Dzisiaj krótko. Wjechałem do ciemnego tunelu i nie zauważyłem na środku palety. Zaliczyłem OTB 10/10 z telemarkiem na rękach. Buty wypięły się dopiero pół metra mojego ryja nad ziemią. Czyli stosunkowo za późno na "Ojcze nasz" Teraz sobie ulżę po narzekając. Napierdala mnie lewy nadgarstek tak, że dupy nie mogę nawet wytrzeć, o myciu rąk nie wspomnę. Chciałem jeszcze gorąco pozdrowić ekipę budowlaną i ciulików, którzy nie posprzątali po sobie tego rozpierdolu. W ostateczności dziękuję swojemu sumieniu. Nic mnie to nie nauczyło i nadal mam w dupie "lampki rowerowe". Tunele powinny być oświetlone!! Na kolacje jadłem leszcza jedną ręką. Dla profanów to jedna z najbardziej ościstych ryb.
Tytułowy Marian, to tak głupia rzecz, że nie będę jej tu opisywał :D FM zostawię dla siebie, a napisać mogę, że szczytem zaskoczenia było spotkać kumpla na blałce. TO jest dopiero mistrzostwo, i podkreśla jak wiele twórczych pomysłów nam nie brakuje. Dzisiaj 3 okr. pmr,: czas 41:20 (13:08/1) podjazdy 5/6 gleby 2/11 :D Co raz lepiej i pewniej - to mnie nakręca! Dalej do Adasia bawić się w domowe przedszkole. Inaczej nie da się nazwać naszej nauki matematyki. Ostatecznie (około 23) Adasiu wpada na błyskotliwy pomysł poszukać odpowiedzi w internecie i tak po raz kolejny odmienia się nasze życie :D c.d.n.
Od początku ten dzień był za dobry, coś musiało nawalić. Po pierwsze ambicja mnie rozpiera. Po drugie żadnej gleby w spd na górkach. Po trzecie zauważyłem dużą zmianę w stylu jazdy przez ostatnie 2 tyg. Na zjazdach jestem bardziej pewny siebie. Zauważyłem też dużą poprawę w technice jazdy. Zakładałem przejechać 3 pętle trasy w Bielszowicach. Po pierwszym okrążeniu wyszedł czas 13:17 wzrost motywacji, kolejny raz zaliczam oba podjazdy z wielkim bananem na mordzie, czas 13:50 i wjazd na 3 okr. Zaczęła się walka o czas i darłem mocniej. Wjeżdżam pod pierwszą górkę, połowa za mną, zbliżam się do szczytu :D i nagle słyszę głośne "kliknięcie", kręcę dalej i zauważam że łańcuch przeskakuje. Zatrzymuje się na górze, patrze na stoper, czas 7:06 genialny (do mety 5min). Próbuje ogarnąć co się stało. I nieoczekiwanie widzę to:
W sumie najbardziej szkoda mi czasówki. Skończyłem z czasem 34:14 a do mety jeden szczyt do zaliczenia. Na moje szczęście łańcuch został na jednym sworzniu. Delikatnie ruszyłem w stronę domu. Skubany wytrzymał jeszcze 9km jazdy na "dołek" :D Całe zajście niestety nie jest oznaką mojej siły w nogach tylko zużycia napędu. Na chwile obecną łańcuch ma 51 ogniw :o
Czuję moc :D Najpierw szosą do CMSu, następnie Maciejów, napełnianie bidonów, dalej droga do mnie, szybkie przebieranie i sru do lasu na górki. Ciemność dopadła nas pół godziny później ale kręciło się dobrze. Bardziej luźno i ostrożnie. Dzisiaj tylko jedna gleba. Pętla w 14:55
Ruda Śląska Bielszowice. Trening, bardziej pod kątem technicznym. Nauka jazdy w spd weszła mi w krew jak tylko otworzyłem świeże pudełko, jednak podjazdy mówią co innego. Zaliczyłem 6 gleb, wszystkie na górkach. Przy wysokościach, gdy tracę przyczepność (rotacja) noga nie chce odbić w bok, tylko w górę no i na glebe! W końcu się nauczę! Generalnie jestem z kompletu bardzo zadowolony, może wizualnie i wagowo nie powala, ale daje mi cholerną stabilność i pewność siebie, szczególnie przy zjazdach.
45min asfalt(wstęp) > 45min teren > 45min rozjechanie
Jak widać od początku je katuje. Pierwszy test za nimi.
Ruda Śląska, pętla mistrzowskiej traski. Pierwsza sucha jazda w SPD i pierwsze 4 gleby. Tylko 1 kółko bo zimno i brak motywacji, bo na każdej górce zaliczam upadek :D Dalej do Pawełka obgadać kwestie inwestycji w klub. Jest dobrze, jesteśmy zdecydowani. 15m później poskładał rower i wyszliśmy pokręcić. Droga na Rokite i z powrotem. Lekkie jesienne przymulenie i zimne powietrze było do bani ale ogólnie kręciło się w porządku, nogi podawały ;]
Bania u Hofmana do rana !! Matko jedyna, zauważyłem że zakładam na siebie smycz! Po chorobie pilnie się przygotowywałem i obiecywałem sobie umiar. Jednak u mnie nie ma opcji żyć w złudzeniach. Poszedłem na całość i niczego nie żałuję :D Impreza b.udana, leciały szyby, żyrandole i nawet biedne krzesło biurowe poleciało z balkonu. Pomysły były różne ale to się musiało tak skończyć. W tle "Voodo people" odliczanie do północy i mamy kolejnego dorosłego. Następnie tradycyjny wpier***. Pasom nie było końca, każdy musiał przecież uderzyć :D W miarę upływu czasu i szklanek tempo przyspieszyło i zaczęliśmy tańczyć i świrować. Gała rzucił hasłem "Pogo"! [...] Przegryzłem sobie tak język że boli mnie gardło i jem przez słomkę. Ból wyszedł dopiero rano, więc spokojnie robiłem swoje. Piliśmy z "kufla przyjaźni" Śpiewaliśmy (darliśmy ryje) na balkonie. Później było już tylko lepiej ale w tym momencie notkę zakończę. Tak właśnie obchodziliśmy huczne osiemnaste Kamila i Mateusza.
pmr 1-13:03 komplet!!
SMS 24.09 20:50 "Bądź sobą. Pamiętasz jak mówiłem, że czasami nic nie trzeba robić :)"
Pogoda idealna na rower, ostatecznie skończyłem na pustych kilometrach. Cały dzień na badaniach i znienawidzone pobieranie krwi :/ jeszcze mnie krzywi i ręka boli! Później wyszedłem z zamiarem dłuższego kręcenia. Spotkałem w Rudzie Michała, pokręciliśmy chwilę w terenie ale skończyło się głównie na gadaniu. Przy okazji zapomniałem, że muszę odebrać wyniki. Zdążyłem tuż przed zamknięciem. pmr 1-13:55 (2-1,2)
Pojechałem do lasu rozruszać mięśnie. Troszkę mnie przymuliło, dopiero godzinę później wpadłem w swój rytm. Pogoda genialna na rower. Chwytam ostatnie ciepłe dni lata. Praktycznie we wszystkim kończy się sezon. Spotkałem Michała, do końca kręciliśmy razem. Rower całkiem nieźle zniósł wczorajsze górki. Zostało mi tylko dostawić adapter, bo tarcza z tyłu ociera. Podkładki czekają. Dzisiaj zdarzyło się coś jeszcze ale o tym napiszę w tygodniu.
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq