Wpisy archiwalne w kategorii

Zdjęcia

Dystans całkowity:4328.94 km (w terenie 981.28 km; 22.67%)
Czas w ruchu:193:55
Średnia prędkość:22.32 km/h
Maksymalna prędkość:61.65 km/h
Suma podjazdów:7557 m
Maks. tętno maksymalne:197 (100 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:28205 kcal
Liczba aktywności:65
Średnio na aktywność:66.60 km i 2h 59m
Więcej statystyk

SC Baltic Sea - Dzień 6#

Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Rano korzystając z pogody pobiegliśmy na plaże poleżeć na słońcu :)
#Na piaski © Jedris


Po kilku godzinach smażenia się na słońcu zgłodnieliśmy i wróciliśmy do namiotu. Paweł zabrał się za smarowanie kanapek a ja za poszerzanie swoich horyzontów...
Poszerzanie horyzontów © Jedris


Terenówka gotowa. Najedzeni ruszamy w miasto.
##Jacobs## © Jedris


Ścieżki rowerowe Trójmiasta po prostu mnie urzekły! Jesteśmy niezależni od chodnika a ludzie uważają gdzie chodzą. Tu można poszaleć :]
Ścieżki rowerowe Trójmiasta © Jedris


Żywy posąg śmierci
Ścieżki rowerowe Trójmiasta © Jedris


Jest i płatne molo :D
Molo w Sopocie © Jedris


Jadąc wzdłuż brzegu znaleźliśmy dziką plaże i oto są nasze lazury :)
Krótka sesja w fajnych kolorkach
#Na plaży# © Jedris

#Na plaży2 © Jedris

Fantazje RedBika © Jedris


Paweł nie ma wstydu ale dzików się boi :D
A co to za flak ? © Jedris


Wystarczyło przejechać kilometr dalej gdzie stoi drugie molo, na którym nie kasują za spacer po deskach.
Molo w Sopocie nr2 © Jedris


Wieczorem zatankowaliśmy pasztetem i poszliśmy spotkać się z flashem, który przybiegł do nas prosto z domu :)

SC Baltic Sea - Dzień 5#

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Sopot - dzień I

Można powiedzieć że się wyspałem :) W porównaniu do naszego pierwszego biwaku teren był miękki i najważniejsze, płaski. Noc przespana ale od razu na start niespodzianka. Ręka od wczoraj zasadniczo spuchła. Uznałem że to nic groźnego bo poza opuchlizną nic poważniejszego się nie działo. Zaniechałem sprawę, aż do wieczora kiedy ręka zrobiła się 2x większa od drugiej. Spanikowałem. Wyjęliśmy rowery z garażu i pojechaliśmy szukać jakiegoś szpitala.
Na pogotowiu Pani mnie uspokoiła i stwierdziła, że po ukąszeniu przeforsowałem rękę drogą nad morze. Wszystko się pochrzaniło. Jutro mamy spotkać się z flashem a ja mam dać odpocząć ręce najmniej 3 dni nie licząc dzisiejszego dnia...!?
Mieliśmy ambitne plany żeby ruszyć rowerami już bez bagażu i z przyjemnością wzdłuż wybrzeża, pojeździć z Tomkiem. Zakładaliśmy również odwiedzić Łebę, Lubiatowo oraz Hel. Wszystko tak blisko a jednak daleko. Z jedną ręką daleko nie ujadę, tak więc zostaliśmy uziemieni w Trójmieście.

Za nim to jednak wybraliśmy się do miasta zwiedzić coś na kształt rynku głównego. Lubię takie zatłoczone turystami miasta, coś mnie w nich przyciąga :]
Poszlajaliśmy się, zjedliśmy lody włoskie, później była plaża. Dystans skromny ale w najbliższym czasie szału nie będzie.

Jeśli dobrze pamiętam to tak wyglądają ogrody Grand Hotelu.
W drodze na rynek © Jedris


Właśnie skończyliśmy lody. Zamiast z tym gigantem mam fotkę z telefonem. To taki trick po za surwiwalowy.
connected © Jedris


Idziemy po plaży w stronę mola
Wzdłuż plaży © Jedris


Jest i molo. Parter bo płatne :D
Poniżej mola © Jedris


Takie fajny zamek zbudowali. I sfinks jest nawet u siebie :D
Zamek z piasku © Jedris


Strefa surferów. Nie jestem pewny ale to chyba regaty ?
Strefa surferów © Jedris


Walka z wiatrem. Gość gołymi rękami ściągnął cały żagiel do siebie pod wiatr :D
Strefa surferów © Jedris


Wyglądam jak zombie wychodzące z morza
Wycieczka po plaży © Jedris


Chwile później rozpadało się i wróciliśmy do szałasu. Paweł ładuje baterie
Pasztet rulez © Jedris


A po pasztecie przychodzi moc (genialnych pomysłów). Postanowiłem wykorzystać kawałek sznurka, który zabrałem z domu i zrobiliśmy z niego wieszak na mokre ciuchy :D
Z deszczu po rynne © Jedris


Po burzy wyszliśmy po rowery w celu naprawienia mojej dętki.
Serwis przy hacjendzie © Jedris


W między czasie stwierdzam, że moja ręka zaraz eksploduje i zapada decyzja o szukaniu lekarza a później apteki.
Praktyczne zastosowanie naszej rynny. W terenie trzeba sobie radzić na wszystkie możliwe sposoby :)
Krossiwo na rynnie © Jedris


Zakupy w centrum to jakiś żart. Zabuliliśmy za kolację 60zł. Taniej wyszłoby w restauracji.
Tanie zakupy © Jedris

SC Baltic Sea - Dzień 4#

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Start z Gruczna.

W nocy pogryzły mnie komary. Ja ze spuchniętym okiem i ręką, Paweł zmagający się z kolanami ruszamy na północ w stronę Gdańska. Ostatnie dni i godziny w siodełku zadziałały dzisiaj jak znieczulenie. Nie poczuliśmy w ogóle dystansu.

Kilka zdjęć z efektem pracy mojej cioci.
Ogród w Grucznie © </div>

Za nim wyruszyliśmy ciocia oprowadziła nas po Ogrodzie.
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210049,20110818,studentki.jpg" title="studentki#" width="450" height="600" /><div><q>studentki#</q> ©


Nie mogło zabraknąć również pomidorów. Taki sentyment z przeszłości kiedy razem z wujkiem uprawiali warzywa, główni pomidory.
#Malinówki © </div>

Popisowe dzieło
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210051,20110818,oczko-wodne.jpg" title="Oczko wodne" width="600" height="450" /><div><q>Oczko wodne</q> ©


Gotowi do startu. Przed nami ostatnia prosta. Ruszamy.
Wyjazd z Gruczna © </div>

Po drodze mijaliśmy Świecie, Nowe, Gniew, Tczew, Pruszcz Gdański
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210055,20110818,w-drodze-nad-morze.jpg" title="W drodze nad morze" width="600" height="450" /><div><q>W drodze nad morze</q> ©


W pomorskim na zmianę miasto, pola. Ta sekwencja podoba mi się o tyle bardziej że wolę oglądać widoki niż przejeżdżające samochody.
Gdzieś za Gniewem © </div>

Na kilka kilometrów przed Gdańskiem chcieliśmy zdążyć przed zachodem słońca.
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210065,20110818,ulica-gdanska.jpg" title="ulicą Gdańską" width="600" height="449" /><div><q>ulicą Gdańską</q> © Jedris


I wreszcie udało się. Po 3 dniach tułaczki wpadliśmy do wody jak oparzeni. Wcześniej za stocznią zrobiliśmy zakupy, więc pozostało nam tylko znaleźć jakieś miejsce na biwak.
Pierwszy dzień nad morzem © Jedris


Pojechaliśmy brzegiem na północ, aż dotarliśmy do Sopotu gdzie ze ścieżki rowerowej wypatrzyliśmy pole namiotowe. Jaka ulga nas ogarnęła zwłaszcza że było już po 22. Jak się okazało mieliśmy szczęście że weszliśmy jeszcze na teren :D Ale udało nam się! Teraz tylko się rozbić i zaczynamy odpoczynek :D

SC Baltic Sea - Dzień 3#

Piątek, 5 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kontynuacja

Wczoraj o godzinie 18 ruszyliśmy z naszego "miękkiego" lasu. Noc była dla nas orzeźwiająca po całym dniu upałów. Jechało się doskonale przez najbliższe 6h aż do Sieradza, gdzie zatrzymaliśmy się w centrum na chwilę odpocząć. Zimno zaczynało sprawiać mi ból, poczułem wyczerpanie. Zacząłem trzecią dobę a przez 2 dni spałem łącznie 5h. Nie mogłem sobie wyobrazić co będzie dzisiaj w dzień bo sen planujemy dopiero za Bydgoszczą, czyli za jakieś dobre 20h.

Zaczynałem umierać na ławce :D Nagle Paweł wyhaczył Caffe Club Las Vegas, takie pseudo kasyno otwarte 24h i wszedł do środka szukać cywilizacji. Nagle wybiega z informacją że Pani się zgodziła i możemy wejść z rowerami :D Super to się zagrzejemy chwilę. Chwila trochę się przedłużyła bo spędziliśmy tam dwie godziny ;] Przynajmniej trochę odpoczęliśmy (psychicznie), wypiliśmy herbatę, kawę, zjedliśmy ciastka i ogólnie to wszystko było takie niezwykłe bo na granicy świadomości. W dzień normalnie na pewno nie odwiedziłbym takiego miejsca. A tak poznaliśmy mentalność hazardzistów. Śmieszni ludzie. Pani Adze dziękujemy i spadamy. Czeka nas jeszcze długa droga. Reset licznika i od drugiej z Sieradza napieraliśmy w stronę Bydgoszczy.

Dzisiejszy dzień nie był bogaty w zdjęcia ale siła wyższa zadziałała. Ja traciłem świadomość na kierownicy :D Nie zamykałem oczu a film sam się urywał. Ten poranny pokaz slajdów skończył się dopiero w... nie pamiętam gdzie. Nic nie pamiętam, wiem że jechałem. Zatrzymaliśmy się "gdzieś" o 6 rano przed spożywczym żeby kupić żarcie i napoje. Po godzinie zaczynałem dochodzić do siebie i znowu poczułem przypływ mocy a zmęczenie zupełnie zniknęło.

Na zdjęciu mój życiowy kryzys. Dopiero teraz widzę jak smaruje kanapki :D Ledwie co pamiętam.
"Gdzieś" na śniadaniu © Jedris


Już kozak. Wróciłem do żywych i znowu mi się chciało. Pasztet rządzi!
W drodze do Bydgoszczy © Jedris


Większe miejscowości: Warta, Turek, Cholerny Koniin, Ślesin, Strzelno, Nowa Wieś Wielka, Bydgoszcz, Gruczno.

Czemu cholerny Konin ? To kolejne miasto w którym zgubiliśmy drogę ale tak zabłądziliśmy że godzina poleciała ot tak. Oj byłem bardzo zdenerwowany ale to nie koniec :D To zmęczenie zaczęło rodzić we mnie dziką małpę :x W Bydgoszczy dojechaliśmy do drogi ekspresowej gdzie był zakaz rowerów. Ekslodowałem, psychicznie byłem rozdarty na kawałki, już mieliśmy być 2h u celu a przed nami jeszcze 50km. Litości. Następne 2h nie były miłe i miałem bardzo pesymistyczne podejście do całego wyjazdu.

Na szczęście wszystko się zmieniło. Motywacja gwałtownie rosła kiedy dojechaliśmy do Gruczna, spotkałem się z ciocią, spojrzałem na mapę, zjadłem porządną ciepłą kolację, wziąłem prysznic i wyspałem się. Morale skoczyło mi o 300%

Etap II Rzut oka na mapę. Nooo! Wreszcie coś się poruszyło :D Stąd już tylko 150 do 3Miasta.
Ciocia z Redbikiem planują dalszą trasę. © Jedris



Solidny odpoczynek w Grucznie u cioci Krysi był ukoronowaniem dystansu i nagrodą za wytrzymanie tylu godzin w siodle :)
Do Gruczna dotarliśmy o godzinie 18 a więc minęły 24h od momentu kiedy wyruszyliśmy z "miękkiego lasu". Zrobiliśmy w ciągu dnia ponad 400km.

SC Baltic Sea - Dzień 2#

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Wstaliśmy na chwilę przed 6, żeby sprzątnąć namiot w razie gości. Zbieraliśmy się niespiesznie. Pasztet na śniadanie nie daje powera, więc ospale ubijaliśmy ciuchy w bagaże.
Pierwsza noc za nami © Jedris


Chwilę później domagałem się drugiego śniadania. Miałem ochotę na dżem, więc zaatakowaliśmy najbliższy spożywczy i kawałek dalej zabrałem się za smarowanie kanapek z uśmiechem na twarzy :]
Drugie śniadanie © Jedris


Szczęśliwe najedzone dzieci chwile później znalazły się Ogrodzieńcu. To już drugi dzień naszej wyprawy a my wciąż jesteśmy u siebie. Zaczynam poważnie zastanawiać się nad tyczeniem dalszej trasy ;>
Ogrodzieniec © Jedris


Póki co, cieszymy się widokami i wspominamy zeszłoroczny wypad do zamku.
Zamek w Ogrodzieńcu © Jedris


Ładuje baterie i wyciszam się. W mojej głowie właśnie rodzi się plan na zrobienie czegoś konkretnego...
Widoki ze skałek © Jedris


Na mycie zębów oczywiście :D Higiena musi być
Higiena musi być © Jedris


Jedziemy dalej. Po drodze mijamy skałki i cieszymy się terenem, żeby 2h później mieć go serdecznie dość.
Szlak Orlich Gniazd © Jedris


Jedna z bardziej urokliwych ścieżek rowerowych to tereny szlaku zaraz za Ogrodzieńcem.
Redbike i walczy z sakwami © Jedris


Co najlepsze. Tymi drogami nie jeżdżą samochody :D Po drodze goniła nas grupa kolarzy szosowych. Jakoś nie mogli nas dojść, pasztet rządzi :D
Jedris na Szlaku © Jedris


20-30km Od Częstochowy. Tu kończy się nasz szlak. Jesteśmy głodni i wyczerpani, sklepów po drodze żadnych i rezygnujemy z terenu, żeby wbić się na szosę.
Dla nas to koniec © Jedris


Przerwa. Znaleźliśmy sklep. Zakupy wystarczające żeby się najeść. Miejsce zlokalizowane kilka km-ów od Częstochowy. Las wyłożony mchem. Tak miękko, że aż korciło nas do rozłożenia namiotu. Ale nic z tego, właśnie w tej chwili zapada jeden z najbardziej przełomowych momentów całej wyprawy. Spojrzałem na licznik, wyjąłem mapę i złapałem się za głowę. Redbike...!!?
W drodze do Częstochowy © Jedris


Patrzymy na mapę i widzimy zgrozę. Dalej jesteśmy na Śląsku, w linii prostej do Zabrza 60km a nad Bałtyk..?!!! Jeszcze bardziej uczucie braku satysfakcji spotęgowało zmęczenie, więc podjęliśmy decyzję że lecimy w nocy! Po prostu chciałem zobaczyć na mapie że się przemieszczamy :) Jak na razie kupiliśmy dla odmiany paprykarz. O jaki ja szczęśliwy byłem ^^ nawet olewałem to że gryzą mnie w nogę czerwone mrówki.
W drodze do Częstochowy © Jedris


Upał zelżał, słońce zachodzi. To zaczynamy nockę z rowerem. Start!
Szosą na północ © Jedris

SC Baltic Sea - Dzień 1#

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Dziś spokojnie w odpowiednich do wyprawy humorach nieświadomi w co się pakujemy :)
Pobudka o 6, śniadanie, ostatnie pakowanie i wyjazd po 7, w tym czasie przyjechał Paweł a moja mama odprawiła nas do samego przystanku. Czyste niebo, zapowiadała się upalna pogoda. Nie było inaczej :)

Słońce szybko zaczęło nam się udzielać. Już 2h po starcie w okolicach Jaworzna pierwsza niespodzianka. Zgubiliśmy główną drogę ;> Ale z naszym talentem wszystko jest możliwe. Pobłądziliśmy trochę po wsiach ale teraz myślę, że to nam sprzyjało. Kierunek dobry bo jedziemy na wschód, więc kręcimy spokojnie odpoczywając od ruchu. Po jakiejś godzinie wyjeżdżamy z powrotem na główną drogę :) Jak się okazało jechaliśmy równolegle tylko polami i wioskami. To taki mały wstęp przed tym czego spodziewamy się na Jurze..

Pierwszy cel trasy zdobyty. Rynek główny w Krakowie. W tle Sukiennice.
Sukiennice © Jedris


Przerwa i czas na kilka zdjęć. Redbike i Kościół Mariacki.
Kościół Mariacki © Jedris


Show z bańkami mydlanymi. Jak przerwa to czas na kilka zdjęć :)
Kraków rynek główny © Jedris


Jedno z większych przełamań życiowych :D Jak posmarować bułkę pasztetem kiedy ludzie wlepiają we mnie swoje wścibskie gały ? RedBike: "Po prostu smaruj!"
Drugie śniadanie © Jedris


Pożegnanie z Krakowem. Najedzeni ruszamy szukać początku szlaku Jurajskiego ;];]
Kraków, Kościół Mariacki © Jedris


I oto jest nasz szlak. No to lecimy na Częstochowę :)
Początek Szlaku Orlich Gniazd © Jedris


Ciekawe czy robią też pranie ? Mózg mam już wyprasowany.
Prasowanie - sztuka nie lada © Jedris


Red dawaj ponton! Z tego co pamiętam to na liczniku nie mieliśmy 5km przejechanego szlaku a już zaliczyliśmy kamienisty podjazd, punkt widokowy i zaporę po burzową ?
Droga do Częstochowy © Jedris


Jako że nie chciało mi się ubierać kąpielówek, zgodnie przeszliśmy tunel górą.
Część Szlaku po ost. burzy © Jedris


W Ojcowskim parku zgubiliśmy rowerowy szlak i wjechaliśmy na pieszy, który odkupiliśmy bólem stóp. Wyżej się chyba nie dało. Przeszliśmy nawet chmury :D
Droga do nieba © Jedris


W drodze do Zawiercia za miejscowością Szułyszowy znaleźliśmy miejscówkę na rozbicie naszego pierwszego biwaku. Z resztą szukaliśmy tego miejsca na gwałt, gdyż słońce już zachodziło a my spieszyliśmy żeby wydostać się z Parku Narodowego. Jakoś się udało. Paweł zajął się ogniskiem a ja upychałem rowery do namiotu. Jeden jest już w środku , drugi jak widać stoi w przedpokoju :D Do namiotu wchodzi się przez ramę.
Dziko Dziko © Jedris


Słońce schowało się już za horyzontem a my jedliśmy ciepły chleb prosto z ognicha :]
Pierwszy zachód słońca © Jedris

Tour de Pologne - etap III

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 25-50 km, Wypad, Zdjęcia
Od razu lepiej :) Dzisiaj trzymałem swoje tempo i cieszyłem się ostatni raz nieobładowanym rowerem. Do Katowic ruszyliśmy w trójkę razem z kuzynem Pawła. Na miejscu mieliśmy więcej okazji do przyglądania się kolarzom a to za sprawą aż ośmiu rund.

Teraz muszę się spakować i powoli szykuje się do wyjazdu :)

Survival Challenge Baltic Sea

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · Komentarze(8)
Kategoria Zdjęcia
Czyli RedBike i Jedris zdobywają polskie plaże.

I wreszcie przyszedł czas naszego dłuuugo dojrzewającego planu :) Jutro skoro świt wyruszamy w Polskę zaliczyć atrakcyjne szlaki, dzikie biwaki i jeszcze większą przygodę. Niestety raczej nie będzie możliwości uzupełnienia wpisów na bieżąco, natomiast codziennie postaram się coś skrobnąć na kartce i po powrocie uzupełnię loga o wpisy.

Nasz Plan nie jest szczególnie złożony, gdyż obieramy kierunek północ i niech się dzieje :) Mamy do wykorzystania całe 2 tygodnie.
Jedyna modyfikacja, a właściwie cel, to sam początek. Kierujemy się na wschód do Krakowa skąd wjedziemy na Szlak Orlich Gniazd i w tym roku jak sobie obiecaliśmy, zaliczymy w całości. I to tyle. Spakowani i gotowi do wyjazdu oczekujemy startu, pozdrower ;)

The Challenge of survival on the way to the Baltic Sea © Jedris


Waga roweru z bagażem wynosi 21 kg :)

Tworóg Mały

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · Komentarze(0)
3 dni przed wyjazdem do Wieliszewa włożyłem do zacisków nowe klocki. Nie mogłem uwierzyć jakie dźwięki wydawały moje hayesy po maratonie i sceptyczne przekonanie, że to zmielony piach i pył jeszcze bardziej mnie zszokowało po rozebraniu. Poprzedni komplet wytrzymał 14 miesięcy, bez oszczędzania i pamięcią sięgam nie jedną błotną lawinę. Co więc ? W mazowieckim mają jakąś specjalną mieszankę błota z siarką bo mam wypalony pierścień na tarczy a z klocków zostało o tyle...
Ponoć Hades Stroker... © Jedris

Mazovia 24h - Różowe Słonie Silesia Team

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(3)
I wreszcie przeszedł czas upragnionej Mazovi :D W zasadzie to dalej nie wiem co mnie ciągnie do tego, żeby zadawać sobie ból przez całą dobę
ale jak na razie jest to ekscytujące. Zgodnie z założeniami ruszyliśmy w piątek rano spod mojego domu po naszego kutego na cztery nogi Ficka.


Droga do Wawy trochę nas wymęczyła bo trwała ponad 7godzin z czego większość czasu spędziliśmy na korkach, objazdach i zwężeniach.
W rezultacie na miejscu mieliśmy kilka genialnych pomysłów. Początkowo miał być biwak na stadionie przy ławce rezerwowych a skończyło się na
wolnej hali, którą wykorzystaliśmy maksymalnie (Pani z obsługi chyba nie przypadliśmy do gustu :D) Urządziliśmy się w luksusowych warunkach i wieczorem
w nagrodę razem z ekipą 2x duo z Rosji wypiliśmy po zimnym lechu. Na szczęście byliśmy na tyle rozsądni, żeby się nie przyłączyć ;D
Rano pobudka o 8 i ostatnie przygotowania do startu w południe. Przy okazji poznaliśmy osobiście flasha, który przyjechał z Gdańska zmierzyć się z trasą,
(bo tak to trzeba nazwać) w kat. solo.

Godzina zero (start)

Na pierwszy ogień poszedł Michał, który na pierwszym okrążeniu wyrobił przewagę kilkudziesięciu metrów nad kolejnym zawodnikiem, tym samym zaliczając
rekordowe okrążenie. Kolejny był Paweł, Piotr, ja. Zmienialiśmy się co jedno okrążenie i Od samego początku nasza przewaga rosła.
Kiedy wzrosła do blisko 20minut zmieniliśmy taktykę na po 2 kółka, żeby mieć w nocy więcej czasu na odpoczynek. Wszystko układało się idealnie, nawet flash
prowadził w solo :D

Godzina zero (noc)

Kilka minut po starcie Raptora trafiła nas pechowa awaria. Nasz lider, Specu strzelił focha i powiedział, że nie będzie dalej jechał przez to błoto,
skrzywił się i stanął w miejscu. Rap, nasz zespołowy szybkobiegacz wrzucił rower na plecy i z buta zmagał się z trasą, przy okazji skręcając kostkę, a co.
Ja w tym czasie zrelaksowany po prysznicu, wysuszyłem ciuszki i spokojnie ubierałem się z dużym zapasem czasowym. Do hali nagle wpada Rap z łańcuchem w zębach...
Wrzuciłem na siebie co miałem pod ręką, czołówkę do kieszeni. Wystrzeliłem z hali jak oparzony, wskoczyłem na start i pojechałem na trasę
robiąc jedno z moich szybszych okrążeń o tej porze. Nie znałem bieżących wyników i napędzała mnie myśl, że Team Reno jest tuż za nami lub niewiele przed nami.
Postanowiłem że zjeżdżam po kółku (byłem nastawiony na odrabianie strat) i wjechał Ficek. To był błąd z mojej strony.
Teraz już wszystko zaczęło się walić. Ja miałem motywację żeby gonić bo strata wynosiła jedynie 7 min, więc myślałem że wrócimy do wersji zmiany po jednym okr.
a chłopaki nieprzytomni, Pawła odpoczywał po ost. sesji a Piotrek zastanawiał się czy w ogóle wyruszyć przez ból nogi.
Ficek założył że robi 3 kółka i cały mój zapał poszedł się... Ja jedynie się wyziębiłem co skutkowało tym, że rano opadłem z sił i
kręciłem nienormalnie wolne kółka.
Zacząłem się wkurzać na siebie bo w zeszłym roku miałem to samo. Od 8 rano ja nie potrafię jeździć, o tej porze nie mogę robić długich przerw.
Co innego warunki atmosferyczne :D Na początku było źle a pod koniec maratonu na trasie myślałem że "to" kółko się nigdy nie skończy.
Głębokie błoto, ciemny las, ulewny deszcz i porywisty wiatr, 11 stopni i od startu mokre ciuchy. Zgroza, fajnie się pisze ale to trzeba przeżyć:D
Osobiście nigdy nie przeżyłem takiej pokuty.
Flash też miał przygodę i należy wspomnieć bo musiał zakończyć maraton po 12h i mimo to zajął 6 miejsce :D

Różowe słonie Ostatecznie rywalizację zakończyli na zasłużonym 3 miejscu z przewagą 2 kółek nad 4m, samymi kontuzjami oprócz Ficka oczywiście.
Ten niszczyciel zrobiłby maraton nawet rikszą bez jednego koła pedałując lewą nogą...

Słowo się rzekło i za rok jedziemy bogatsi o doświadczenie odebrać to na co tak ciężko pracowaliśmy ;)

[okr. 12,3km x9]

Amen

Najedli się syto paluszkami, popili piwem i poszli spać po dwunastej. Prawdziwie zawodowo traktują zawody.
Kolacja w przed dzień startu © Jedris


O proszę. Grupa trzech bohaterów. Ironmani z prawdziwego zdarzenia. 24h później leżeli i kwiczeli że noga boli, że woda zimna, że ciuszki brudne a trasa trudna :D
Iron Maiden © Jedris


Ficka znowu nie ma. Przetacza krew czy coś...
Uzbrojeni i naiwni © Jedris


Biwak i nasza bramka. Miejsce na hali bardzo ułatwiało nam pracę. Ciekawe czy za rok też ją dostaniemy? Sądząc po tym co zostawiliśmy...
Miejscówka na hali © Jedris


Jeszcze czysto i spokojnie grupa lidera w strefie zmian wyczekuje szybkobiegacza Raptoziego
W strefie zmian © Jedris


W nocy panuje niezwykle niepowtarzalna aura. Dodajmy do tego 10*C, porywisty wiatr, głębokie błoto, ulewny deszcz i wychodzi nam samobójczy "skok na pętle".
Nocne klimaty © Jedris


[Mniej więcej w czasie naszego pecha]
Na zdjęciu nasz bohater w kat solo. "flash". Właśnie kończy wyścig pokazując, że wszystko jest ok. Popatrz tylko na tylną przerzutkę.
Kolejny pechowy finish © Jedris


Jest i Ficek! :D On to tylko zapier... na każdym zdjęciu. Tu właśnie oddaje finishowy skok na metę.
stop klatka © Jedris


Wspólne zdjęcie z flashem :)
Flash i spółka © Jedris


Nasze upragnione osiągnięcie się ziściło i choć chciałoby się więcej, jesteśmy dumni że przeżyliśmy ten dzień.
III miejsce quatro RSST © Jedris


Spakowani. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i do domu na zasłużony odpoczynek.
Już po wszystkim © Jedris