Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścig/Maraton

Dystans całkowity:2014.27 km (w terenie 1003.51 km; 49.82%)
Czas w ruchu:88:26
Średnia prędkość:22.78 km/h
Maksymalna prędkość:60.30 km/h
Suma podjazdów:5800 m
Maks. tętno maksymalne:194 (98 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:12774 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:111.90 km i 4h 54m
Więcej statystyk

GP Silesia - Wodzisław Śląski

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Dzisiejszą relację z wyścigu opowiedziałem już tyle razy że z pamięci powinienem wszystko skopiować ale wytrzepałem z siebie resztę szarych komórek, więc krótko.

Trasa była wymagająca technicznie z jednym jedynym 100 metrowym płaskim odcinkiem (start/meta). Pętla bardzo przypadła mi do gustu. Nie brakowało podjazdów na których pękały gwiazdeczki. Zjazdy zapamiętała większość włącznie z moim kolanem ale musiałem się poświęcić, inaczej wpadłbym na kolegę. Zaraz normalnie poszukam delikwenta na zdjęciach...
Bardzo dużo korzeni, szczególnie poprzecznych, przez które rzucało nami na wszystkie strony. Śliskie wiraże w piasku. Całe mnóstwo drzew i wystających konarów utrudniających przejazd. Okrążenie przemyślane, ciekawe z wykluczeniem miejsca na odpoczynek.
Nie zabrakło i elementu zaskoczenia. Część drogi wytyczona była kładką rozdzielającą staw na dwie części. Z drugiej strony, dojazd robił wrażenie jak patrzało się na pędzący peleton pomościkiem bez barier.

Trasa jednym słowem - zajebista!

Koncentracja przed startowa i wygrzewanie na słońcu najcieplejszego dnia w tym roku.

GP Silesia - Wodzisław Śląski © Jedris


Czas: 1:19h
Miejsce: 18
Rating: 31%
up: 160m 1ok.

Orzesze XC, czyli błotko, farsa i zapasy

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(0)
Szału nie było ale nie o miejsce w tym wyścigu chodziło. Czułem się pewnie i myślałem o starcie jak o mocniejszym treningu w grupie. Na początku wyprzedzałem i można powiedzieć że już po pierwszym okrążeniu pozycje zostały ustalone. Przede mną jeden zawodnik, reszta uciekła a z tyłu już nikogo nie było widać. Zacząłem trzymać się tempa, nie szarżowałem, po prostu czułem się dobrze. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Na 3 okrążeniu zgubiłem bidon i poczułem się za pewnie bo pojechałem dalej. Kosztowało mnie to więcej niż gdybym się zatrzymał.
Ostatnie okrążenie! Chciałem się koniecznie czegoś napić! Zostały jakieś 2-3km do mety i właśnie zacząłem przed ostatni podjazd. Nagle zobaczyłem mroczki przed oczami i poczułem zupełne odcięcie energii. To było męczące, pojawiła się dezorientacja, kręcenie na młynku, średnia 7km/h, dogonił mnie jakiś zawodnik, zacząłem niepotrzebnie oglądać się za siebie i myśleć o wyniku. Później wyprzedziło mnie kolejnych trzech i już miałem ochotę naprawdę odpuścić.
Jakoś doczłapałem się do mety. Straciłem z własnej winy kilka minut i 4 pozycje.
Oficjalnych wyników jeszcze nie ma. Wiem tylko tyle, że byłem w drugiej dziesiątce.
Ogólnie byłem i jestem zadowolony ze startu, bo naprawdę przez większość trasy miałem kontrolę nad wszystkim i jechało się znakomicie. Jest kilka błędów do poprawy a już za tydzień będzie kolejna okazja żeby je poprawić i przy okazji sprawdzić się na starcie w Wodzisławiu.


Rozbiliśmy się na samym środku, tuż przy linii start/meta.
Orzesze XC © Jedris


Nie wiem czy ktoś wytrwał 3 godziny i ustał na tym mrozie ale ja zamarzałem i razem z Pawłem zrobiliśmy jedno okrążenie trasy na rozgrzewkę.
Orzesze XC © Jedris


Dalej już wyjechaliśmy na szosę i zahaczyliśmy o Mikołów
Orzesze XC © Jedris


Aż wreszcie, pół godziny później (15:50) stanęliśmy na starcie!
Orzesze XC © Jedris


Samo wystartowanie to też dla sędziów wyższa szkoła jazdy. Przetrzymali nas jeszcze do 16:15, aż jeden kolega z troski o nasze bezpieczeństwo zgłosił że nie zabrał ze sobą lampek.
Ruszyliśmy! Na początku szło gładko i nawet mi się ryjek cieszył...
Orzesze XC © Jedris


...i miałem nawet ochotę na swawolne podskakiwanie...
Orzesze XC © Jedris


Aż do czwartego okrążenia, kiedy na mojej twarzy wymalowana była litość do własnego bólu.
Orzesze XC © Jedris


Pokonanie ostatniego szczytu to istna katorga!
Orzesze XC © Jedris


I wreszcie ubłagana meta, na której poległem i ratowałem życie bułką.
Orzesze XC © Jedris


Zawsze będę twierdził że mogło być lepiej, taki już mam wrodzony pesymizm.
Orzesze XC © Jedris


<lt;lt;NR=1
Dla mnie nie ma czegoś takiego jak priorytet "C"

Gumma Bianca & Tour de Bytomska

Niedziela, 26 września 2010 · Komentarze(0)
Pogoda nie dopisała jakkolwiek nikomu to nie przeszkadzało. Ku mojemu zdumieniu czas końcowy okazał się o 21 sekund gorszy od zeszłorocznego. Łączny (9:21), co dało mi miejsce 4 wypracowane przez Pawła. Wygrał ponownie Kornacki. W tym roku miałem lepsze przygotowanie i sprzęt. Zabrakło jednak odrobinę szczęścia.

Gumma Bianca oldschool
Gumma Bianca © Jedris


O lewej: Marlboro, Adaś, hm siostrzyczka ;D ?, ja (znowu coś spieprzyłem) i Paweł
Przed startem © Jedris


Grunt to dobrze się bawić :D
Mokry ścig © Jedris


Podoba mi się to zdjęcie :] bo rzadko kiedy mam okazję zobaczyć jaki jestem zaangażowany :D
Finishowe metry © Jedris

Debiut

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(0)
XIV Otwarte Mistrzostwa w Rudzie Śląskiej i mój pierwszy występ w maratonie krótko dystansowym. Całkiem udana trasa. Nie zabrakło stromych zjazdów i morderczych podjazdów. W mojej osobie wyścig wypadł słabo, miałem problemy z oddychaniem i po wyścigu myślałem że zedrę gardło do reszty ale mimo wszystko podobało mi się i za rok tu wrócę starać się o lepszy wynik. Dużym plusem był start zawodników z licencją przez co miałem okazję zobaczyć na żywo Anię Szafraniec i Marka Galińskiego.
No i wisienka.. Nie zaliczyłem żadnej gleby i żadnych defektów.

Czas przejazdu 43:55
Przewyższenia 510m
Miejsce 8
Max V 42km/h
Vśr 16.23

Mazovia 24h

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(2)
"Tango Alfa"

Tango - jako nowicjusz taktyki,
Alfa - jako stan umysłu rozluźnienia i ekscytacji.

Pod taką nazwą zespołu ruszyłem jako singiel.

Trasa prowadziła przez wał przeciwpowodziowy rzeki Narew, następnie odcinek przez łąkę, bagno, drogę szutrową, las, aż po końcowe 5 kilometrów czystej piaskownicy.
Słyszałem nawet że trasa nie była wymagająca ale tu każdy ma swoje zdanie. Może nie zdobyłem szczytu Mount Everest i nie przejechałem równika ale w dupę dostałem!
Ból rąk, nadgarstków, karku, stóp, zmęczenie, wyczerpanie i odparzenia w miejscach styku z siodełkiem.

Mimo to trasę uważam za udaną i przemyślaną. Doznanie zzmęczenia balansowało odczucie że inni też zmagają się z tym samym terenem. Maraton cało dobowy to niezwykła impreza, jednak nie wszyscy poczuli nastrojowy ton zawodów.

Szkoda marudzić na temat organizacji. Mam tylko żal za ujęcie mi okrążenia co
prawdopodobnie spowodowane było usunięciem maty na drugim końcu trasy. Zamieszanie odbijało się również na innych zawodnikach co psuło atmosferę zawodów. Liczne protesty i niedociągnięcia orgów zniechęcają ale niektórzy chyba zapomnieli że robimy to dla samych siebie.
Prawdziwą satysfakcję daje czyste sumienie. Przejechanie łącznego dystansu lojalnie i zgodnie z samym sobą motywuje i zachęca mnie do powrotu w przyszłym roku.

Mówią że droga do sukcesu jest długa i kręta.



Krótko z trasy...

Start z dobiegu (Le Mans). Na początek 7 okrążeń, czyli setka na ex i po makaron. Właśnie tak, to makaron
Lubella świderki napędzał mnie przez całą dobę. Podniecenie wzrastało z ilością okrążeń, jakie dzieliły mnie od talerza makaronu z sosem pomidorowym.

