machnąć 7 dych na trzech łykach i jechać dalej ale dzięki stary! :D W między czasie jadłem niezastąpione bułki z pasztetem i batony. Po 5h były tak niedobre, że wkładałem je bezpośrednio do gardła żeby nie czuć smaku. Później przerwa na żurek i czas odpalić mp3. Wtedy poczułem przypływ mocy. Znowu trzymałem się grupy lidera i przejechałem tak kolejne 4 kółka pasując na podjeździe. Szkoda było się zakwaszać na pozostałe 5h, to zdecydowanie jeszcze nie moje tempo. Od tej pory wiozłem się do samej mety robiąc jeszcze jedną krótką przerwę na 'mega żurek' i uzupełnienie bidonów. W ten sposób zrobiłem 88-89 okrążeń. Powstał drobny problem w wyniku różnicy 50m na jednym kółku, więc nie wiem dokładnie. Wiem natomiast, że przejechany dystans pozwolił mi uplasować się zaraz za Fickiem i Raptorem, więc nieoficjalnie ogarnęliśmy pudło.
Pogoda słaba, mokro, cały się uwaliłem ale nie odmówię sobie przecież jedynego wolnego dnia w tygodniu. Tym bardziej, że zacząłem trzymać się planu, który sporządziłem w ramach budowania bazy tlenowej na najbliższe kilka tygodni. Przez nadchodzące 2 miesiące szału nie będzie jeśli chodzi o rower i przejechane km-y. Większość czasu poświęcam na trening siłowy i bieganie. W poniedziałek zakupiłem buty do biegania i odkurzyłem pulsometr. Powoli zaczynam odbudowywać formę. Aktualnie czuję spadek odporności i teraz staram się nie dopuścić do choroby. Sezon w tym roku zaczynam stosunkowo późno, więc ćwiczę w każdych warunkach bez względu na samopoczucie, byle tylko trzymać się planu. Nie mam nic do stracenia.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq