O ironio, jam jest skrajnie wyczerpany poczynaniami sprzedawców, dostawców, wszystkich "cy-ców". Jak do dupy to do dupy. W ostatnim czasie moje morale przyjęło poziom depresyjny, stąd brak chęci do czegokolwiek. Przyznaje że rozleniwiłem się w możliwie każdej kategorii egzystencjalnej. Ale należy się krótkie wyjaśnienie.. Jestem, albo przynajmniej czuję się wybrańcem. Moja ręka na klawiaturze pochłonęła trzech kurierów żywcem! Osobiście nie znam nikogo komu nie wręczono paczki do ręki przez nieszczęśliwy wypadek. Mnie spotyka to już trzeci raz w tym miesiącu (który nareszcie żegnamy). Troszkę mnie telepie ze świadomością że gdzieś ktoś wpierdala podwójnego z serem za moją kasę podczas kiedy ja mam siedzieć spokojnie na dupie i czekać. Nie jestem cierpliwy chociaż dzisiaj mija miesiąc od pierwszych zakupów. Z tego miejsca Pozdrawiam ekipę z bikestacji, kurierów UPS i inPost.
Dobra, jak tylko wręczą mi do ręki części napędowe, automatycznie nadrabiam stracony czas.
Statystycznie dzisiaj jest dzień, w którym tętno maksymalne spada mi o 1 ud/min, a w praktyce ? Bez zmian. Ostatnie naście :] Po bieganiu wyszedłem na rower i jeździłem po parku Świerczewskiego. Zjazdy/podjazdy. Zrezygnowałem z szosy bo na dostępnych przełożeniach nie da się jeździć nawet w strefie aktywnej regeneracji..
Czułem jeszcze mięśnie po czwartkowym bieganiu. Po za tym zużyłem całkowicie napęd. Z całej korby został tylko młynek. Podjazdy zrobiłem ale reszta treningu bardziej przypominała spacer...
No i w końcu mnie siekło. Taki kryzys mnie dopadł, że wlokłem się z rowerem zamiast jeździć. Szczęście, że w tym miesiącu większość czasu plan przewiduje na podjazdy. Żadna tarcza po za młynkiem nie działa, więc wykorzystuję korbę do maksimum. Ale w końcu ile można... oczekuję dostawy nowych części (to już chyba pisałem... jakieś 20 razy). Po za treniolem czas w szkole szybko upłynął. Kumpel przyniósł do szkoły magnesy neodymowe. "neocube" się to zwie i fajnie zabija czas na lekcjach z rodzynem. Sam nie wiem czy to jest warte tej kasy, ale fajnie że ktoś to ma,.. czysty wyzysk, ale 4 lekcje z siwym poleciały z kulkami. Po raz pierwszy wyniosłem z jego wykładu, więcej niż nic - dobry humor.
Swoją drogą wciąga to cholernie, można zrobić z tego prawie wszystko...
Dzieci ? Opowiadałem wam jak w lutym 2011r dostałem pierwszego liścia od mojego harcownika Gałochłona Arnolda ?
Ci, którzy są fanami "How I meet..." z pewnością wiedzą o co chodzi. Reszcie dziękuję za uwagę, możecie opuścić tego bloga, gdyż zrozumienie treści może wywołać konwulsje szczękościsku. Po przeczytaniu tekstu będziecie albo zniesmaczeni idiotyzmem albo zidioceni niesmakiem. Obowiązuje zasada domniemanej winy nauczycieli i profesorów.
Wszystko zaczęło się f piontek, kiedy razem z Gałą przeżywaliśmy masakrę kosiarką do trawy na lekcji z naszym prekursorem w dziedzinie auto eliminacji szarych komórek (jednej z rozszerzonych dziedzin geodezji). Po jego lekcjach mam wytrzeszcz oczu i jebadełko zamiast głowy. Ni z dupy ni z pietruchy Arni rzucił: - Bonk! Założymy się że z przyszłej kartkówki z matmy dostanę "dobry" ? - Co najwyżej dobry opierdol - odparłem bez zastanowienia. - No to jak, zakładamy się ? - A o co ? - O najmocniejszego liścia jakiego możesz strzelić. [Nie wiem czy prof. ******* ************ pseudonim "rodzyn" emituje jakieś mikrofale szkodliwe dla mózgu, które wpłynęły na moją decyzję ale dla mnie oczywistym było że to niemożliwe i w ogóle co on pieprzy, nawet nie zauważyłem w tym nic podchwytliwego.] - Dobra, więc załóżmy się i podaliśmy sobie ręce. Lilli, pseudonim "Farmer" była świadkiem i przecięła zakład.
Pierwotna wersja była banalna. Gała oblewa a ja zacieram sobie ręce. On!? niee... wygrana była czystą formalnością.
Po następnej lekcji przyszedł czas na matmę. Gała skromnie, nic nie okazywał. Ja bacznie go obserwowałem, skąd będzie rżnąć. Po wszystkim czułem lekkie podminowanie i swąd w prawej ręce. Jak Pani "W" odczytała oceny ze zdumienia przyjebałem żuchwą o stolik. Nie dość że zabrakło mi punktu do zaliczenia to Arnold zdobył czwórkę co do 0,1% Fuck Yea!! Usłyszałem i na tym zakończymy.
Założę się o kolejnego... bro wara, że Arni wyskoczył z kasy i kupił zestaw pytań. W końcu jest milionerem, ale to tajemnica.
Mówię Wam, nic nie boli bardziej jak oczekiwanie na nieoczekiwanego liścia. Życie ukryte w milczeniu, ciągłym strachu, kiedy zapominasz wziąć porannej dawki, a z gęby jedzie ci gorzej niż z dupy...
Gdybym opisał to jak wyglądały moje ostatnie dwa dni, musiałbym zadzwonić po introligatora bo na serwerze miejsca brakuje, więc przejdę od razu do aktu przemocy w rodzinie.
Najchętniej wrzuciłbym tu filmik momentu spuszczania mi w... mordę, ale łamie on wszelkie prawa związane z etyką tego bloga i ogólnie pogwałca Deklarację Zasad i Tolerancji.
Nie trwało to długo... Nie licząc tego, że przez północy uciekałem po domu. W końcu mnie dopadli, przykuli kajdankami do kaloryfera, zakneblowali, zdjęli zemnie... Nie... no bez przesady :D. ...dopadli mnie. Robiłem nawet maślane oczy Puszka ale nic nie pomagało. Czy to już teraz ? Zapytałem głosem Golluma chcąc wzbudzić litość. Stanąłem jak wryty, spiąłem wszystkie mięśnie (żeby bardziej bolało), wydusiłem z siebie ostatnie "Nie zgadzam się!" ...i dalej pamiętam tylko zapach podłogi jak się obudziłem. Jak każda podłoga pachniała fiołkami.
"Konsekwencja boli" - powiedział Andrzej leżąc na podłodze, krzycząc po chwili: Dajcie mi zimny nóż!
Jedno jest pewne. Miejsca w piekle mamy w pierwszym rzędzie ale to nie wystarczy, żeby zdobyć darmowe bilety na koncert rockowy.
...i tu ciąg dalszy historii, ale wcześniej chciałem zauważyć że całe zamieszanie wyszło przez banalne "cześć Endriu" ze strony Kejt. Następnie było zgrupowanie, akcja 'kiosk z fajami', platan i prosto na burżuazję. Słoneczną.
-Session with sevenfold-
I na co komu chodzić na koncerty ? W domu mieliśmy nawet wejście za kulisy! Tu się dopiero zaczęło synchroniczne picie piwa z przeszkodami na czas. Warte odnotowania. Wypłynęła taka akcja, że zgłodnieliśmy (to normalne podczas picia niebieskiego syropu) i nie było parówek, więc Adam pozwolił nam wziąć z lodówki co chcemy. Tak, te kotlety co miały być dzisiaj na obiad zjadł Kamil a ja na filmiku wpierdalam pomidora, żeby nie było na mnie. (Zasada: Nie kłam i nie zaprzeczaj, a prawda będzie po Twojej stronie.)
Nie by wa łe. Nic się nie stało, tylko raz dzisiaj chcieli mi rower zajebać na Okrzei w Gliwicach drąc pyska za mną... [Już nie robią na mnie wrażenia takie komentarze jak kiedyś. Pamiętam jak dobre kilka lat temu uciekałem na rowerze komunijnym przed taką grupką, aż mi łańcuch spadł i z buta biegłem cały obsrany. Mieli ubaw, a ja nauczyłem się pilnować roweru. Nie trwało to długo jak mi zajebali pożyczony rower z balkonu... aaale młody byłem, głupi, zawsze... będę, a do dzisiaj uzależnienie od roweru mi nie przeszło.] Po za tym spokojnie trenowałem. Spokojnie, bo już nie mam na czym trenować. Dzisiaj padł ostatecznie blat. To już druga zębatka i teraz kręcę jak nawdupiany morfinista, a wszystko przez naszą pocztę, która ma tendencję do gubienia paczek. Gdzie jest mój napęd ja się pytam ?
...szału nie było. No ale nie z takim napędem i ostrym w mordewind. Ale to mały pikuś w porównaniu z tym co mnie dzisiaj spotkało. Spokojnie trenowałem podjazdy, po około godzinie ruszyłem trochę mocniej, ostatecznie kończąc regeneracyjnym tempem. Wracając, już zmęczony, głodny i przemarznięty, trafiłem na ścieżkę asfaltową, przez którą środkiem przechodziła grupa dresów. Jak to mamusia mówiła "szerokim łukiem od takich" (znowu miała rację no) - szybka analiza. Nie kurwa! Głodny jestem, nie będę nadrabiał 20 minut drogi bo ktoś tu się czuje panem ulicy. Tempo miałem z 25kmh, nie za szybko nie za wolno jak na Zabrzański Bronx. Trzymałem się prawej krawędzi i już miałem się z nimi zrównać, kiedy jeden celowo wysunął się w bok. Nie było szans. Zderzyliśmy się ramionami i o włos nie poprawiłem ostatnich ewolucji. Nosz kurwa gdzie taki idiota ma wyobraźnie ?! Wielki bohater przed kumplami. Cholernie mnie to frustruje że komuś leci czyjeś zdrowie!! Ostatnie kilometry wyglądały mniej więcej tak: I WILL HAVE YOU, NEMESIS! YOU ARE MINE, NEMESIS! Nie będę mu życzył żeby go tramwaj rozjechał, ale szlag mnie trafia że tacy ludzie są bezkarni.
STOP wariatom drogowym!! A wariatów co raz więcej i nie tylko zmotoryzowanych...
Dzisiaj pajacowałem w mieście. Czułem na sobie spojrzenia ludzi aż miło. Prosto z Polska-Africa czarny białas, który szuka poklasku. Tak naprawdę nudziło misie i rozgrzewałem babcie na przystankach. Dzień niekonwencjonalnych wydarzeń zaowocował błyskotliwym pomysłem jak go uzupełnić. Najpierw był wykolejony tramwaj, potem spóźniony bus, dalej wejście w połowie lekcji na sprawdzian z języka zawodowego, rozdupiające spojrzenie Lindy spod biurka i już wiedziałem, że ma gdzieś moje gorące relacje. Dalej było już tylko lepiej. W domu dotarło do mnie, że ten dzień nie może być bardziej do dupy, zjadłem batona i wyszedłem na rower. Jazda w krótkich spodenkach podniosła mi morale... które opadło mi po powrocie do domu. Dostałem wezwanie na komendę. [?] Wiem jedno. Niczego nie żałuję!
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq