Wpisy archiwalne w kategorii

Trening

Dystans całkowity:6400.09 km (w terenie 592.36 km; 9.26%)
Czas w ruchu:255:23
Średnia prędkość:25.06 km/h
Maksymalna prędkość:76.00 km/h
Suma podjazdów:2167 m
Maks. tętno maksymalne:199 (101 %)
Maks. tętno średnie:184 (93 %)
Suma kalorii:47819 kcal
Liczba aktywności:125
Średnio na aktywność:51.20 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Zamułka

Sobota, 18 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-25 km, Trening
Treningowo. Byle gdzie. Zimno i ślisko.

Druga sesja

Środa, 15 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-25 km, Trening
Ciąg dalszy cyklu 'ogólnorozwojówki' pt.: "Andrju szykuje formę"
Dzisiaj wbiłem się na czystą szklanke na jezdni. Nie było odwrotu. Nnawet nie musiałem hamować... i Alee orełka pieprznąłem, prawie nie bolało.
Zima. Wiadomo - warunki nie sprzyjają, osprzęt dostaje za żywota, rama zabiera syf. Ale, ale nie mogę dojść jak zachowują się moje tarcze hamulcowe na mrozie. Hamulce trzymają dobrze, aż za bardzo jak na te warunki z tą różnicą, że przód jest bez zarzutu, a tył przy hamowaniu hałaśliwie dzwoni! Tarcze czyszczone są tak samo, jeżdżone w jednakowych warunkach, nie ma mowy o przypadkowym oleju, a więc skąd się to bierze ? Jedyny plus, to taki patent zamiast dzwonka, spisuje się najlepiej.

Pierwszy grudniowy trening!

Wtorek, 14 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-25 km, Trening
To już drugi "wielki powrót" w tym roku. 10 dni bez roweru to naprawdę dużo. Niestety chorobę trzeba przeczekać i czas cholernie się dłużył. Na moje szczęście organizm nie jest znacznie osłabiony i nie czuje wyczerpania.
Dziś też miałem okazje przetestować mój świeży nabytek - pulsometr sigma pc 9.
Na razie niewiele mogę o nim napisać. Sprawdza się w temp. -9, a to o 10C mniej niż zaleca producent. Zdarza się, że gubi zasięg ale to po zejściu z roweru. Nie jest super profesjonalnym kardiowerterem ale zaspokaja moje potrzeby i przelicza mi spalone kalorie :D bajer.

AZS AWF Kato/ Mokry trening

Poniedziałek, 22 listopada 2010 · Komentarze(0)
Rozleniwiłem się. Nie chce mi się uzupełniać wpisów. Krótko.. Dzisiaj załatwianie umówionych badań. Pobudka o 6 rano, za 15 siódma wyjście z domu i droga na 840 w stronę Katowic. Co do samych badań: przyjemne, konkretne i drogie. Spociłem się jak świnia, a w trakcie kręcenia kłuli mnie w palec. Max obciążenie jakie zniosłem to 280W przy tętnie 195. Po skończeniu chciałem się wypiąć a tu jajka. Śrubka z bloku wypadła i blok obracał się z pedałem. Trzeba było wykręcić sprężynę w bloku żebym mógł odzyskać swój bucik. Dali radę! Szacun. W drodze do domu zachaczyłem o rowerowy (("Dworcowa")) nabyć śrubkę, a jakże. I co? To samo! "Nie ma i na 80% nigdzie nie dostaniesz."
Na 80% nie odwiedzę już tego sklepu (Cube jak tyś się tam uchował ?) 2 min drogi stąd jest drugi rowerowy.. co mi zależy ? Sprawdziłem, dostałem i to za darmo. I na tym zakończę.

Szczęśliwy jak dziewczynka z lizakiem podskakiwałem na przystanek i..wróciłem nareszcie do domu. Później zwykłe stukanie kilometrów. Nuda, słaba pogoda i kręcenie z musu. Chociaż jechało się dobrze, nie wykręciłem założenia.

Bikerboy samo zło ma ewidentnie problem

Niedziela, 7 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 25-50 km, Trening
Z Redem planowo trening, wyszło nieplanowane opierdzielanie. Coś tam pocisnęliśmy, ale było tego niewiele. Najpierw był ból głowy, później złapałem rytm, a wybiła mnie z niego dziewczyna, zapraszając na studniówkę! Ale ze mnie szczęściarz. Teraz będę chodził uczyć się tańczyć poloneza. Dlaczego mam wątpliwości ?

Długi weekend

Sobota, 6 listopada 2010 · Komentarze(0)
Dzieląc dzień na etapy wyszłoby ich aż trzy.

Trochę statystyk. Standardowo człowiek wstaje rano, idzie do pracy, wraca do domu, je obiad, wali się na kanapę i tak wygląda większość jego życia. Ewentualnie wraca do domu i znajduje czas dla rodziny albo na swoje zainteresowania. Dzień wtedy ma dwa etapy. Pierwszy konieczny a drugi z przyjemności.
A teraz coś z życia nastolatka, który ma najbardziej nasrane w głowie na całym bikestatsie.
BS - to może być skrót od "Bądź sobą" dlatego nie będę zastanawiał się czy to blog rowerowy, czy porostu pamiętnik internetowy i czasami wpadnie tu
jakiś epizodzik, który przeczy zasadom bikera. Libacje alkoholowe tak! Ale tylko z rowerem!
Tak właśnie było...

Epizod pierwszy "@work"

Sobota, godzina 7:00
Dzień zacząłem od przysłowiowej "kurwy", bo zegar pokazywał godzinę 7:47 a nie zakładaną wcześniej siódmą, a wszystko za sprawą poprzedniej nocy.
Spotkania rodzinne nie sprzyjają warunkom do pracy. Jako że to mój pierwszy dzień, dałem sobie więcej czasu na przygotowanie i udało mi się wyrobić na 8:30 w docelowym miejscu i na 9 już w magazynie.
Nowe otoczenie, inna rasa, atmosfera towarzyska ale mam uczucie, że gram solo (mój pierwszy raz, tłumaczę sobie!)
Przykro patrzeć jak ludzie dają się wykorzystywać 10h dziennie, 7 dni w tyg. za psie pieniądze.
Teraz należę do nich, ale mam swój cel i nie jestem zależny od tej robótki,
więc jest mi dobrze przy najniższej stawce. Po pięciu godzinach stania na nogach poczułem zmęczenie. Praca nie jest ciężka ale nużąca.
Nie ma co się rozpisywać. Zajęć jest kilkaset i każdy ma wybór. Ogólnie tworzymy różne konstrukcje i zapewniamy przygotowanie materiałów, zdobień świątecznych na większą skalę, które w Grudniu zawisnął w centrach handlowych i miastach całej Europy.

Epizod drugi "potatoes rulez"

Wracając do domu odebrałem smsa od Pawła z zaproszeniem na wspólny trening.
Odpowiedź twierdząca, 15:10 pod moją klatką.
Droga na Bielszowice i dwa kółka w terenie. Brak pomiaru czasu ale czułem moc, w przeciwieństwie do Pawła, który ściśle trzyma się diety.
Sytuacja przedstawia się tak, że jadąc na treniol w godzinie poobiedniej kręcąc tylko po śniadaniu można się zajechać i cisnąć do domu z buta ale jak kto woli.
Ja włożyłem w siebie kilogram ziemniaków i dawałem z siebie tyle cobym roweru przez miesiąc nie widział kosztem tego, że godzinę później miałem wszystko w gardle.
I nie smakowało już jak obiad.
Idąc na kompromis, zawodnik w wieku kilkunastu lat powinien chodzić na blauki i trenować około godziny dziesiątej, dwie godziny po śniadaniu zażywając w trakcie dopalacze.

Epizod trzeci "przychlast na kanapce, czyli jak dobrze wyglądać w pipidówku na disco"

Na ogół moje treści mogą być ciężkie do zrozumienia. Dlatego że, pomijam konkretne szczegóły o których nie śmiało mi pisać.
Z treningu wróciłem brudny i przemoczony, bo na chwilę przed metą złapał nas deszcz. Wszedłem do domu i dostałem telefon z propozycją pojechania na osiemnaste Hani i Agaty.
Myślę - "Fajnie, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przedłużyć ten dzień :D"
Ogarnąłem się i pojechałem na Słoneczną.
Wcześniej spakowałem gacie i koszule, żeby nie zapieprzyć się jadąc przez świerkol. A była to impreza w stylu "Vegas", czyli na galowo.
U mnie skończyło się na oczojebnie jasnych dżinsach, czarnej koszuli i kapeluszu. Kamil cały czas się z tego nabijał, ale to stało się kluczem do zainteresowania innych osób.
j/w na miejscu najpierw swoim spojrzeniem dorwał mnie Hofman wyśmiewając mój strój.
Czekaliśmy jeszcze tylko na Bartka, który zwlekał z odpowiedzią i ostatecznie nie przyszedł. Z buta biegliśmy na "belke" złapać ostatniego busa na Rokite.
W ostatniej chwili trafiliśmy na otwarte drzwi 617 i spotkaliśmy w środku... Bartka.
Dalej na imprezę! Dom Działkowic(z)a "Aster" się zwało miejsce spotkania.
Pamiętam że weszliśmy, zmierzyliśmy wzrokim horyzont, wymieniliśmy spojrzenia i ktoś rzucił - "Pijemy na eks!?" Nikt nie zaprzeczył i tak pękały żubry, lechy i inne zlewki.
Jak to na salkach bywa, żeby nie popaść rutynę, wychodziliśmy na dwór nie odmawiając nikomu "fajki" a wracając poprawiając gawithem i tak było do 3x.
Aż w końcu pałka się przegła i endriu "pokazał", że ma dosyć. Ogromny plus za katering i przygotowane jedzenie. Doczołgałem się do stolika i zjadłem z 10 kanapek popijając wszystko sokiem.
Później słyszałem, że ponoć fajnie tańczę z kanapkami i sokiem, a ja starałem się tylko utrzymać przy świadomości wędrując po sali i szukając kromek po stolikach.
Około 45min później wróciłem do żywych, ale była to trudna podróż i do rana nie tknąłem się alkoholu.
Kiedy ja doszedłem do siebie, Kamil zanotował "złoty strzał", rano pytając skąd ma siniaki na nogach. Podsumowując impreza b.udana bo zabrakło na niej napinatorów, dresów i łysych,
więc żadnych bójek i durnych zaczepek nie było. Towarzystwo trzymało poziom (do pewnego momentu) tylko wszystko za wczesśnie się skończyło! Od 3 rano usiłowaliśmy załatwić transport, skończyło się na czekaniu godzinę na busa.
Rano obudziłem się na Słonecznej uświadamiając sobie, że to nie był sen i to już niedziela! Na śniadanie 3 parówki i żubr. Poczuwałem się trochę, i wróciłem w końcu do domu, w którym nie było mnie przez całą sobotę prócz obiadu.
Na miejscu byłem o 11 i zacząłem odsypianie.
Moje spodnie stały się legendarne, a Hofman został największym alkoholikiem imprezy, najdzielniejszy był Adam, a Bartek do samego końca n.cwaniakiem "Odprowadźcie mnie jeszcze kawałek, macie bliżej" :D

Bez względu na godzinę, jestem... jendre 55% (to chyba było inaczej)

Czwartek, 14 października 2010 · Komentarze(0)
Ruda, napieprzanie kilometrów w terenie. Wróciłem mokry jak świnia, przeziębiłem się albo jeszcze nie wyzdrowiałem. Później z buta: domit, platan, słoneczna - slipknot, żubr, tbk, wieczorna sesja napierania na Kejt.
Notka pozbawiona sensu, są to urwane kawałki z życia chłopca z Zabrza, teraz będę pamiętał ten dzień i siwą małpę.

Warte odnotowania - umyłem rower.


Leżąc słuchałem jak mi dobrze.

Fala Mariana

Czwartek, 7 października 2010 · Komentarze(2)
Tytułowy Marian, to tak głupia rzecz, że nie będę jej tu opisywał :D FM zostawię dla siebie, a napisać mogę, że szczytem zaskoczenia było spotkać kumpla na blałce. TO jest dopiero mistrzostwo, i podkreśla jak wiele twórczych pomysłów nam nie brakuje.
Dzisiaj 3 okr. pmr,: czas 41:20 (13:08/1) podjazdy 5/6 gleby 2/11 :D
Co raz lepiej i pewniej - to mnie nakręca!
Dalej do Adasia bawić się w domowe przedszkole. Inaczej nie da się nazwać naszej nauki matematyki. Ostatecznie (około 23) Adasiu wpada na błyskotliwy pomysł poszukać odpowiedzi w internecie i tak po raz kolejny odmienia się nasze życie :D
c.d.n.

Pechowo ale stabilnie

Środa, 6 października 2010 · Komentarze(1)
Od początku ten dzień był za dobry, coś musiało nawalić. Po pierwsze ambicja mnie rozpiera. Po drugie żadnej gleby w spd na górkach. Po trzecie zauważyłem dużą zmianę w stylu jazdy przez ostatnie 2 tyg. Na zjazdach jestem bardziej pewny siebie. Zauważyłem też dużą poprawę w technice jazdy.
Zakładałem przejechać 3 pętle trasy w Bielszowicach.
Po pierwszym okrążeniu wyszedł czas 13:17 wzrost motywacji, kolejny raz zaliczam oba podjazdy z wielkim bananem na mordzie, czas 13:50 i wjazd na 3 okr. Zaczęła się walka o czas i darłem mocniej. Wjeżdżam pod pierwszą górkę, połowa za mną, zbliżam się do szczytu :D i nagle słyszę głośne "kliknięcie", kręcę dalej i zauważam że łańcuch przeskakuje. Zatrzymuje się na górze, patrze na stoper, czas 7:06 genialny (do mety 5min). Próbuje ogarnąć co się stało. I nieoczekiwanie widzę to:
Koniec trasy © Jedris


W sumie najbardziej szkoda mi czasówki. Skończyłem z czasem 34:14 a do mety jeden szczyt do zaliczenia. Na moje szczęście łańcuch został na jednym sworzniu. Delikatnie ruszyłem w stronę domu. Skubany wytrzymał jeszcze 9km jazdy na "dołek" :D
Całe zajście niestety nie jest oznaką mojej siły w nogach tylko zużycia napędu. Na chwile obecną łańcuch ma 51 ogniw :o

Pomysł na

Niedziela, 3 października 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Trening, 0-25 km
Tak, to był zabójczo żywiołowy weekend. Gdyby nie rower pewnie zacząłbym się uczyć albo gorzej, sprzątać pokój. Korzystając z pogody wsiadłem na bika i pojechałem na Bielszowice zrobić 2 kółka. Wyjątkowo panowałem nad oddechem, kręciło się dobrze. Dołożyłem 2 gleby (ponownie na podjazdach) i przywiozłem świeżą glinę. Rower aktualnie waży prawie 13,5kg :D
Przed wyjazdem zauważyłem że brakuje ciśnienia w tylnej, rozebrałem koło, przewróciłem oponę na lewą stronę i znalazłem przyczynę. W gumę wbiły się dwa kolce jakichś chaszczy, które na pewno przywiozłem z Rudy.
jw weekend taki intensywny, że zaszalałem jeszcze ostrzej i podniosłem sztyce o 1,5cm. Od razu poprawa średniej prędkości. Ale jestem sprytny :D (po 4,5tyś km) tylko w terenie kręgosłup nie ogarnia. Rowerek ostatnio przestał szwankować (odpukać) jestem z niego b.zadowolony.

pmr 14:02