Jeszcze nie wkroczyłem na ścieżkę monotonii. Nadal świetnie się bawię dopóki czasy stają się co raz lepsze ;] Pętla SCIII: (1) 9:35:69 (2) 11:48:88 - 21:24:57 (3) 11:11:61 - 32:36:18 (4) 10:57:97 - 43:34:15 Vmax 46 km/h
Park w Chorzowie - upodobałem sobie to miejsce. I za każdym razem podoba mi się co raz bardziej :) Kolejna pętla SCII: (1) 9:54:93 (2) 11:54:75 - 21:49:68 (3) 11:24:32 - 33:14:00 (4) 10:47:37 - 44:01:37 Vmax 47,5 km/h Wynik dużo lepszy ale wciąż słaby.
65 godzin bez roweru oczywiście nie pozostało bez skutku. Z Bydgoszczy wróciłem wczoraj późnym wieczorem. O jak ja żałuję, że nie miałem tam roweru, no ale coś za coś... Stawy już mi nie dokuczają, za to przybyło mi 2 kilo :D Karmią tam lepiej niż na wigilii. Trzeba było to spalić i wrócić do formy. Podzieliłem to na dwie sesje.
Poranna - pojechałem do Ornontowic pojeździć tam po lesie. Równe ścieżki i zadbany las czyli to czego w Zabrzu najbardziej brakuje.
Poobiednia/wieczorna - WPKiW objechałem trasę SCMTB, ostatecznie w końcu udało się przejechać całość. Jutro pojadę zrobić pętle na czas. :) Średnia opadła za sprawą rundki w terenie 28.79km - avg 16km/h.
Tak się złożyło że jak dotarłem do domu stuknęła mi setka. (4:21:36)
Pasuje, nie wyrabiam, stawy bolą tak bardzo, że nie chcę załapać niepotrzebnych kontuzji. Wyjazd do Bydgoszczy idealnie się złożył. 2 dni przerwy dobrze mi zrobią.
Start z domu w stronę Chudowa, ale na tym nie poprzestałem. Pojechałem prosto na Ornontowice i się wpakowałem. Nagle przyszedł ból i chwilę później stał się nie do wytrzymania. To była bardziej rzeźnia lub walka z własnym słabościami zamiast spinningu. Zostało mi tylko patrzeć jak średnia spadała. Dalej przez Gierałtowice i za moment znalazłem się w znajomych Przyszowicach. Zrobiłem sobie przerwę przed mostem na Makoszowach i po prawej stronie zauważyłem jakąś tablicę...
Na każdym moście przerwa, podjazdy były mordercze dla kolan.
Przed mostem w stronę Zabrza kolejny przystanek. Most zamknięty po powodzi ale rowerem przejezdny. Po prawej stronie w oczy rzuciła mi się tablica informująca o ochronie przyrody.
W trochę niekonwencjonalny sposób ale w końcu przydał mi się kask! Żeby zrobić to zdjęcie musiałem wdrapać się po pniu. Kiedy się wyprostowałem, nie zauważyłem gałęzi nade mną! To nagroda za niszczenie mienia :) Żartuje, załatwiłem to w b.kulturalny sposób.
Wieczorem kolano przestało boleć i oczywiście się nie oszczędzałem. Pojechałem na Bielszowice wziąć górkę na ul. Kokota. Spinning bez pierdolnięcia ale ból wrócił. Jutro szykuje się mały wyjazd, więc 2 dni wypadają. Stawy powinny dojść do siebie.
Kierunek na Gliwice, później przez pola na Rachowice i wreszcie do Sierakowic. Spędziłem chwilę w tamtejszych lasach. Są najlepsze!! Długie, czyste, ogólnie zadbane i z równą nawierzchnią. Szkoda że tak daleko od domu. Miejsce do jazdy rowerem doskonałe!
Za Sierakowicami znalazłem się na chwilę w woj. Opolskim
Później już tylko się zgubiłem. Tuż przed zachodem słońca wpakowałem się do lasu. Przejechałem 10km i zaczynałem mieć pietra, bo zaliczyłem około 30 zakrętów, więc powrót nie wchodził w grę! Adrenalina rosła, do głowy przychodziła mi tylko jedna myśl - kiedy złapie gumę !? Nagle cud! Wyjechałem w znajomym miejscu, obok kaplicy w Rachowicach, poczułem się jak w domu :) brakowało mi tylko ponad 30km :D W każdym razie adrenalina opadła, wtedy dopiero poczułem zmęczenie i głód. Teraz bolą mnie stawy nad kolanami, ale jakoś to będzie. Do jutra wypocznę.
Koniec lenistwa. Od dziś oficjalnie zarzynam dzień w dzień swój sprzęt. Przyszedł wolny czas i nareszcie można "spokojnie" potrenować. Pojechałem do Czechowic rozruszać się trochę po dwudniowej przerwie. Piasty strzelają tak że bez mp3 się nie ruszam i tylko czekać aż się coś rozleci. W przeglądzie było prawie już wszystko. Od skręcenia szprych, dokręcenia adaptera, hamulców, tarczy po wymianę łożysk, smarów, osi w piaście. Przód i tył szwankuje i wada nie chce się ujawnić.
W Czechowicach objechałem Dzierżno dookoła, znalazłem fajny punkt widokowy i oglądałem zachód słońca. Później zaczęły mnie żywcem żreć komary i zebrałem się do domu. Ogólnie ciężko się kręciło, znowu straciłem rytm ale niedługo nadrobię.
Pewne rodzinne okoliczności wprowadziły mnie w melancholijny nastrój...
Amator bigosu. Gość, który nie potrafi jeździć prosto. Żywi się bananami i colą. Nie goli nóg i mówią do niego Jędris, zamiast JEDRIS!!
Sam o sobie ? "Jeżdżę wyczynowo bez ograniczeń, eksploracyjnie dla nowych terenów oraz z przyjemności i ciągłego sprawdzania swoich możliwości". Bonq