Ciąg dalszy cyklu 'ogólnorozwojówki' pt.: "Andrju szykuje formę" Dzisiaj wbiłem się na czystą szklanke na jezdni. Nie było odwrotu. Nnawet nie musiałem hamować... i Alee orełka pieprznąłem, prawie nie bolało. Zima. Wiadomo - warunki nie sprzyjają, osprzęt dostaje za żywota, rama zabiera syf. Ale, ale nie mogę dojść jak zachowują się moje tarcze hamulcowe na mrozie. Hamulce trzymają dobrze, aż za bardzo jak na te warunki z tą różnicą, że przód jest bez zarzutu, a tył przy hamowaniu hałaśliwie dzwoni! Tarcze czyszczone są tak samo, jeżdżone w jednakowych warunkach, nie ma mowy o przypadkowym oleju, a więc skąd się to bierze ? Jedyny plus, to taki patent zamiast dzwonka, spisuje się najlepiej.
To już drugi "wielki powrót" w tym roku. 10 dni bez roweru to naprawdę dużo. Niestety chorobę trzeba przeczekać i czas cholernie się dłużył. Na moje szczęście organizm nie jest znacznie osłabiony i nie czuje wyczerpania. Dziś też miałem okazje przetestować mój świeży nabytek - pulsometr sigma pc 9. Na razie niewiele mogę o nim napisać. Sprawdza się w temp. -9, a to o 10C mniej niż zaleca producent. Zdarza się, że gubi zasięg ale to po zejściu z roweru. Nie jest super profesjonalnym kardiowerterem ale zaspokaja moje potrzeby i przelicza mi spalone kalorie :D bajer.
Z nudów wirusa pochytałem. A poważnie to oskrzela mnie rozłożyły. Powrót do domu był męczarnią. Czas na kilkudniowe grzanie łóżka. Wcale mi to nie jest na rękę ale dziadostwo trza wyleczyć.
Wypad sprawdzić jak będą wyglądać następne 3 miesiące jazdy. Pierwsze wrażenia: Wyobrażałem sobie, że jazda po śniegu jest fajną atrakcją, fakt wymaga dużo skupienia i czas szybciej płynie ale do cholery nie pamiętam żeby w zeszłym roku było mi tak ciężko. Dłonie mnie rwą od trzymania kiery, stłukłem kolano na lodzie przed domem! Napęd dostaje tak w dupę że szok, nawet nie myślę teraz o zmianie! Jedynym ale ogromnym plusem tego długiego wypadziku jest intuicyjne wypinanie z bloków. Wreszcie zaczynam "kminić bazę". O ile do tej pory zdarzyło mi się to raz, teraz mam okazję co chwile, tylko musiał do tego spaść śnieg! Przyda mi się to w sezonie. A teraz "fastum" w dłoń!
W ciemnościach sobotniego brzasku przeciskałem się w korku cyrkulacji atmosferycznej. A ściślej to ciekawe jak bardzo zmieniła się pogoda przez ostatnich kilka dni. Zimno mi było... bo się ubrałem jesiennie ? Wybrałem się nieświadomie, jak będzie wyglądał powrót domu. Wychodzę z hali produkcyjnej a tu, śnieg! Myślę fajnie, gdybym tylko się cieplej ubrał. Zabawa rowerem na śniegu przednia. Teraz tylko oczekiwać treningu. A już dziś pierwsza odsłona tego rajdu. Metoda zmienna w terenie, czyli na przemian piwo/vodka. Osiemnaste Kamy to jeden z tych trudniejszych treningów wytrzymałościowych. Naście lat i MTB są bezkompromisowe. Nie wiem dla czego, ale nie wzrusza mnie to.
W końcu przyszedłem czas coby pozaniżać sobie średnią. Dopiero koniec listopada przyniósł zimowe dni. Dzisiaj pierwsza jazda "poniżej zera". Kręciło się całkiem dobrze (zaraz po rozgrzaniu). Już nie mogę doczekać się pierwszych śniegów. Znowu będę klął i narzekał. Ale będzie zabawa :D
Dziś: Najpierw do gitarhirołsa odebrać kapelusz, następnie na waryniol (aukcje), tyle... Widziałem spadającą gwiazdę. I pierwsze co przyszło mi do głowy to "Fajnie gdyby płacili mi złotówkę za każdy przejechany kilometr"
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq