Wpisy archiwalne w kategorii

Powyżej 100 km

Dystans całkowity:7867.27 km (w terenie 1461.86 km; 18.58%)
Czas w ruchu:315:29
Średnia prędkość:24.62 km/h
Maksymalna prędkość:76.00 km/h
Suma podjazdów:4107 m
Maks. tętno średnie:142 (72 %)
Suma kalorii:17881 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:163.90 km i 6h 42m
Więcej statystyk

SC Baltic Sea - Dzień 10,11#

Piątek, 12 sierpnia 2011 · Komentarze(2)
Pierwszy dzień nad morzem © Jedris


Jak tylko porządnie się wyśpię uzupełnię wpisy włącznie ze zdjęciami z całej wyprawy nad nasze polskie, zimne Morze Bałtyckie :) A na razie krótko...

Powrót był urozmaicony i jeszcze mi się udziela :) Ruszyliśmy przy prawie bezchmurnym niebie, 26 *C i w pełni zregenerowani. Już wtedy czułem że droga będzie przyjemna. Nic podobnego :D
25 km później pierwsza burza z przelotnym deszczem. Na szczęście zdążyliśmy się schować ale tylko na krótko, musieliśmy przecież jechać bo czas uciekał.
Od tej pory do samego rana jechaliśmy przy mokrej nawierzchni. W nocy temperatura spadła do 15 *C, więc nie było mroźnie ale siąpiło deszczem do samego świtu. Około jedenastej zaczęło znów mocniej padać. Zatrzymaliśmy się za Inowrocławiem żeby przeczekać deszcz, zalepić buty taśmą i włożyć nogi w worki, żeby bardziej śmierdziały.
Ostatecznie tak uszczelniłem swoje buty, aż było mi za gorąco :D ale od tej chwili poczułem przypływ mocy i od Strzelna do Konina lecieliśmy ze średnią 30. Średnie tempo przez 200km wynosiło 24, myślę że to i tak nieźle, zwłaszcza że co kilkadziesiąt kilometrów musiałem poprawiać bagażnik bo już nie wytrzymywał ciężaru i uginał się aż do opony.
Wschód słońca na rowerze to z reguły pozytywne przeżycie, odżyliśmy na chwilę żeby potem łapać kryzysy na zmianę :D Zasypiałem na kierownicy.
Litr coli postawił nas do pionu. W Sieradzu pół godziny przerwy na uzupełnienie zapasów w biedronie i zostawienie małego upominku dla jednej Pani z centrum, która nas przygarnęła w drodze nad morze.
Następna dłuższa przerwa z resztą już zasłużona w znanej nam miejscowości Praszka. W tym samym czasie zaczął się ulewny deszcz. Okupiliśmy jedną pizzerie i zjedliśmy w końcu ciepłe żarcie :D Burza przeszła, niebo czyste, ruszamy!
Już miało być pięknie do samego domu. Dojechaliśmy zaledwie do Gorzowa Śląskiego (10km) i tak się rozpadało że zaczęliśmy przemakać. Schować też nie było się za bardzo gdzie, więc lecieliśmy w burzy z deszczem pod wiatr. Gdyby nie ta nieprzespana noc może lepiej bym to zniósł ale tu dopadł mnie większy kryzys i miałem szczerze dosyć takiej drogi do domu. Gdyby nie Paweł, który dzielnie trzymał się cały czas z przodu odpuściłbym. Do domu setka, byliśmy przemoczeni, basen w butach, kieszeniach, wszędzie. Jak burza to i wiatr, wyziębiło nas cholernie. Po drodze takich przelotnych burzy było jeszcze 3. Deszcz odpuścił nam dopiero w Tarnowskich Górach. Cali mokrzy ale rozgrzani lecieliśmy już do samego domu.

I jeszcze trasa powrotu. Nic szczególnie ciekawego, 95% głównymi drogami :)



Trochę żałuje że załatwiliśmy cały wyjazd w tak krótkim czasie ale jestem szczęśliwy że wróciliśmy cali do domu, chociaż nie obyło się bez przygód ale o tym później.

SC Baltic Sea - Dzień 9#

Czwartek, 11 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Pobudka i powolne pakownie. Pogoda całkiem niezła. Nie było upalnie ale nic nie zapowiadało deszczu :)

Wstaliśmy późno bo dopiero po ósmej . Priorytetem było wyspanie się, zwłaszcza że dzisiaj lecimy tylko do Kujawskiego.
Spakowani i gotowi ruszamy do domu © </div>

Jeszcze tylko pożegnać się z morzem i jestem gotowy katować swój tyłek przez następne 2 dni :)
[img title="Jedris żegna morze" width="600" height="450" author="


Rowery obładowane też gotowe do drogi. Ładnie wyglądają na piaskach.
Cube i Kross © </div>

Za Tczewem zatrzymujemy się żeby podładować baterie. Na zdjęciu RedBike pije azbestan fosforanu. Hit biedrony - 89gr za 2L :D
Po chwili mieliśmy taki odlot po tej pseudo oranżadzie że 2min później zobaczyliśmy Raptora :D Okazał się jednak prawdziwy, przyleciał na specu, żeby poinformować nas o pogodzie powrotnej :D a tak serio odwiedzić rodzinę w Grudziądzu. Tak więc od tej pory jechaliśmy już razem i żeby nie było przyjemniej zaczęło siąpić deszczem.
[img title="Gdańska na południe" width="600" height="450" author="


Przed miejscowością Nowe, Raptor poleciał w swoją stronę bo już zamarzał od trzymania naszego tempa :) Nas też zaczęło wyziębiać. Deszcz jedynie siąpił ale przez 4h przemokliśmy w większości a jakby tego było mało ostatnie 50km przejechaliśmy już w Ulewie. Zaczęła się burza i wiatr. Nie było miło. Po wjeździe do Gruczna wróciła nam motywacja. Gruczno na zawsze zapamiętam jako oazę spokoju i pozytywnej energii :D
..#Gruczno ©

SC Baltic Sea - Dzień 4#

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Start z Gruczna.

W nocy pogryzły mnie komary. Ja ze spuchniętym okiem i ręką, Paweł zmagający się z kolanami ruszamy na północ w stronę Gdańska. Ostatnie dni i godziny w siodełku zadziałały dzisiaj jak znieczulenie. Nie poczuliśmy w ogóle dystansu.

Kilka zdjęć z efektem pracy mojej cioci.
Ogród w Grucznie © </div>

Za nim wyruszyliśmy ciocia oprowadziła nas po Ogrodzie.
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210049,20110818,studentki.jpg" title="studentki#" width="450" height="600" /><div><q>studentki#</q> ©


Nie mogło zabraknąć również pomidorów. Taki sentyment z przeszłości kiedy razem z wujkiem uprawiali warzywa, główni pomidory.
#Malinówki © </div>

Popisowe dzieło
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210051,20110818,oczko-wodne.jpg" title="Oczko wodne" width="600" height="450" /><div><q>Oczko wodne</q> ©


Gotowi do startu. Przed nami ostatnia prosta. Ruszamy.
Wyjazd z Gruczna © </div>

Po drodze mijaliśmy Świecie, Nowe, Gniew, Tczew, Pruszcz Gdański
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210055,20110818,w-drodze-nad-morze.jpg" title="W drodze nad morze" width="600" height="450" /><div><q>W drodze nad morze</q> ©


W pomorskim na zmianę miasto, pola. Ta sekwencja podoba mi się o tyle bardziej że wolę oglądać widoki niż przejeżdżające samochody.
Gdzieś za Gniewem © </div>

Na kilka kilometrów przed Gdańskiem chcieliśmy zdążyć przed zachodem słońca.
<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,210065,20110818,ulica-gdanska.jpg" title="ulicą Gdańską" width="600" height="449" /><div><q>ulicą Gdańską</q> © Jedris


I wreszcie udało się. Po 3 dniach tułaczki wpadliśmy do wody jak oparzeni. Wcześniej za stocznią zrobiliśmy zakupy, więc pozostało nam tylko znaleźć jakieś miejsce na biwak.
Pierwszy dzień nad morzem © Jedris


Pojechaliśmy brzegiem na północ, aż dotarliśmy do Sopotu gdzie ze ścieżki rowerowej wypatrzyliśmy pole namiotowe. Jaka ulga nas ogarnęła zwłaszcza że było już po 22. Jak się okazało mieliśmy szczęście że weszliśmy jeszcze na teren :D Ale udało nam się! Teraz tylko się rozbić i zaczynamy odpoczynek :D

SC Baltic Sea - Dzień 3#

Piątek, 5 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kontynuacja

Wczoraj o godzinie 18 ruszyliśmy z naszego "miękkiego" lasu. Noc była dla nas orzeźwiająca po całym dniu upałów. Jechało się doskonale przez najbliższe 6h aż do Sieradza, gdzie zatrzymaliśmy się w centrum na chwilę odpocząć. Zimno zaczynało sprawiać mi ból, poczułem wyczerpanie. Zacząłem trzecią dobę a przez 2 dni spałem łącznie 5h. Nie mogłem sobie wyobrazić co będzie dzisiaj w dzień bo sen planujemy dopiero za Bydgoszczą, czyli za jakieś dobre 20h.

Zaczynałem umierać na ławce :D Nagle Paweł wyhaczył Caffe Club Las Vegas, takie pseudo kasyno otwarte 24h i wszedł do środka szukać cywilizacji. Nagle wybiega z informacją że Pani się zgodziła i możemy wejść z rowerami :D Super to się zagrzejemy chwilę. Chwila trochę się przedłużyła bo spędziliśmy tam dwie godziny ;] Przynajmniej trochę odpoczęliśmy (psychicznie), wypiliśmy herbatę, kawę, zjedliśmy ciastka i ogólnie to wszystko było takie niezwykłe bo na granicy świadomości. W dzień normalnie na pewno nie odwiedziłbym takiego miejsca. A tak poznaliśmy mentalność hazardzistów. Śmieszni ludzie. Pani Adze dziękujemy i spadamy. Czeka nas jeszcze długa droga. Reset licznika i od drugiej z Sieradza napieraliśmy w stronę Bydgoszczy.

Dzisiejszy dzień nie był bogaty w zdjęcia ale siła wyższa zadziałała. Ja traciłem świadomość na kierownicy :D Nie zamykałem oczu a film sam się urywał. Ten poranny pokaz slajdów skończył się dopiero w... nie pamiętam gdzie. Nic nie pamiętam, wiem że jechałem. Zatrzymaliśmy się "gdzieś" o 6 rano przed spożywczym żeby kupić żarcie i napoje. Po godzinie zaczynałem dochodzić do siebie i znowu poczułem przypływ mocy a zmęczenie zupełnie zniknęło.

Na zdjęciu mój życiowy kryzys. Dopiero teraz widzę jak smaruje kanapki :D Ledwie co pamiętam.
"Gdzieś" na śniadaniu © Jedris


Już kozak. Wróciłem do żywych i znowu mi się chciało. Pasztet rządzi!
W drodze do Bydgoszczy © Jedris


Większe miejscowości: Warta, Turek, Cholerny Koniin, Ślesin, Strzelno, Nowa Wieś Wielka, Bydgoszcz, Gruczno.

Czemu cholerny Konin ? To kolejne miasto w którym zgubiliśmy drogę ale tak zabłądziliśmy że godzina poleciała ot tak. Oj byłem bardzo zdenerwowany ale to nie koniec :D To zmęczenie zaczęło rodzić we mnie dziką małpę :x W Bydgoszczy dojechaliśmy do drogi ekspresowej gdzie był zakaz rowerów. Ekslodowałem, psychicznie byłem rozdarty na kawałki, już mieliśmy być 2h u celu a przed nami jeszcze 50km. Litości. Następne 2h nie były miłe i miałem bardzo pesymistyczne podejście do całego wyjazdu.

Na szczęście wszystko się zmieniło. Motywacja gwałtownie rosła kiedy dojechaliśmy do Gruczna, spotkałem się z ciocią, spojrzałem na mapę, zjadłem porządną ciepłą kolację, wziąłem prysznic i wyspałem się. Morale skoczyło mi o 300%

Etap II Rzut oka na mapę. Nooo! Wreszcie coś się poruszyło :D Stąd już tylko 150 do 3Miasta.
Ciocia z Redbikiem planują dalszą trasę. © Jedris



Solidny odpoczynek w Grucznie u cioci Krysi był ukoronowaniem dystansu i nagrodą za wytrzymanie tylu godzin w siodle :)
Do Gruczna dotarliśmy o godzinie 18 a więc minęły 24h od momentu kiedy wyruszyliśmy z "miękkiego lasu". Zrobiliśmy w ciągu dnia ponad 400km.

SC Baltic Sea - Dzień 2#

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Wstaliśmy na chwilę przed 6, żeby sprzątnąć namiot w razie gości. Zbieraliśmy się niespiesznie. Pasztet na śniadanie nie daje powera, więc ospale ubijaliśmy ciuchy w bagaże.
Pierwsza noc za nami © Jedris


Chwilę później domagałem się drugiego śniadania. Miałem ochotę na dżem, więc zaatakowaliśmy najbliższy spożywczy i kawałek dalej zabrałem się za smarowanie kanapek z uśmiechem na twarzy :]
Drugie śniadanie © Jedris


Szczęśliwe najedzone dzieci chwile później znalazły się Ogrodzieńcu. To już drugi dzień naszej wyprawy a my wciąż jesteśmy u siebie. Zaczynam poważnie zastanawiać się nad tyczeniem dalszej trasy ;>
Ogrodzieniec © Jedris


Póki co, cieszymy się widokami i wspominamy zeszłoroczny wypad do zamku.
Zamek w Ogrodzieńcu © Jedris


Ładuje baterie i wyciszam się. W mojej głowie właśnie rodzi się plan na zrobienie czegoś konkretnego...
Widoki ze skałek © Jedris


Na mycie zębów oczywiście :D Higiena musi być
Higiena musi być © Jedris


Jedziemy dalej. Po drodze mijamy skałki i cieszymy się terenem, żeby 2h później mieć go serdecznie dość.
Szlak Orlich Gniazd © Jedris


Jedna z bardziej urokliwych ścieżek rowerowych to tereny szlaku zaraz za Ogrodzieńcem.
Redbike i walczy z sakwami © Jedris


Co najlepsze. Tymi drogami nie jeżdżą samochody :D Po drodze goniła nas grupa kolarzy szosowych. Jakoś nie mogli nas dojść, pasztet rządzi :D
Jedris na Szlaku © Jedris


20-30km Od Częstochowy. Tu kończy się nasz szlak. Jesteśmy głodni i wyczerpani, sklepów po drodze żadnych i rezygnujemy z terenu, żeby wbić się na szosę.
Dla nas to koniec © Jedris


Przerwa. Znaleźliśmy sklep. Zakupy wystarczające żeby się najeść. Miejsce zlokalizowane kilka km-ów od Częstochowy. Las wyłożony mchem. Tak miękko, że aż korciło nas do rozłożenia namiotu. Ale nic z tego, właśnie w tej chwili zapada jeden z najbardziej przełomowych momentów całej wyprawy. Spojrzałem na licznik, wyjąłem mapę i złapałem się za głowę. Redbike...!!?
W drodze do Częstochowy © Jedris


Patrzymy na mapę i widzimy zgrozę. Dalej jesteśmy na Śląsku, w linii prostej do Zabrza 60km a nad Bałtyk..?!!! Jeszcze bardziej uczucie braku satysfakcji spotęgowało zmęczenie, więc podjęliśmy decyzję że lecimy w nocy! Po prostu chciałem zobaczyć na mapie że się przemieszczamy :) Jak na razie kupiliśmy dla odmiany paprykarz. O jaki ja szczęśliwy byłem ^^ nawet olewałem to że gryzą mnie w nogę czerwone mrówki.
W drodze do Częstochowy © Jedris


Upał zelżał, słońce zachodzi. To zaczynamy nockę z rowerem. Start!
Szosą na północ © Jedris

SC Baltic Sea - Dzień 1#

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Dziś spokojnie w odpowiednich do wyprawy humorach nieświadomi w co się pakujemy :)
Pobudka o 6, śniadanie, ostatnie pakowanie i wyjazd po 7, w tym czasie przyjechał Paweł a moja mama odprawiła nas do samego przystanku. Czyste niebo, zapowiadała się upalna pogoda. Nie było inaczej :)

Słońce szybko zaczęło nam się udzielać. Już 2h po starcie w okolicach Jaworzna pierwsza niespodzianka. Zgubiliśmy główną drogę ;> Ale z naszym talentem wszystko jest możliwe. Pobłądziliśmy trochę po wsiach ale teraz myślę, że to nam sprzyjało. Kierunek dobry bo jedziemy na wschód, więc kręcimy spokojnie odpoczywając od ruchu. Po jakiejś godzinie wyjeżdżamy z powrotem na główną drogę :) Jak się okazało jechaliśmy równolegle tylko polami i wioskami. To taki mały wstęp przed tym czego spodziewamy się na Jurze..

Pierwszy cel trasy zdobyty. Rynek główny w Krakowie. W tle Sukiennice.
Sukiennice © Jedris


Przerwa i czas na kilka zdjęć. Redbike i Kościół Mariacki.
Kościół Mariacki © Jedris


Show z bańkami mydlanymi. Jak przerwa to czas na kilka zdjęć :)
Kraków rynek główny © Jedris


Jedno z większych przełamań życiowych :D Jak posmarować bułkę pasztetem kiedy ludzie wlepiają we mnie swoje wścibskie gały ? RedBike: "Po prostu smaruj!"
Drugie śniadanie © Jedris


Pożegnanie z Krakowem. Najedzeni ruszamy szukać początku szlaku Jurajskiego ;];]
Kraków, Kościół Mariacki © Jedris


I oto jest nasz szlak. No to lecimy na Częstochowę :)
Początek Szlaku Orlich Gniazd © Jedris


Ciekawe czy robią też pranie ? Mózg mam już wyprasowany.
Prasowanie - sztuka nie lada © Jedris


Red dawaj ponton! Z tego co pamiętam to na liczniku nie mieliśmy 5km przejechanego szlaku a już zaliczyliśmy kamienisty podjazd, punkt widokowy i zaporę po burzową ?
Droga do Częstochowy © Jedris


Jako że nie chciało mi się ubierać kąpielówek, zgodnie przeszliśmy tunel górą.
Część Szlaku po ost. burzy © Jedris


W Ojcowskim parku zgubiliśmy rowerowy szlak i wjechaliśmy na pieszy, który odkupiliśmy bólem stóp. Wyżej się chyba nie dało. Przeszliśmy nawet chmury :D
Droga do nieba © Jedris


W drodze do Zawiercia za miejscowością Szułyszowy znaleźliśmy miejscówkę na rozbicie naszego pierwszego biwaku. Z resztą szukaliśmy tego miejsca na gwałt, gdyż słońce już zachodziło a my spieszyliśmy żeby wydostać się z Parku Narodowego. Jakoś się udało. Paweł zajął się ogniskiem a ja upychałem rowery do namiotu. Jeden jest już w środku , drugi jak widać stoi w przedpokoju :D Do namiotu wchodzi się przez ramę.
Dziko Dziko © Jedris


Słońce schowało się już za horyzontem a my jedliśmy ciepły chleb prosto z ognicha :]
Pierwszy zachód słońca © Jedris

Praszka

Środa, 13 lipca 2011 · Komentarze(2)
Z domu wyjechałem 6:55. Umówiony na centrum z Redbikiem i start o 7:15, przez Gliwice, Pyskowice i Zawadzkie dojechaliśmy do miejscowości Dobrodzień (z urzędu Guttentag ;)), gdzie spotkaliśmy ramboniebieski. Chwila odpoczynku, rozstanie i dalej przez Olesno i Gorzów Śląski docieramy do Praszki w między czasie decydujemy o utrzymaniu tempa i zwiększamy obroty. W Praszce dłuższy postój przy pl. Grunwaldzkim na rynku, chwilę później dojeżdża ramboniebieski.
Celem podróży było przekazanie książki dla Pani dyrektor muzeum a w zamian za przysługę otrzymaliśmy syty posiłek :) Zjadłem siedem albo piętnaście jagodzianek. Przy okazji zwiedziliśmy muzeum, oglądnęliśmy trochę fajansu i poznaliśmy historię miasta. Najbardziej spodobała mi się kolekcja wypchanych dzikich zwierząt :D Takie małe zboczenie...
Wyjechaliśmy przed 18 i część trasy pokonaliśmy po zmroku. Decyzja zapadła, utrzymujemy tempo. Po drodze wytrąbiliśmy zgrzewkę coli i lecieliśmy jak domino.

Dzięki chopcy za wypad ;)

Z RedBikiem na rynku w Praszce
Jedris i Redbike w Praszce © ramboniebieski

Z ramboniebieski w Dobrodzieniu
W Dobrodzieniu © ramboniebieski

by ramboniebieski

Tworóg Mały

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · Komentarze(0)
3 dni przed wyjazdem do Wieliszewa włożyłem do zacisków nowe klocki. Nie mogłem uwierzyć jakie dźwięki wydawały moje hayesy po maratonie i sceptyczne przekonanie, że to zmielony piach i pył jeszcze bardziej mnie zszokowało po rozebraniu. Poprzedni komplet wytrzymał 14 miesięcy, bez oszczędzania i pamięcią sięgam nie jedną błotną lawinę. Co więc ? W mazowieckim mają jakąś specjalną mieszankę błota z siarką bo mam wypalony pierścień na tarczy a z klocków zostało o tyle...
Ponoć Hades Stroker... © Jedris

Mazovia 24h - Różowe Słonie Silesia Team

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(3)
I wreszcie przeszedł czas upragnionej Mazovi :D W zasadzie to dalej nie wiem co mnie ciągnie do tego, żeby zadawać sobie ból przez całą dobę
ale jak na razie jest to ekscytujące. Zgodnie z założeniami ruszyliśmy w piątek rano spod mojego domu po naszego kutego na cztery nogi Ficka.


Droga do Wawy trochę nas wymęczyła bo trwała ponad 7godzin z czego większość czasu spędziliśmy na korkach, objazdach i zwężeniach.
W rezultacie na miejscu mieliśmy kilka genialnych pomysłów. Początkowo miał być biwak na stadionie przy ławce rezerwowych a skończyło się na
wolnej hali, którą wykorzystaliśmy maksymalnie (Pani z obsługi chyba nie przypadliśmy do gustu :D) Urządziliśmy się w luksusowych warunkach i wieczorem
w nagrodę razem z ekipą 2x duo z Rosji wypiliśmy po zimnym lechu. Na szczęście byliśmy na tyle rozsądni, żeby się nie przyłączyć ;D
Rano pobudka o 8 i ostatnie przygotowania do startu w południe. Przy okazji poznaliśmy osobiście flasha, który przyjechał z Gdańska zmierzyć się z trasą,
(bo tak to trzeba nazwać) w kat. solo.

Godzina zero (start)

Na pierwszy ogień poszedł Michał, który na pierwszym okrążeniu wyrobił przewagę kilkudziesięciu metrów nad kolejnym zawodnikiem, tym samym zaliczając
rekordowe okrążenie. Kolejny był Paweł, Piotr, ja. Zmienialiśmy się co jedno okrążenie i Od samego początku nasza przewaga rosła.
Kiedy wzrosła do blisko 20minut zmieniliśmy taktykę na po 2 kółka, żeby mieć w nocy więcej czasu na odpoczynek. Wszystko układało się idealnie, nawet flash
prowadził w solo :D

Godzina zero (noc)

Kilka minut po starcie Raptora trafiła nas pechowa awaria. Nasz lider, Specu strzelił focha i powiedział, że nie będzie dalej jechał przez to błoto,
skrzywił się i stanął w miejscu. Rap, nasz zespołowy szybkobiegacz wrzucił rower na plecy i z buta zmagał się z trasą, przy okazji skręcając kostkę, a co.
Ja w tym czasie zrelaksowany po prysznicu, wysuszyłem ciuszki i spokojnie ubierałem się z dużym zapasem czasowym. Do hali nagle wpada Rap z łańcuchem w zębach...
Wrzuciłem na siebie co miałem pod ręką, czołówkę do kieszeni. Wystrzeliłem z hali jak oparzony, wskoczyłem na start i pojechałem na trasę
robiąc jedno z moich szybszych okrążeń o tej porze. Nie znałem bieżących wyników i napędzała mnie myśl, że Team Reno jest tuż za nami lub niewiele przed nami.
Postanowiłem że zjeżdżam po kółku (byłem nastawiony na odrabianie strat) i wjechał Ficek. To był błąd z mojej strony.
Teraz już wszystko zaczęło się walić. Ja miałem motywację żeby gonić bo strata wynosiła jedynie 7 min, więc myślałem że wrócimy do wersji zmiany po jednym okr.
a chłopaki nieprzytomni, Pawła odpoczywał po ost. sesji a Piotrek zastanawiał się czy w ogóle wyruszyć przez ból nogi.
Ficek założył że robi 3 kółka i cały mój zapał poszedł się... Ja jedynie się wyziębiłem co skutkowało tym, że rano opadłem z sił i
kręciłem nienormalnie wolne kółka.
Zacząłem się wkurzać na siebie bo w zeszłym roku miałem to samo. Od 8 rano ja nie potrafię jeździć, o tej porze nie mogę robić długich przerw.
Co innego warunki atmosferyczne :D Na początku było źle a pod koniec maratonu na trasie myślałem że "to" kółko się nigdy nie skończy.
Głębokie błoto, ciemny las, ulewny deszcz i porywisty wiatr, 11 stopni i od startu mokre ciuchy. Zgroza, fajnie się pisze ale to trzeba przeżyć:D
Osobiście nigdy nie przeżyłem takiej pokuty.
Flash też miał przygodę i należy wspomnieć bo musiał zakończyć maraton po 12h i mimo to zajął 6 miejsce :D

Różowe słonie Ostatecznie rywalizację zakończyli na zasłużonym 3 miejscu z przewagą 2 kółek nad 4m, samymi kontuzjami oprócz Ficka oczywiście.
Ten niszczyciel zrobiłby maraton nawet rikszą bez jednego koła pedałując lewą nogą...

Słowo się rzekło i za rok jedziemy bogatsi o doświadczenie odebrać to na co tak ciężko pracowaliśmy ;)

[okr. 12,3km x9]

Amen

Najedli się syto paluszkami, popili piwem i poszli spać po dwunastej. Prawdziwie zawodowo traktują zawody.
Kolacja w przed dzień startu © Jedris


O proszę. Grupa trzech bohaterów. Ironmani z prawdziwego zdarzenia. 24h później leżeli i kwiczeli że noga boli, że woda zimna, że ciuszki brudne a trasa trudna :D
Iron Maiden © Jedris


Ficka znowu nie ma. Przetacza krew czy coś...
Uzbrojeni i naiwni © Jedris


Biwak i nasza bramka. Miejsce na hali bardzo ułatwiało nam pracę. Ciekawe czy za rok też ją dostaniemy? Sądząc po tym co zostawiliśmy...
Miejscówka na hali © Jedris


Jeszcze czysto i spokojnie grupa lidera w strefie zmian wyczekuje szybkobiegacza Raptoziego
W strefie zmian © Jedris


W nocy panuje niezwykle niepowtarzalna aura. Dodajmy do tego 10*C, porywisty wiatr, głębokie błoto, ulewny deszcz i wychodzi nam samobójczy "skok na pętle".
Nocne klimaty © Jedris


[Mniej więcej w czasie naszego pecha]
Na zdjęciu nasz bohater w kat solo. "flash". Właśnie kończy wyścig pokazując, że wszystko jest ok. Popatrz tylko na tylną przerzutkę.
Kolejny pechowy finish © Jedris


Jest i Ficek! :D On to tylko zapier... na każdym zdjęciu. Tu właśnie oddaje finishowy skok na metę.
stop klatka © Jedris


Wspólne zdjęcie z flashem :)
Flash i spółka © Jedris


Nasze upragnione osiągnięcie się ziściło i choć chciałoby się więcej, jesteśmy dumni że przeżyliśmy ten dzień.
III miejsce quatro RSST © Jedris


Spakowani. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i do domu na zasłużony odpoczynek.
Już po wszystkim © Jedris