Ruszyłem spokojnie pozwalając brawurowym sprinterom na setkę wystrzelić do przodu. Po wjeździe na wał usiadłem na kole P.Krzyśkowi nr 100 i przez cały wał wyprzedziliśmy 50 oszołomionych speców w robieniu zadymy. Przy wjeździe do lasu pech, mój awangardowy napęd rozerwał gumę. Pan K. został uziemiony. Trochę się speszyłem. Dopiero 10-ty kilometr a panowie już pompują po krzakach.
Pojechałem dalej. Na drugim dopadłem Stivena nr 17 i zaproponowałem współpracę.
Tempo było optymalne dla nas obu, a i miło czas spędziliśmy rozmawiając, za co dziękuję koledze z Felicji. Zgubiłem Stiva na trzecim, bo miał problemy z tylną przerzutką i kiedy myślałem że wszystkie cyrkowe atrakcje
zostały opanowane nagle kolega przedemną - śśślizg, i do rzeki :D
Nie wpadł!! O mały włos! Przejechał się na sam dół razem z bajkiem
Poczułem się jak David Hasselhoff ze słonecznego patrolu zobowiązany rzucić się na ratunek. Wtargaliśmy się do góry i uprzejmie rozstali. To był dopiero spontan :D!
Później było spokojniej i trasa ładnie wyjeżdżona.
Od czasu do czasu jakiś zerwany łańcuch.
Jeden moment zapadł mi w pamięci b.pozytywnie. Na jednym okrążeniu wjeżdżając na wał
uderzyłem kolanem w mostek! Cholerny ból i w ułamku sekundy twarz Stiva.
- O! cześć!
- No hej :]
Zapomniałem co się stało i pojechaliśmy dalej razem.

Za wspólnie spędzony czas dziękuję też Maćkowi nr 220 za zespołowe kręcenie i zjechanie mojego Cube'a z błotem :D
Dzielnie nadrabiał okrążenia za poszkodowaną siostrę. Takie solo w duo. Fajny facio, dowcipny :)


"Sunset"

Największą satysfakcję w trakcie trwania wyścigu odczułem, kiedy zaszło słońce.
Upał zelżał. Wszystkim poważnie ulżyło i tempo wzrosło (marudery zjechały). Przynajmniej ja odczułem to gwałtownie. Uczucie ulgi pozwoliło przetrwać mi całą noc z czego jestem bardzo dumny. Nie spotkał mnie ani jeden nocny kryzys !!

Motywacji nabierałem wyprzedzając i prowadząc peleton. Wku******e czułem przejeżdżając odcinek wału przez który ludzie przechodzili na plażę. Nowi byli ostrożni. Miejscowi znudzeni swoją głupotą złośliwie utrudniali nam przejazd. Jeden dowcipny krzyknął żebym mu oddał rower.
Później już nie zwalniałem (liczyłem że jakiś buc wpadnie mi pod koła). Gorąco pozdrawiam także spacerowiczów. Co z tego, że równolegle poniżej wału biegnie asfalt. Lepiej było oglądać zawodników z bliska, czasem z bardzo bliska, momentami odczuwać porównywalny ból!!
Ech... Fajnie było :)


Ogromne wsparcie otrzymałem od mojej Drużyny A bez której osiągnięcie tego wyniku byłoby niemożliwe!! Dzięki raz jeszcze.


I jeszcze kilka zdjęć:

Trochę liczbowej treści przedstawiającej sprawę. Jak widać największy kryzys dopadł mnie rano kiedy pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę. Wypadłem z rytmu i nie byłem już w stanie kręcić dalej. Skończyłem maraton o 11 przed południem.
Okrążenia i czasy © Jedris



Punkt sypialni, serwisu, integracji, jadalni. W skrócie "ssij".
Spanko pod namiotami © Jedris



Czysty i błyszczący ogier. Gotowy do ścigu.
Na klika minut przed startem © Jedris



Ja i mój bodyguard idziemy na start.
Gotowy do staru © Jedris



To był dopiero wałowy podjazd.
Wjazd na wał rzeki Narew © Jedris



Widok z wału. Rzeka Narew.
Widok z wału. Rzeka Narew © Jedris



Znam co najmniej 32 powody dla których warto wystartować w M24h.
Zdjęcie by Kowalski © Jedris



Wschód słońca i moja determinacja.
Na dopingu. "Prodigy"!! © Jedris



Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić...
8 Całe życie błądzimy między uczuciami, które nie chcą się w nas wypalić... © Jedris



...Podobno tylko nieliczni okazują się odporni...
Pit line. Kontrola sprawności techniczej osprzętu. © Jedris



...Lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymy sami.
...lecz ostatecznie z bólem zawsze walczymi sami. © Jedris



Bo nie chciałem zgubić kasku.
Puenta//// © Jedris



Jeszcze tylko drobne czyszczenie.
Szlauchy w dłoń © Jedris



I z dumą mogę wracać do domu.
Mazovia 24h, Wielisyew 10-11 Lipca 2010r © Jedris



To by było na tyle. Do zobaczenia za rok.
Spakowani i gotowi do odjazdu. © Jedris



Kończąc, gratuluję wszystkim śmiałkom i mojej ekipie zmierzenia się z własnymi słabościami, dziękuję za stworzenie atmosfery zawodów
i do zobaczenia za rok ;) Pozdrower.

Dojazd na miejsce...

Niedziela, 27 września 2009 · Komentarze(0)
Dotarłem na miejsce. Widok przerażał! Gdzie nie spojrzeć wypasione rowery szosowe. Pomyślałem przez chwilę "co ja tu robie?" ale szybko to sobie uświadomiłem. Wczorajsza rozmowa z Pawłem, symboliczny grosz na nawrocie trasy i gra zespołowa - jestem tu dla sportowej rywalizacji, czyli to co tak naprawdę daje mi frajde. Tak więc czekam na umówionych znajomych - start za 1,30 h...

Zabrzański Szosowy Wyścig Rowerowy ...

Niedziela, 27 września 2009 · Komentarze(0)
Wyścig Szosowy... i mój rowerek do XC.

Dystans pokonałem w czasie (09:01) Przekonałem się jak wiele może dać jazda na tzw "kole", dostałem 20% więcej :) a to naprawdę dużo. Od samego początku jechałem w ucieczce, tak więc wielkim trudem było dla mnie utrzymanie się w niej. Udało mi się to realizować do 3/4 dystansu kiedy to ostatni z zawodników ucieczki oderwał się ode mnie i zostawił w tyle. Resztkami sił, wyczerpany i przemęczony patrzałem tylko jak peleton nie ubłagalnie mnie doganiał a do mety zostało jakieś 500m. Było to najdłuższe 500m w moim życiu. Stękałem, błagałem, nie mogłem się skupić aby zebrać siły. Wykańczałem się psychicznie. Na ostatnich 100m wstałem i zacząłem pedałować ponad wszystko i do upadłego. Udało się! Pierwsze moje osiągnięcie, zająłem 3 miejsce i jestem z tego bardzo dumny ;)

Mazovia 24h

Sobota, 4 lipca 2009 · Komentarze(3)
Maraton 24h

Doskonała impreza dla każdego maniaka dwóch kółek.

Naprawdę polecam! Nie zapomniania przygoda, przeżycia i atmosfera. Nocna jazda lasem, gdzie czaiły się dzikie zwierzęta dostarcza mocnych wrażeń. Kiedy zszedłem z roweru byłem podekscytowany i czułem że mógłbym jechać dalej ale jakąś godzinę później powiedziałem "nigdy więcej!" Teraz kiedy wreszcie doszedłem do siebie i wszystko przestało mnie boleć, trochę zatęskniłem za pętlą i całą atmosferą. Na trasie poznajesz ciekawych ludzi i mimo że przejeżdżasz to samo miejsce kilkanaście razy nigdy się nie nudzi. Kiedy wstawało słońce na wale rzecznym od Narwi dogoniła mnie dziewczyna, zaczęliśmy rozmawiać (wyglądała na starszą jakiś rok, dwa) okazało się że ma 25 lat i zrobiła 6 okrążeń więcej ode mnie, zajęła 7 m. open i wygrała oczywiście wśród dziewczyn. Wyobraź sobie że zrobiła 420 km. Do mety trzymaliśmy się już razem. Różne rzeczy się działy, najszybsi mieli bardzo wysokie tempo (okrążenie w 40 min) Jechałem sobie na wale wyjeżdżonym korytkiem wśród trawy 25km/h trzymając tempo 4 osobowego peletonu (dość szybko jak na tą nawierzchnię i wiatr) a tu nagle słyszę "prawa wolna" i wyprzedza mnie grupa 40km/h, tą najgorszą trawą i nie ubitymi ścieżkami - totalna rzeź.

Super sprawa naprawdę warto!

Miejsce: 31-Open 29-Mężczyźni 1-Kat. Wiekowa (nie klasyfikowana)