Na masę wybrałem się dzisiaj wyjątkowo późno. Ekipę dogoniłem 2km od startu. Szybki przejazd, wspólny powrót z chłopakami i eskorta dosłownie pod sam dom :) Później koper i multi.
Wycieczka w starej ekipie i dodatkowo z bracikiem na ryby. Rzecz jasna w mojej roli to wpier... nie łowienie, a drogie to jak za złoto!! W każdym razie lokacja b.dobra a jedzenie jeszcze pyszniejsze. Pozdrawiam Panią kelnerkę :> Kręcenie typowo spacerowe, wieczorem dopiero miałem okazję podkręcić średnią z Gliwic po ciepłe ubrania na powrót do domu i z powrotem na waryniol.
Zatrucie pokarmowe i w końcu grypa żołądkowa pozbawiła mnie zdolności do jazdy. Kondycja zerowa. Dzisiaj zdecydowałem się wyrwać z domu bo już dostawałem do głowy. Koncentracja na minus, w głowie mam bigos, widziałem jak się asfalt roluje.
Tydzień wolnego od szkoły zaowocował moim zainteresowaniem. Pojechałem do Arniego wyciągnąć gorące info. Wychodzi na to że nic nie straciłem oprócz pogody. Oh.
Sami kręciliśmy się po Zabrzu i skończyliśmy trip w środku lasu grubo po zachodzie skąd pojechaliśmy każdy w swoją stronę.
Gliwicka Masa Krytyczna. Ustawka z Redbikiem na Ruffles i szybko na zbiórkę. Zdążyliśmy na styk :] Mała pomoc ze strony kierowcy A4. Ruszyliśmy już tradycyjnie na przejazd po Gliwicach. Sympatycznie i z humorem. Powrót grupą w kierunku Zabrza podciągnął średnią.
Szybki powrót do domu i po kolacji wyjazd na burżuazję. Tym razem ognisko za polanką bo wszystkie miejscówki pozajmowane. Dalej zrobiło się chłodno i wróciliśmy. Nienasyceni zrobiliśmy zakupy i zorganizowanie nocnego maratonu. Połowa z nas zjechała ze zmęczenia, włącznie ze mną. Musiałem się otrząsnąć i szybko wrócić. Nawet nie patrzałem na termometr, wskoczyłem na DTŚ i w domu byłem za 10 min :)
Powrót z Łodygowic. Trzeba to otwarcie powiedzieć - wczoraj pogoda była zajebista. Śnieg w Maju :D Była panika że nas zasypie ale bardziej przerażała mnie wizja powrotu w krótkich spodenkach bo tylko takie ze sobą miałem :D Chyba nikt nie spodziewał się takiej pogody. Oczywiście popsuła nam plany, chłopaki się zmyli. My zostaliśmy sami w nadziei, że nie będziemy musieli polować na dziki. W akcie desperacji miał być powrotny pociąg do domu ale rano okazała się całkowita zmiana klimatu. Niebo bezchmurne i słońce powoli nagrzewało. Fakt że jeszcze było zimno bo jedynie 7-8 stopni ale ruszyliśmy już spokojni i w Bielsku czekało na nas 14 stopni. Od Bielska Raptus wyciskał ze mnie ostanie soki. Rozstaliśmy się w Mikołowie i każdy pojechał w swoją stronę.
Po obiedzie zrobiłem sobie mały rozjazd z bracikiem i skoczyliśmy po Pawła. Młody złapał gumę gdzieś między Szałszą a Czekanowem a my standardowo nie przygotowani wracaliśmy na szpilkach. Johnego udało się odholować i resztę dnia kręciliśmy się sami po Zabrzu.
Powrót do chłopaków. W Bielsku pomyliłem drogę i nadrobiłem kilka kilometrów. Słońce co raz niżej i zimno się robiło to się wkurzyłem i na A1 wskoczyłem. Nie pamiętam już gdzie odbiłem ale trafiłem do celu! Na miejscu pozytywnie zaskoczony. Kurde, warto było przejechać taki kawałek. Ejpok pierdyknął pyszną kolacje, po drugie z taką ekipą można się pośmiać i robić mocne kilometry. Wieczorem skok nad Żywieckie. Podczas powrotu zacząłem w końcu odczuwać zmęczenie. Byłem wielce napalony na zaliczenie każdej góry w okolicy ale majówka zaczęła mnie przerastać. Nie kontrolowałem tego :D Na jutro zapowiadali deszcz, więc szykowała się regeneracja. Pod koniec dnia przepieprzyłem jeszcze szpil w eurobiznes i wygrałem zmywanie.
Z samego rana wjechaliśmy na górę Żar. Piotrek na starcie odstąpił mi szosę i mam mocne przeżycia za sobą :D Dziewiczy przejazd na ostrym kole, mega przyspieszenia i rekord prędkości.
Początkowe plany zakładały że koło południa dojadą do nas Ejpok i Wiśnia ale zaliczyli mały poślizg a na mecie zgubili drogę. Złożyło się na to że spędziliśmy w grupie niecałą godzinę a ja już spakowany zbierałem się do powrotu. Jakby nie telefon RedBika i ustawka na jutro zostałbym na miejscu ale dużo wcześniej zakładaliśmy starty, więc w drogę.
Majówka w Beskidach. Skorzystałem z zaproszenia raptora i razem skoczyliśmy do Łodygowic. Miejsce idealne do mocnych treningów jak i odpoczynku z czego korzystałem jak mogłem :) Pierwszego dnia poznałem okolicę a wieczorem skoczyliśmy nad Żywieckie. Dzisiaj też ujawniłem swoje zdolności kulinarne i ze zwykłego sosu zrobiłem zupę pomidorową. Cóż, i tak się najedliśmy ;] W Łodygowicach można spotkać tropikalne pająki. Występują w domach za łóżkiem (od strony głowy), a w szczególności w kuchni, wyskakują z nienacka i rzucają się na ludzi! Mają średnicę talerza zupy i są śmiertelnie obrzydliwe. Fuck!
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq