Wstałem dzisiaj wcześniej, żeby prześledzić postępy Majki Włoszczowskiej w Pucharze. Wypadła całkiem nieźle z szóstą pozycją. Mogło być lepiej ale im dalej w sezon tym bardziej się rozkręca a pamiętajmy że przecież mistrzostwa dopiero we wrześniu...
Jeszcze lekko przeziębiony ale zaplanowałem nie odpuścić Silesi w tym roku, i wystąpiłem. Z tym że znów jako świadek. Z chorobą się nie wygra. Trasa zbliżona do zeszłorocznej, kilka drobnych zmian i wycięty jeden większy objazd. W sumie powodowało to szybką rundę co zresztą udowodnili prowadzący ze średnią ponad 31km/h "chapeau bas" dla Panów! Na miejscu miałem świeżą relację raptora z maratonu i ścięło mnie zupełnie. Ekipa wydawać by się mogło mocna jak wódka, a przegrali z pogodą. Tak czy inaczej gratuluję. 500 też coś :D
Po powrocie kulminacja. El Pistolero wygrał Giro! Contador 3 na czasówce ale jak to trafnie podsumowali: "Z taką przewagą mógłby się zatrzymać na szybkie piwo". Tak sobie pomyślałem - badziewny ten kolor koszulki lidera a w finale jechał już cały na różowo. Później się dowiedziałem że za każdy dzień jazdy w badziewiu dostaje 1000ojro a za zwycięstwo 90tyś... zrozumiałem przesłanie autora :D
Tak jest!! Na MTBku też można :D 2 lata starałem się jak mogłem i zawsze coś nie wypalało. Taka szczególna data dzisiaj bo wypadają urodziny Czesława Langa a mi właśnie pękła trzydziestka na godzinnym dystansie :D Ciekawe bo nic nie planowałem mocniejszego na dziś i w ogóle wyszedłem później na rower bo przed 20 ale wszystko złożyło się na idealne warunki do przyciśnięcia i już po 20 minutach jazdy starałem się utrzymać średnią. Wszystko wyszło przypadkowo bo na liczniku mignęła mi średnia i jak zobaczyłem avg 31 w Gliwicach, nic już mnie nie zatrzymało :D
Nobilitowana trasa: Zabrze>Gliwice>Szałsza>Świętoszowice i nawrót. I jeszcze mała dygresja. Piasta dostała luzu...
Hiperkompensacja a prościej idealny dzień do agresywnej jazdy. Wyjechałem z domu w kierunku Katowic i chwilę później znalazłem się w parku Chorzowskim. Zrobiłem rundę w terenie i zauważyłem sporo się pozmieniało od jesieni. Wykarczowali połowę chabazi z parku i w końcu coś widać za zakrętem... Jedna gleba ale trawka korciła ;]
Ostatnio zapomniałem wspomnieć co słychać u mojej [tylnej] piasty. Nic straconego. Krótki przebieg jej kariery: Zaczęło się "fajnie", później dostała extremalny jednostronny naciąg... Po centrowaniu koła milczała ale już po przejechaniu czterech tysięcy, konusy wykazały zużycie. Sporo się zbierałem do nabycia nowych części. Później dowiedziałem się że części zamienne do SH w ogóle nie są sprowadzane. Męczyłem, męczyłem i 4 tysiące później dostałem swój komplet. Dalej była reklamacja i wymiana na nowy model - mechanik pomylił modele piasty. Co zrobić ale gdyby nie to może nie popełniłbym największego błędu, który teraz niszczy mi piastę od środka. Otóż, korzystając z okazji przy wymianie konusów kupiłem łożyska, z których kulki wymieniłem na nowe, gdyż uznałem za stosowne zmianę całego mechanizmu bo wytarty konus to zużyte kulki rzecz jasna. To był błąd i ja mogłem tego nie wiedzieć ale żeby mechanik, na którym polegam mi to polecił a że jest idiotą zgodził się żeby mi wsadzić kulki o średnicy 0,2mm mniejsze od seryjnych!! Wystarczyło przejechać jeden błotny maraton, żeby się przekonać jak bardzo piasta jest męczona. Teraz się okazuje że nikt nie ma kulek do piasty HB 525 niestwierdzonej jako 'deorka' a mi pozostało słuchanie przyjemnego dźwięku pękającej ramy bo tak brzmi rozchodzący się stukot z piasty. Wniosek ? Fuck off! Że niby ja mam inwestować w nową piastę dla tych ciężkich gniotów ? Po gwarancji nie ma śladu. Dworcową omijam i radzę omijać szerokim łukiem. Ostatecznie nie planuje zmiany (chyba że pier...rozwali się) i będę ją dzierżył do śmierci - ot kiedy pozbędę się kół (albo roweru :D). Dziękuję.
Gliwicka Masa Krytyczna. Ustawka z Redbikiem na Ruffles i szybko na zbiórkę. Zdążyliśmy na styk :] Mała pomoc ze strony kierowcy A4. Ruszyliśmy już tradycyjnie na przejazd po Gliwicach. Sympatycznie i z humorem. Powrót grupą w kierunku Zabrza podciągnął średnią.
Szybki powrót do domu i po kolacji wyjazd na burżuazję. Tym razem ognisko za polanką bo wszystkie miejscówki pozajmowane. Dalej zrobiło się chłodno i wróciliśmy. Nienasyceni zrobiliśmy zakupy i zorganizowanie nocnego maratonu. Połowa z nas zjechała ze zmęczenia, włącznie ze mną. Musiałem się otrząsnąć i szybko wrócić. Nawet nie patrzałem na termometr, wskoczyłem na DTŚ i w domu byłem za 10 min :)
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq